HAWAJE
07:41
CHICAGO
11:41
SANTIAGO
14:41
DUBLIN
17:41
KRAKÓW
18:41
BANGKOK
00:41
MELBOURNE
04:41
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » @ do Chin » @dC 11: Z bólem serca
@dC 11: Z bólem serca

Krzysztof Skok


Jaka decyzja zabolała na trasie Krzysztofa Skok? O tym podróżnik pisze w jedenastym już odcinku dziennika rowerowej podróży do Chin. Ale znacznie więcej niż bólu jest tu (jak zwykle) dobrych wspomnień. A zwłaszcza ludzi dobrej woli spotkanych na trasie. Tymczasem granica Federacji Rosyjskiej coraz bliżej. (W dodatku, z ostatnich maili wiemy już, że Krzysztof właśnie ją przekroczył.) Zapraszamy na podróż przez Syberię!




16.06.2008, poniedziałek, 70 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
`Wyboje były tak duże, że nawet dogoniłem i wyprzedziłem TIRa!`
Budzik miałem ustawiony na 6.30, ale jakoś nikt nie wstawał, więc postanowiłem trochę poleżeć. I tak wstałem po 8. Gospodyni wychodziła do pracy w wiejskim sklepie, ale 16-letnia córka Nina spisała się na medal i śniadanie, które ona przygotowała, było bardzo smaczne. Później zajechałem do sklepu podziękować gospodyni za gościnę i uzupełnić zapasy żywnościowe. Przed 10-tą ruszyłem w drogę. Było ciepło, słonecznie, ale niestety musiałem jechać pod wiatr, który szczególnie po południu doskwierał. Pierwsze 30 km było pagórkowate, ale niezbyt trudne i po dobrej drodze. Z kolejnych 40 km, 30 km było po żwirze i kamieniach. Pył unosił się w powietrzu, nie było jak oddychać. Wyboje były tak duże, że nawet dogoniłem i wyprzedziłem TIRa! Jednak kończąc ten odcinek nie byłem zadowolony z siebie. Jadę przecież, aby nacieszyć się przepiękną przyrodą tajgi. A tu tylko patrzyłem w dziurawą i zapyloną drogę oraz męczyłem obolałe nogi. Do tego warkot "pełzających" samochodów całkowicie zagłuszył świergot ptaszków. I po co tu jechać – zastanawiałem się przez późne popołudnie. Na końcu tego fatalnego odcinka dopędził mnie swoim motorem pewien Szwajcar. Jedzie on do Władywostoku, a przy okazji chce jak najwięcej zwiedzić.

Po 90 km również trafił się fatalny odcinek drogi. Tym razem było prawie 10 km bez jakichkolwiek fragmentów asfaltu, za to z ciężkim podjazdem po sypkim żwirze. Odechciało mi się całkowicie jazdy tym bardziej, że po tym fatalnym odcinku już do końca dnia jechałem pod silny, przeciwny wiatr. Jednak udało mi się jeszcze przejechać kilkanaście kilometrów i wjechać do Irkuckiej Obłasci, gdzie znowu trzeba przestawić zegarek o godzinę do przodu. I tak jestem o 7 godzin do przodu w stosunku do Polski. Nocleg trafił mi się w wiosce Połowina Czernihowa. Trzeba było się trochę nachodzić, nim po 21-szej go znalazłem. Ale warto było. Gospodyni poszła spać, a ja z gospodarzem siedziałem i rozmawiałem do 1 w nocy.

Dystans dnia – 123,76 km
Czas jazdy – 7:59:48 h
Średnia prędkość – 15,47 km/h

17.06.2008, wtorek, 71 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
Mijamy się...
Chciałem w nocy oglądać mecz Polska – Chorwacja, ale Telewizja Rosyjska wybrała mecz Niemcy – Austria, więc poszedłem dalej spać. O 6.30 przebudził mnie gospodarz, który zdążył odwieźć żonę do pracy w piekarni i przywieźć stamtąd świeże drożdżówki na śniadanie. Przygotował także do jedzenia ziemniaki smażone na boczku, ogórki, czosnek, chleb i dżem. Przy okazji znowu się "rozgadał", więc w drogę wyruszyłem ok. 9.30. Niestety, ale trzeba było jechać pod wiatr. Podjazdów było nie wiele, ale niestety nogi bardzo odczuwały dzień wczorajszy, a dokładnie rzecz biorąc to dziury, żwir i kamienie (czasami wylatywały spod kół wprost na rower i na mnie). Po kilku kilometrach wiedziałem już, że moje nogi (głównie bolące znowu lewe kolano) nie wytrzymają jazdy po fatalnej drodze, którą mi wszyscy zapowiadali za miasteczkiem Tajszet. Kilka kilometrów za nim był 2,5 km podjazd, który kończył się żwirową drogą. Na szczycie nie widziałem poprawy, więc z ciężkim bólem serca zagadnąłem kierowców stojącej ciężarówki. Od razu zgodzili się podwieźć. Pierwsze 10 km było faktycznie fatalne, a później praktycznie wszystkie podjazdy były po sypkim żwirze i kamieniach, a zjazdy po nowym asfalcie! Kilka kilometrów przed miasteczkiem Zamzor zaczął się prawie 40 km odcinek, gdzie kierowca jechał z prędkością 20 km/h (co kierowcy mówili o najlepszej, federalnej drodze w Rosji nie będę cytował). W sumie podjechałem 142 km w 3 godz. i 25 min. z kierowcami, którym się spieszyło! Z tego odcinka prawie połowa nie nadawał się do jazdy, ale trudno było przewidzieć, w którym momencie to przypada. Szkoda tych kilometrów, bo to były najpiękniejsze widoki jakie miałem podczas tej podróży, a asfaltowa droga sprawiłaby wiele frajdy osobom lubiącym jeździć w górach na rowerze. Niestety, zdrowie jest najważniejsze, a głównym celem są Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Od centrum Niżijudinska jechałem sam. Początkowo dokuczał jeszcze wiatr i słońce, ale ok. 19 ucichł i ostatnie kilkanaście kilometrów jechało się fajnie. Tym bardziej, że widoki były wspaniałe. W pewnym momencie wydawało mi się, że jadę w chmurach! Coś wspaniałego. Na nocleg zostałem we wsi Hudoljenskoje, 1 km od głównej drogi.

Dystans dnia – 93,49 km
Czas jazdy – 5:55:17 h
Średnia prędkość – 15,78 km/h

18.06.2008, środa, 72 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
Spotkałem Rosjanina, który jedzie z Władywostoku przez Murmańsk i Sankt Petersburg do Moskwy
Wstałem o 6.30. Wyprane wieczorem rzeczy były bardziej mokre niż kiedy kładłem się spać (była silna rosa – dosuszyłem w drodze na kierownicy). Gospodyni wydoiła krowy i przygotowała śniadanie. Wszystko jednak sporo czasu i w drogę wyruszyłem dopiero ok. 9. Było ciepło, ale nie gorąco. Wiatru praktycznie nie było przez cały dzień, a jak się pojawiał to był słaby i sprzyjający. Większym problemem była droga, a właściwie jej brak. Po 25 km, koło miejscowości Szeberta wjechałem na 35 km odcinek drogi, gdzie była ubita ziemia, a na niej żwir i kamyki (na szczęście małe i "tępe"). Jednak było dużo dziur i trzeba było jechać wolno. Podjazdów było nie wiele, więc spokojnie jechałem. Nie dałem się nawet po 20 km skusić propozycji podwiezienia. W połowie drogi zauważyłem, że pod tą ziemią jest stary asfalt. Ale ktoś sobie wymyślił sposób remontowania drogi. Po tej przeprawie było już całkiem fajnie. Spotkałem Rosjanina, który jedzie z Władywostoku przez Murmańsk i Sankt Petersburg do Moskwy, a jak wystarczy mu czasu to zamierza pojechać jeszcze do Kijowa. Jadąc wyminął już całkiem sporą liczbę rowerzystów z Europy zmierzających do Pekinu.

Plan na dzień to 110 km. Akurat wówczas była wioska Traktowoje. Było po 17, więc jakby szybko udało się znaleźć nocleg, to możnaby wyprać jeszcze zakurzone rzeczy – pomyślałem. W połowie wioski zaczepiło dwóch mężczyzn po 30-stce stojących przed domem. Chwila rozmowy, zaraz pojawiła się herbata i ciastka oraz propozycja noclegu. Zgodziłem się (dom z zewnątrz wyglądał normalnie). Zaprowadzili mnie do sąsiada do bani, gdzie się umyłem i wyprałem swoje rzeczy. Rozwiesiłem je i poszedłem do domu jeść. I wówczas czar prysł. Okazało się, że jeden z ww. dwójki jest pijany i śpi, jego ojciec siedzi na łóżku w samej koszuli, a matka poza małym talerzem pielmieni nie ma co postawić na stół (nie było nawet chleba). O porządku (a raczej nie porządku) w domu nie wspomnę. Postanowiłem jednak wysuszyć ubranie i wyczyścić z piasku łańcuch i zębatki w rowerze. Przed 9-tą wmówiłem gospodyni i drugiemu synowi, że wypocząłem i zamierzam ruszyć dalej w drogę. Nie protestowała, a wręcz poparła. 1 km dalej, pod koniec tej wioski, dostałem nocleg w normalnej rodzinie. Z praktycznie dorosłym synem, który zaczynał chodzić po operacji kolana, do północy siedziałem i rozmawiałem o sporcie.

Dystans dnia – 111,54 km
Czas jazdy – 6:15:50 h
Średnia prędkość – 17,80 km/h

19.06.2008, czwartek, 73 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
`...ale ona się nie bała, bo i tak nie mam co jej zabrać`
Wstałem dopiero przed 8 rano, ale gospodyni szybko przygotowała śniadanie, więc przed 9-tą i tak byłem gotowy do drogi. Wówczas okazało się, że dzieci wieczorem gdzieś zapodziały moje rękawiczki. Córka nic nie wiedziała na ten temat, dopóki matka nie krzyknęła – wówczas pamięć wróciła. Dzień był słoneczny, ale tylko momentami było gorąco. Praktycznie przez cały dzień miałem sprzyjający wiatr, więc jechało się fajnie i szybko. Ok. 15-stej dotarłem do centrum handlowego (bazaru) nieopodal miasta Zima. Musiałem wykonać jeden telefon do Irkucka. Znalazłem tylko jedno miejsce, z którego mogłem zadzwonić, ale cena była porażająca – 20 rub. za min. (wcześniej płaciłem po 3 rub. za podobne rozmowy). Monopolista – pomyślałem. Zadzwoniłem, bo musiałem. Wówczas okazało się, że moje kilka zdań to 4 min. 15 sek. i muszę zapłacić jak za 5 min. 100 rub. Facet nie był skłonny do dyskusji. Czas mierzył zegarem wiszącym na ścianie, ale nie znał godziny rozpoczęcia rozmowy! Zagroził tylko, że wezwie milicję (a z nią akurat na dyskusje nie miałem ochoty). Wystawienia rachunku, czy też zwykłego pokwitowania na kartce oczywiście odmówił. Na terenie tegoż bazaru postanowiłem się posilić. Kiedy kończyłem jedzenie w towarzystwie dwóch młodych sprzedawczyń, trochę popadało, ale chmury pozostały. Kilka kilometrów dalej musiałem zrobić przystanek pod wiatą autobusową, aby przeczekać deszcz. Jako że miałem korzystny wiatr, postanowiłem "wykręcić" 135 km, czyli przypuszczalnie połowę drogi do Usole Syberyjskie, mojego kolejnego przystanku na odpoczynek. Po zrealizowaniu planu trafiłem na wioskę Tyriec, oddaloną 2 km od głównej drogi. Zastanawiałem się, czy nie jechać dalej, ale z zebranych informacji wynikało, że kolejna miejscowość będzie za ok. 20 km, a to było za dużo tym bardziej, że od Zimy droga była mocno "pofalowana" (wcześniej górki oddzielały płaskie odcinki).
Nocleg trafił mi się u Pani po 60-tce, która ma niespełna 3000 rub. (300 zł) emerytury. Żyje z handlu owczą wełną, jajkami, mlekiem i twarogiem na rynku. Jej dziadek był Polakiem, a sama pochodzi z Krymu. Jak mi przyznała, widziała, jak mi w pierwszym domu odmówili noclegu, ale ona się nie bała, bo i tak nie mam co jej zabrać. Bardzo sympatyczna Pani. Później także przez chwilę porozmawiałem sobie z jej córką i zięciem, ale byłem zbyt śpiący i ok. 10.30 poszedłem spać.

Dystans dnia – 137,33 km
Czas jazdy – 6:57:53 h
Średnia prędkość – 19,71 km/h

20.06.2008, piątek, 74 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
Jeden - dzień dwa obiady. Nieczęsto jest aż tak dobrze.
Wstałem o 6.30. Kiedy przygotowywałem się do drogi, Pani Nina miała już wydojone krowy i była zajęta przygotowaniem śniadania dla mnie oraz rozlewaniem mleka do butelek, które później miała iść sprzedać na rynku w pobliskim miasteczku (1,5l – 30 rub.). Bardzo przeżywała, że jej syn sobie wczoraj wypił i przyszedł spać do niej zamiast do swojego domu. W drogę wyruszyłem po 8-ej. Prawie przez cały dzień było mglisto, pochmurno i od czasu do czasu padał niewielki deszcz. Do tego, pomimo że było dość chłodno, nie było czym oddychać. Widoczne to było szczególnie przez pierwsze 110 km, gdzie płaskiego było nie wiele (były same podjazdy i zjazdy, ale raczej łagodne). Wiatru prawie nie było, a jak już był to z tyłu lub z boku. Po 100 km trafiłem na wioskę, do której się udałem, aby kupić coś do jedzenia. Sklep był w werandzie domu. Poza chlebem i lemoniadą nie było jednak nic, co by mi się przydało. Ale wówczas sklepowa zaprosiła mnie do siebie na zupę, do której dokroiła trochę wędzonego boczku i chleba. Później była jeszcze herbata i ciastka! Po kolejnych 20 km wiedziałem już, że pomimo bolącej łydki, dotrę na nocleg w Usole Syberyjskim. Jednak trzeba było go telefonicznie domówić (w Krasnojarsku zakładałem, że dotrę dopiero w sobotę). W tym celu zatrzymałem się w przydrożnej restauracji. Telefonu nie mieli. Ale chwilę porozmawiałem z obsługą (Tadżykami), którzy poczęstowali mnie obiadem. Tym razem była zupa i płow! I tak zjadłem drugi obiad, a nocleg potwierdziłem SMS-em. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie "guma" na 2 km przed "metą". Ale wieczór w pełni mi to wynagrodził. Kładłem się spać po 1-szej w nocy.

Dystans dnia – 152,31 km
Czas jazdy – 7:41:47 h
Średnia prędkość – 19,78 km/h
Dystans całkowity – 6881 km
Całkowity czas jazdy – 380:37

21.06.2008, sobota, 75 dzień wyprawy

Zobacz  powiększenie!
`Wakacje z Bogiem`
Dzień wolny od jazdy na rowerze, ale nie wolny od niego samego. Otóż po porannej Mszy św. w języku polskim (w Usolu Syberyjskim mieszka spora Polonia) spotkałem się z Panem Walentym Maslowem, nauczycielem z polskiego gimnazjum, które jako jedyne w Rosji ma cały program nauczania w naszym języku. Pan Walentyn jest także zapalonym rowerzysta, m.in. zrobił sobie wycieczkę rowerową dookoła Polski. Pomógł mi dokonać generalnego przeglądu roweru. Trochę wycentrował tylne koło oraz wymieniliśmy przednią oponę (pokonała ponad 7 tys. km!) i dętkę. Doradził także (podobnie myślałem już od Krasnojarska), abym w Irkucku wymienił kasetę, przerzutkę, łańcuch i przedni napęd. Zrobilibyśmy to od razu, ale nie miałem przednich zębatek w zapasie. Poszliśmy także na krótki spacer po mieście. Przy okazji wymieniłem baterię w liczniku rowerowym, ponieważ na ostatnich dwóch km się dziwnie zachowywał. Niestety, pomimo ze wymiana trwała tylko kilka sekund, dane z licznika się wykasowały. Wszystkie wprowadziłem od nowa, ale bez 37 min. całkowitego czasu jazdy (opcja wprowadzania przewiduje tylko godziny). Na rynku kupiłem także cienkie spodnie, typowe na lato, za 250 rub. + para skarpet gratis. A właściwie to kupił mi je w prezencie Pan Walentyn (Rosjanie maja to do siebie, że muszą dawać prezenty). Wczesnym popołudniem udałem się do Dziecięcego Klubu w Usolu Syberyjskim, prowadzonego przez Siostry Albertynki. Pojawiła się co prawda tylko część dzieci, ponieważ spora grupa tego dnia rano wyjechała z Siostrami nad Bajkał na "Wakacje z Bogiem". Dzieci w Klubie uczą się piosenek, tańca i śpiewać oraz mogą się bawić i grać na komputerze. I co ciekawe – nie muszą być ochrzczone, czy też pochodzić z rodzin katolickich. Klub jest dla wszystkich dzieci.

Późne popołudnie to pisanie kolejnych relacji z podróży do Polski. Nie mogło także zabraknąć czasu na rozmowy z rodakami. Dzięki nim łatwiej przeżywam rozłąkę z krajem. Tematem ostatnich dni w Rosji jest niesamowicie szybko drożejące paliwo. W ciągu dwóch tygodni benzyna E95 podrożała o 6 rub. (0,60 zł) i obecnie 1l kosztuje 31 rub (3,10 zł).

Dystans dnia – 152,31 km
Czas jazdy – 7:41:47 h
Średnia prędkość – 19,78 km/h
Dystans całkowity – 6881 km
Całkowity czas jazdy – 380:37

Źródło: informacja własna

1


w Foto
@ do Chin
WARTO ZOBACZYĆ

Laos: przyroda
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Ekspedycja Wiking 2006
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl