Andrzej Kulka » Przewodnik - Europa » W krainie Pohjoli - Rezerwat Kevo
W krainie Pohjoli - Rezerwat Kevo

Radosław Bąkowski


Zobacz  powiększenie!
Oksata
Tymczasem z tipi wyszła jego małżonka siwa i przysadzista niczym lapońska brzózka, przy tym rumiana, uśmiechnięta, proponująca herbatę. Na podstawie analogii przyszłej mi teraz na myśl, istniejącej między aparycją Samich a wyglądem subpolarnych drzew, ażeby podkreślić ich przynależność do tej ziemi nazwałbym ich krzewami ludzi. Oboje próbowali ze mną rozmawiać, nie wiem jednak czy którekolwiek znało jakikolwiek język poza własnym narzeczem. Ostatecznie zrozumiałem jedynie zaproszenie do wnętrza tipi na herbatę. Moja odmowa jawi mi się teraz jako czyn niepojęty, tudzież zupełnie pozbawiony fantazji, zwłaszcza w obliczu dalszych wydarzeń, mianowicie: gdy po ponownym zaśnięciu obudziłem się o nieokreślonej godzinie obóz wydawał się opustoszały więc wróciłem na drogę i prędko złapałem samochód. Tym samym Samich straciłem z oczu na zawsze nie poznając bliżej.

Zobacz  powiększenie!
Fall
Zaś jakiś tydzień wcześniej schodziłem właśnie z drogi i rozpoczynałem swój wymarzony marsz bezdrożny. Stosunkowo gęsta brzezinowa monokultura ciągnęła się przez dłuższy czas wstępując coraz to wyżej, odsłaniając piękne widoki skąpanych w wiecznym słońcu białych nocy, wzgórz i sterylnych jezior o zimnych, ciemnych wodach. Gdy słońce osiągnęło najniższą sferę nieba, przede mną pojawił się krajobraz całkowicie z drzew wyzuty. Prawdziwa tundra, cała kamienista poza różnej grubości otuliną z mchów i porostów. Wydłużonych cieni nie miało co rzucać poza jedynie wzgórzem, za którym słońce właśnie się schowało oraz mą własną sylwetką. Był to dla mnie największy widnokres dotąd widziany, wtedy też po raz pierwszy usłyszałem piski dziwnych tamtejszych ptaków, brzmiące jak generowane komputerowo. Towarzyszyły mi przez całą dalszą drogę tundrą.

Zobacz  powiększenie!
Trees
Zatrzymałem się na sen i odpoczynek w chatce zbudowanej specjalnie dla potrzeb turystów. Takie chatki w Finlandii zwyczajowo buduje się tu i tam - na moim szlaku przez Kevon było ich 6 plus 2 szałasy. Uczynione pięknie z drewnianych bali dysponowały stołem, piecykiem, kuchenką gazową, pryczami, strumieniem nieopodal (w którym można było się nawet umyć koniecznie jednak odtańcowując w czasie ablucji taniec na odstraszenie komarów) a także półką, na której można było znaleźć sól, cukier, herbatę, kawę, czasami też jakieś wiktuały np. makaron. Ze wszystkiego tego skwapliwie korzystałem, zwłaszcza, gdy w miarę upływu dni, mój prowiant skurczył się tak, iż komfort ciału byłem w stanie zapewnić jedynie uprawiając gospodarkę rabunkową owych chatek. Tak po prawdzie - makaron był stary, widać było, że nie cieszył się wzięciem, jedynym moim permanentnym nadużyciem było - usprawiedliwione jednak zbijającym z nóg głodem - wykorzystanie całego zapasu cukru i kawy w jednym z przyczółków. Owe dobra posłużyły mi do skomponowania z nich potrawy „fusy z cukrem”, o której mogę powiedzieć tylko tyle, że była tak dobra jak cokolwiek innego w chwilach głodu.

Zobacz  powiększenie!
Marjo
Te moje problemy z zapasami były skutkiem opieszałości przy pomieszkiwaniu w jednej z chatek. Aż trzy dni mi w niej zeszły na pisaniu listów przerywanym raz dziennie przez przybywających turystów. Wnioskując z wpisów w księdze odwiedzin byłem tam pierwszym gościem z Polski.

Apogeum głodu przyniosło ze sobą kilka śmiesznych pomysłów, jak choćby zamiar upolowania pardwy występującej tu w dużej liczbie, za pomocą ręcznego miotacza kamieni. I nawet o dziwo trafiła się realna po temu okazja, jednakże próżna, bo dwie wypatrzone przeze mnie nie uciekające pardwy okazały się być rodzicami kilkunastu maleńkich pardwiątek w związku z czym zamarły we mnie instynkty łowieckie. Bardzo niesmaczne jagody rosnące prawie wszędzie nie dały ukojenia, dopiero wielki kanion pięknie mnie powitał suto zastawionym stołem. Otóż: krajobraz naraz począł przekształcać się w mniej oszczędny. Pojawiły się sosny, później osiki i wkrótce ujrzałem przed oraz pod sobą kanion uformowany przez rzekę Kevojoki, istną oazę na pustyni. Zachwycony nietuzinkowym widokiem zstąpiłem weń. Na dnie płynęła rzeka, której przeczyste wody kipiały obietnicą zdobyczy. I owszem: jej potencja mnie nie zawiodła - w paru rzutach wyciągnąłem na brzeg dwa ładne lipienie i jednego pstrąga. Na tym poprzestałem i wędkę odłożyłem. Jako, że tuż obok znajdowało się miejsce postoju z wyznaczonym kręgiem ogniska, natychmiast skorzystałem z tego w dwójnasób, ponieważ krąg zawierał kratę a do śmietnika ktoś wyrzucił, co zakrawa na bluźnierstwo, 700 g przednich rodzynków. Po pieczonych na kracie cudnie słodkich rybach i po jeszcze słodszych rodzynkach zasnąłem snem sprawiedliwego, aby móc po śnie wstać, wykąpać się w zimnej, szlachetnej wodzie rzeki i potem z raną od ostrego kamienia na pięcie wyniesioną z tej kąpieli, w narastających męczarniach pójść dalej wzdłuż rzeki, potem dalej przez konwencjonalne już lasy wysokich sosen i dalej przez bagna, przez które wiodła kilometrami drewniana kładka, aż po kraniec parku narodowego Kevon i ku dalszej podróży na północ.

Dodatkowe informacje

Pohjola - dawna nazwa Laponii, pojawia się m.in. w Kalevalii

Sami - rdzenni Lapończycy żyjący z polowania, zbieractwa lecz nade wszystko z na wpół udomowionych reniferów, za którymi koczują na południe gdy przychodzi zima. W dzisiejszych czasach wielu z nich zajmuje się sklepikarstwem przydrożnym - sprzedają głównie przeróżne wyroby ze skór, poroża i mięsa reniferzego. Miałem okazję go skosztować w postaci wysuszonych na wiosennym wietrze do twardości drewna ochłapów. Pycha!

Źródło: informacja własna
<< wstecz 1 2
Przewodnik - Europa
WARTO ZOBACZYĆ

Czarnogóra od strony turkusowego morza
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl