KwA 14: 05`06; Wybrzeże Kości Słoniowej
| Kinga Choszcz
|
|
Niedziela, 21 maja 2006
Następnego ranka po tej szokującej rozmowie, mój przyjaciel rasta zabrał mnie na spotkanie z jego przyjacielem na dachu na ciąg dalszy.
Sprawa przedstawiała się bardzo prosto:
- OK, powiesz nam czy chcesz dziewczynkę czy chłopca, małego czy dużego, a my znajdziemy kogoś, kto zorganizuje parę dzieci.
- W jaki sposób "zorganizuje"?
- O to się nie martw siostro. Mamy swoje sposoby. Zorganizujemy, nakarmimy je dobrze, a ty przyjdziesz i wybierzesz, które ci się spodoba. Widzisz te kobietę? - mówi chłopak, pokazując na pulchną kobietę w sarongu i biustonoszu na balkonie parę budynków dalej. - Ona może zdobyć ci dziecko.
- Ta kobieta? - pytam powątpiewająco.
- Tak, to wpływowa kobieta. Dealerka kokainy. Czasem też zajmuje się dziećmi.
 |
Ale nie muszę chyba mówić, że kupowanie porwanego specjalnie dla mnie dziecka to ostatnia rzecz, jaką bym zrobiła. Musiałam wyjaśnić wszystko od nowa. I wpadliśmy w końcu wspólnie na inny pomysł. Chłopak, również Ganijczyk, powiedział mi, że jest tu cała masa przywiezionych z Gany dziewczynek, nie zupełnie niewolników, ale pracujących często w skrajnych warunkach jako pomoc do gotowania, prania, zmywania i wszystkiego innego. On zna osobiście rodzinę z taką dziewczynką. To wszystko zbiegło się z mailem od mojego przyjaciela Jasona, amerykańskiego biznesmena, który pisał, żeby dać mu znać, jeśli znajdę jakąś rodzinę lub dziecko, któremu będzie mógł pomóc, czy zasponsorować.
 |
Poszliśmy razem do tej rodziny, gdzie na zatłoczonym podwórku młode dziewczyny gotowały jedzenie w ogromnych garach - jedzenie, które sprzedają potem na ulicznych stoiskach. A wśród nich, dziewczynka o imieniu Akua, około jedenastoletnia (sama nie zna swojego wieku). Porozmawialiśmy z jej pracodawczynią. Okazała się wyrozumiałą kobietą i zgodziła się, że jeśli ma to być zabranie jej z powrotem do Gany i posłanie do szkoły, wtedy nie ma nic przeciwko temu. I tak nie miała z dziewczynki ogromnego pożytku.
 |
Opowiedziałam o tym Jasonowi. A on, nie odrywając się nawet od komputera, przesłał przez Western Union 150 dolarów na transport dla dziewczynki, nowe ubrania, zabawki, jedzenie, przybory szkolne i może pierwszą opłatę za szkołę. Mówi, że parę dni temu wydal 160 dolarów na jeden posiłek w restauracji z dziewczyną - którego nawet nie dokończyła. Więc te pieniądze przyniosą więcej dobrego i pożytku. Tym bardziej, że zamierza pozostać w kontakcie i wspierać finansowo Akue tak długo, jak będzie chodzić do szkoły, a może i dłużej.
Tak więc ocierając się lekko, ale nie wchodząc zbyt głęboko w miejscowy handel dziećmi -niewolnikami, ruszam jutro z rana z jedną szczęśliwą dziewczynką w stronę jej rodzinnej wioski w Ganie.
Źródło: KingaFreeSpirit.pl
Relacje zaczerpnięte z
afrykańskiego zeszytu
pamiętnika Kingi
warto kliknąć
|