Pushkar: święte miasto Brahmy
| Karolina Stojek
|
|
Od wielu już tygodni podróżowaliśmy po Indiach. Zmęczeni lipcowym upałem, hałasem i opędzaniem się od nachalnych naganiaczy postanowiliśmy odpocząć kilka dni w jednym z najświętszych miast hinduizmu - Pushkarze. Usytuowane na skraju pustyni nad świętym jeziorem, które według legendy pojawiło się na miejscu lotosu upuszczonego przez Brahmę, miasto to nikogo nie pozostawia obojętnym. Z różnych stron subkontynentu ściągają do niego olbrzymie rzesze pogrążonych w medytacjach hinduistów, którym towarzyszą zagraniczni turyści.
pusty
Święte miasto wita ciszą
|
Pushkar z górskiej perspektywy |
Przyjeżdżając do Pushkaru spodziewaliśmy się zastać miasto nieróżniące się wielce od tych, które odwiedziliśmy do tej pory - brudne i hałaśliwe, epatujące straszną biedą i rozbrzmiewające polifonią głosów naganiaczy, nakłaniających do kupna nikomu niepotrzebnych przedmiotów i oferujących swoje usługi w charakterze rikszarzy lub przewodników. Ku naszemu zaskoczeniu miasto przywitało nas ciszą i jakimś nabożnym skupieniem. Pierwsze wrażenie nie było jednak najlepsze. Przyjechaliśmy w nocy, wysiedliśmy w zupełnych ciemnościach, nie mając pojęcia, w której części miasta się znajdujemy i czy w ogóle znajdujemy się u celu naszej wyprawy. Z oddali dochodziły ujadania psów i chrapanie grubawego jegomościa oczekującego na nocny autobus do Jaipuru. Za kilka rupii wybaczył nam zbyt raptowne przebudzenie i już w weselszym nastroju zaprowadził nas do wskazanego hotelu. Noc na szczęście minęła szybko, choć nieprzyjemny zapach dobiegający z toalety nie pozwolił nam rano zbyt długo rozkoszować się błogosławieństwem snu. Po wypiciu szklaneczki aromatycznej indyjskiej herbaty wyszliśmy na miasto, mając nadzieję na dotarcie na piechotę do świętego jeziora. Niestety okazało się to niemożliwe. Nikt nam nie potrafił lub nie chciał wskazać, gdzie ono się znajduje, radząc nam wziąć riksze, na co w końcu po kilku nieudanych próbach uzyskania bardziej konkretnych informacji musieliśmy się zdecydować. Z powodu zakazu ruchu samochodowego w centrum miasta w charakterze riksz wykorzystuje się w Pushkarze pojazdy, które przypominają wozy, z tą jedynie różnicą, że zamiast konia ciągną go ludzie. Przemieszczając się z wielką szybkością po wyboistej i błotnistej drodze w poczuciu czekającej nas niezawodnie wywrotki dotarliśmy w końcu nad święte jezioro.
Magnetofon i pobożni mężowie
|
Nad brzegiem świętego jeziora. To tu Brahma upuścił kwiat lotosu |
Wymijając ostrożnie leżące krowy oraz przepychając się między tłumem żebraków, zatrzymywani przez sprzedawców, ozdabiających nas girlandami kwiatów i starających się namalować nam cynobrem na czole święty znak tilak, powoli schodziliśmy po świętych schodach (ghatach) na brzeg. Oczom naszym ukazał się widok kilkunastu mężczyzn, opasanych skromną przepaską na biodrach, zanurzonych do pasa w jeziorze i w zapamiętaniu czyszczących się jakimś pieniącym się środkiem przypominającym nasze mydło. Kobiety w większości pozostały na brzegu, przygotowując jedzenie czy piorąc ubranie, tylko co bardziej żarliwsze, podwinąwszy swoje sari aż do majtek wkraczały do wody, nie pozostając jednak w niej długo. Nad tym wszystkim górowały zaś ostre dźwięki nabożnej melodii wydobywającej się ze starego magnetofonu oraz monotonny śpiew świętych mężów, którzy przepasani jedynie kawałkiem jasnobrązowego materiału, z turbanem na głowie, kosturem w ręku i małym tobołkiem, w którym zwykli nosić cały swój dobytek, całymi dniami przesiadywali na świętych ghatach. Widok ten dziwne robi wrażenie na przybyszu z zachodu, nauczonym z wielką podejrzliwością traktować wszelkie uniesienia religijne i przejawy mistycznego upojenia. Jezioro nie było zbyt dużych rozmiarów, za to otoczone wysokimi górami, na których wznosiły się małe świątyńki poświęcone bóstwom hinduskim sprawiało wrażenie miejsca szczególnego, o wyjątkowej atmosferze, z którego emanował spokój. Ze wszystkich stron otaczały je kolorowe świątynie, z których donosił się chóralny śpiew wiernych i towarzyszący mu dźwięk instrumentów. Jedną z największych była widoczna z dużej odległości i wyróżniająca się na tle innych białą sakkirą, jedyna w całych Indiach świątynia Brahmy.
Przedsionek świętości
Poza murami świątyni wkraczało się w zupełnie inną rzeczywistość - rzeczywistość kolorowych kramików i malutkich restauracyjek, w których klienci z różnych stron zmęczeni lipcowym upałem popijali aromatyczną indyjską herbatę. Po południu, gdy upał trochę zelżał, udaliśmy się do jednej z kilku świątyń wznoszących się na otaczających miasto wzgórzach. Widok roztaczający się stamtąd wart był godzinnej wspinaczki pod stromą górę, aczkolwiek sama świątynia, zupełnie opuszczona i zaniedbana nas rozczarowała. Oprócz trójki nawiedzonych Francuzów ćwiczących jogę, byliśmy chyba jedynymi od kilku lat osobami, które zdecydowały się nawiedzić ten przybytek. Pushkar sprawił nam miłą niespodziankę również pod względem kulinarnym. Po raz pierwszy od wielu dni i po wielu bezowocnych próbach przełknięcia strasznie ostrego hinduskiego jedzenia, mieliśmy okazję spróbować czegoś, co przypominało europejskiego hamburgera. Była to miła odmiana, choć już stopniowo zaczynaliśmy się przyzwyczajać do tego, że posiłki tutaj podaje się na liściach bananowca i spożywa się je palcami. Wieczory spędzaliśmy w tutejszych kawiarenkach, popijając herbatę, przyglądaliśmy się toczącemu się wokół nas życiu lub prowadziliśmy długie pogawędki z zagranicznymi turystami, wielu spośród których porzuciwszy swoje dotychczasowe życie, od wielu już lat podróżowało po Indiach, niekiedy nawet w towarzystwie małych dzieci. Pushkar jest w wspaniałym miejscem dla tych, którzy poszukują duchowego odprężenia przed dalszą podróżą na północ lub na zachód do zatłoczonych i skomercjalizowanych w dużym stopniu Agry bądź miast Radżastanu. Stanowi doskonałe wprowadzenie w zadziwiającą kulturę religijną subkontynentu indyjskiego i wspaniały przedsmak przed tym, co możemy ujrzeć i doświadczyć w najświętszym miejscu w Indiach - Waranami.
Źródło: informacja własna
|