HAWAJE
05:39
CHICAGO
09:39
SANTIAGO
12:39
DUBLIN
15:39
KRAKÓW
16:39
BANGKOK
22:39
MELBOURNE
02:39
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Ameryka Łacińska » AŁ 5; Meksyk: Indianie Chiapas i San Cristobal de las Casas
AŁ 5; Meksyk: Indianie Chiapas i San Cristobal de las Casas

Aleksandra i Marcin Plewka


Rano opuszczamy niegościnny dom Rogelio. Jego matki już nie ma wiec tym razem nie dostajemy śniadania. Niestety przy pakowaniu namiotu okazuje się, że zerwała się linka łącząca rurki stelaża. Tragedia. Prawdopodobnie nie będę już mógł używać normalnie namiotu i to na początku podróży. Rodzice będą musieli wysłać nam do Kostaryki nowy stelaż Marabuta.

Tym razem przed nami tylko 2 - godzinna droga przez piękne góry do San Christobal, prawdziwej stolicy indiańskiego Chiapas. Ponieważ czasu mamy mało, a bilet jest taniutki, decydujemy się na autobus za 25 peso. Autobusy w Meksyku są na bardzo wysokim poziomie, człowiek czuje się trochę jak w samolocie. Przed odjazdem z ekranów telewizorków puszczają instrukcje bezpieczeństwa a potem leci z reguły jakiś bardzo dobry film amerykański.

Docieramy szybko do celu podroży. San Christobal położony jest w dolinie otoczonej pięknymi górami pokrytymi lasami. Miasteczko ma przyjemny kolonialny charakter ze starymi niskimi budynkami posiadającymi często piękne wewnętrzne ogrody. W Meksyku z resztą właściwie nie spotkaliśmy do tej pory blokowisk, a jedynie dość niską zabudowę. Ulice wyglądają w każdym mieście dość podobnie. Fasady budynków w San Christobal mienią się całą paletą przepięknych ciepłych barw.

Na ulicach pełno jest Indian. To mój pierwszy w życiu kontakt z tak egzotycznymi Indianami. W mieście pełno jest kobiet odzianych w swoje tradycyjne różnokolorowe stroje. Prawie każda nosi na plecach dziecko, owinięte solidną tkaniną. Tutaj każdy próbuje nam coś sprzedać. Chusty, koraliki i inne wyroby. U dzieci sprzedaż zamienia się czasem wręcz w żebraninę. Idą przylepione do Ciebie dalej, mimo że odmawiasz zakupu. One tym wcale niezrażone powtarzają jak zaklęcie błagalnym głosem: kup, to tylko 2 peso, tylko 1 peso, kup, kup, kup.

Indianie nie pozwalają żeby robić im zdjęcia. Jeśli tylko zauważą obiektyw wycelowany w ich stronę, chowają twarze. Wygląda to dosyć śmiesznie. Ktoś mógłby pomyśleć, że boją się, że skradniemy ich dusze... Nie, powód jest dość prozaiczny. Indianie myślą, że każdy turysta robi zdjęcia by potem sprzedać je z zyskiem, więc nie chcą dawać fotografować się za darmo, tylko za opłatą np. 10 peso za foto ( 1 dolar).

Chiapas używają swojego języka, który oczywiście nie ma nic wspólnego z hiszpańskim i jest podzielony na wiele lokalnych dialektów. Odwiedzamy targ pełny egzotycznych Indian sprzedających miliony produktów. Czego tu nie ma... Przyprawy, owoce, kury, indyki...

To tu, w San Christobal de las Casas, w 1994 roku komendant Marcos z grupą Indian rozpoczął swoje powstanie opanowując miasto. Dzisiaj nie ma śladów po tamtych wydarzeniach i w ogóle nie czuje się jakiejś atmosfery napięcia. Miasto przepełnione jest turystami, a prawie każdy dom zamieniony jest na hostel. My znaleźliśmy coś genialnie taniego. Płacimy tylko 30 peso od łebka i to ze śniadaniem. Dziesiątki knajpek oferują muzykę na żywo, z czego właśnie znane jest to miasto. Znajdujemy nawet księgarnię prowadzoną przez Amerykankę, gdzie nabywamy przewodnik po Ameryce Centralnej za 25 dolców. Jednak nie polecamy tego miejsca. Nie ma zupełnie klimatu, a Amerykanka opisana w przewodnikach jest smutną i niemiłą osobą.

Pod wieczór w hostelu poznajemy kolejnego włóczęgę - Niemca Mateo. To wysoki blondyn chodzący wszędzie na bosaka. Zwiedził do tej pory prawie całą Amerykę Centralną. Wyluzowany. Mówi, że wszędzie było genialnie pięknie i bezpiecznie, nawet bezpieczniej niż w Meksyku, czego słuchamy z niedowierzaniem, znając relacje innych podróżników. Mateo zachwala szczególnie piękno Nikaragui. Siedzimy razem nad mapą i notujemy sobie jego uwagi. Nasz nowy przyjaciel jest już prawie bez pieniędzy i chociaż ma bilet powrotny na koniec stycznia będzie musiał lecieć wcześniej do kraju.

Kupujemy najtańszy rum i Colę. Siadamy wieczorem na schodach katedry i pijemy. Poznajemy dwóch młodych Indian, którzy jednak już mówią tylko po hiszpańsku, opowiadają nam trochę o Marcosie, że żyje w górach i ma nadal swoich ludzi, ale że policja i wojsko już go nie szukają.

Właściwie, żeby zwiedzić to miasto wystarczy jeden dzień, bo jest malutkie. Żeby je naprawdę poznać i zrozumieć potrzeba pewnie miesięcy.


Źródło: www.malyrycerz.com

1


w Foto
Ameryka Łacińska
WARTO ZOBACZYĆ

Honduras: Punta Sal NP
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Ch 3; Moskwa i Kolej Transsyberyjska
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl