HAWAJE
06:13
CHICAGO
10:13
SANTIAGO
13:13
DUBLIN
16:13
KRAKÓW
17:13
BANGKOK
23:13
MELBOURNE
03:13
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Alaska 2003 » AL 1; Anchorage
AL 1; Anchorage



Pomnik łososia w Anchorage
Środa, 11 czerwca. Po raz kolejny ląduję w Anchorage, największym mieście Alaski. Pożyczam samochód, zawożę bagaż do hotelu, sprawdzam e-mail, szybki prysznic i... jadę do downtown. Przy skrzyżowaniu 4 Alei z ulicą C, znajduje się znany każdemu miejscowemu sportowcowi sklep Army Navy Surplus, gdzie za 20 USD można sobie kupić licencję wędkarską ważną przez 3 dni.

Tyle czasu zajmie mi pobyt w Anchorage, gdzie czekając na znajomych zamierzam bez reszty oddać się połowom królewskich łososi w przepływającym przez centrum strumieniu Ship Creek. Ze sobą przywiozłem wędkę, kołowrotek, żyłkę i przynęty.

Łowiąc tę najszlachetniejszą z rzecznych ryb, należy doskonale znać warunki pływów, zdając sobie sprawę, że najliczniejsze wejście łososi z oceanu do rzeki blisko ujścia odbywa się w 3-5 godzin po odpływie. Można oczywiście wędkować o innych porach, ale szanse na sukces są wtedy dużo mniejsze.

Dzisiaj odpływ nastąpił w południe, o 14:30 stałem już po uda w wodzie na swoim ulubionym stanowisku, poniżej starego drewnianego mostu. Zakładam wypróbowaną przynętę; jaskrawo-zielona plastykowa kuleczka o średnicy około 1 cm z imitującym ikrę kawałkiem pomarańczowej włóczki i dwoma potężnymi hakami na końcu. Ta przynęta, zwana tutaj drift rig, winna być ciągnięta tuż powyżej kamienistego dna.


Woda w rzeczce jest dzisiaj bardzo zimna i mętna od śniegu topniejącego w pobliskich górach Czugacz. Pogoda dopisuje, na bladoniebieskim niebie przystrojonym kilkoma chmurami ostro świeci słońce. Wieje lekki, południowy wiatr, powietrze ma 21 stopni Celsjusza, ciśnienie atmosferyczne niskie, ustabilizowane. Innymi słowy prawdopodobieństwo złowienia łososia jest znikome. Tym bardziej, ze nad woda widać setki ludzi, ramie przy ramieniu biczujących żyłkami wartki nurt. Od 6 czerwca, przez 10 dni trwa bowiem łososiowe derby ściągające nad ten niewielki akwen setki wędkarzy z Anchorage i okolicy. Na oficjalnej tablicy sprawdzam dotychczasowe wyniki: prowadzi Blake Stewart z wynikiem 43.4 funtów, ale na trzeciej pozycji dostrzegam swojsko brzmiące nazwisko Zbigniew Zych z ryba ważącą niebagatelne 41.2 funta, czyli aż 20 kilogramów.

Pierwsze dwie godziny nad woda utwierdza mnie w przekonaniu, ze dzisiejszy dzień lepiej by było spędzić z dobrą lekturą przy kuflu wybornego alaskańskiego piwa. Poniżej mostu stoi 34 wędkarzy, żaden z nich nie mający na kiju ani jednej ryby. Czysta rozpacz!

Zmieniam miejsce, idąc w gore rzeki wzdłuż prawego brzegu. Za lukiem nurt się rozdwaja tworząc wąski kanał, gdzie na usianym głazami stoku stoi już kilku wędkarzy. Żaden z nich nic jeszcze nie złowił. Rzucam przynętę do wody. W tak beznadziejnych warunkach myślę już tylko o czarach, dumam, co by na moim miejscu uczynił znajomy szaman z Amazonii, przecież nie poszedłby do restauracji? Przymykam oczy, wyobrażam sobie, jak wypływa ze mnie pomarańczowa wiązka laserowego światła, znika w wodzie, rozdwaja się i penetruje dno, szuka nadpływającej ławicy...

Zobacz  powiększenie!
Piękny okaz królewskiego łososia
Dwa rzuty... jest!. Łagodne pociągniecie przynęty w wodnej toni prowokuje nagle przycięcie. Po drugiej stronie czuje wielka rybę, podpływa pod powierzchnie, jest duża i piękna, jej mała i zgrabna głowa zdradza płeć - to samica. Po kilku minutach okazały królewski łosoś trzepie się już pod moimi stopami na brzegu. Sąsiedzi patrzą niedowierzająco. Ryba ma blisko10 kilogramów i 98 cm długości. Krótka sesja zdjęciowa, obowiązkowy wpis do licencji wędkarskiej i... to już jest koniec na dzisiaj. W ciągu dnia można złowić tylko jedna sztukę.

Sława Przybylska w nuconej dawno temu przez moja matkę piosence twierdziła, ze raj był w Tbilisi, inni uważają, ze był tam, gdzie są dorodne jabłka. Dla mnie raj (wędkarski) jest właśnie na Alasce; jednym z ostatnich i nielicznych miejsc na Ziemi, gdzie nadal możemy podziwiać ten zadziwiający fenomen natury, jakim jest coroczne wejście tysięcznych ławic łososi do rzek, w których lata wcześniej wykłuły się z ikry, i wkrótce potem podryfowały na szerokie wody oceanów. Aby powrócić do domu.

Źródło: Exotica Travel

Exotica Travel Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel

 warto kliknąć

1


w Foto
Alaska 2003
WARTO ZOBACZYĆ

Ludzie ludziom: Teksańskie steki
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

WW 13; Wąwóz Rzeki Dziewiczej
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl