Indie: miłość ze zdjęcia
| Marta Sofie
|
|
Gdybym miała wskazać tylko jedno miejsce, jeden kraj spośród ponad dwustu istniejących na mapie świata, kraj do którego podróż byłaby spełnieniem moich marzeń bez wahania wskazałabym Indie. Ta miłość pojawiła się w moim życiu zupełnie niespodziewanie. Zaczęło się od zdjęcia Stamtąd, które wpadło mi w ręce kiedy mieszkałam u hinduskiej rodziny w USA. Pomarańcz jeszcze nigdy nie była tak pomarańczowa, zieleń tak zielona. Nie widziałam przenigdy takich kolorów. Od tamtej pory marzyłam, by postawić swoją stopę na przeogromnym Subkontynencie Indyjskim.
|
"Małpy, które tak uwielbiam" |
Zamykam więc oczy... i widzę siebie. Wysiadam z samolotu. Jestem w Delhi. Gorące powietrze uderza w twarz a łzy cisną się do oczu, bo oto jestem. Udało się. Marzenie o Indiach - tak wyjątkowe i bezcenne stało się faktem. Już nie śledzę palcem po mapie trasy wyprawy ale po prostu tutaj jestem - duchem i ciałem. W pełni gotowa by zmierzyć się z własnym ale też z setkami czyichś wyobrażeń o Indiach. Jest niezwykle gwarno i tłoczno. Myślałam, że w europejskich metropoliach jest nieznośnie z powodu zbyt wielu mieszkańców ale tutaj wszyscy dosłownie na siebie wpadają. Huk i trzask jakiego do tej pory nie znałam. Zapachy, o których istnieniu nie miałam pojęcia. I kolory... Obserwuję hinduskie kobiety w bajecznych kolorach sari, kolorach, jakie po raz ostatni widziałam na zdjęciu. Teraz widzę je na żywo i wywierają na mnie kolosalne wrażenie.
Wszystko czego doświadczam - setki wszechobecnych riksz, chadzające ulicami krowy w których żyją miliony bóstw, psy, tak uwielbiane przeze mnie małpy, kartonowe domy - wszystko to jest dla mnie zupełnie nowe. Niezwykłe i trudne do zaakceptowania. Trudne jak dla każdego Europejczyka, pierwszy raz wyrywa się ze swojego sterylnego otoczenia. Na codzień otoczona dobrobytem materialnym żyję tutaj w innym świecie, który tak bardzo pragnę poznać i choć w części zrozumieć. Wszystko co poznaję, co widzę każdego dnia pobytu w Indiach jest zupełnie inne od tego co znam. Kraj, który dla przeciętnego zjadacza chleba jest tylko brudnym i zacofanym południowym cyplem Azji, gdzie poza ubóstwem niewiele można zobaczyć, więc na pewno nie można też się czegokolwiek nauczyć, jest najintensywniej oddziałującym na emocje miejscem spośród tych w których byłam. Przybyłam tu aby poznać prawdę o samej sobie, aby odbyć i przeżyć swoistego rodzaju "szkołę życia".
|
Słynna "Stolica Kamasutry" - Khajuraho |
Delhi - stolica ponadmiliardowego państwa, to niezliczona ilość zabytków, to niezwykły Meczet Piątkowy, imponujący Czerwony Fort, obserwatorium astronomiczne wykonane z piaskowca, Muzeum Narodowe, muzeum najsłynniejszego Hindusa świata, niezwykłego pacyfisty i duchowego przywódcy Indii - Mahatmy Gandhiego. To Mauzoleum Humajuna i imponująca Świątynia Lotosu. To również liczne bazary, dzielnice biedy, Brama Indii i dziesiątki innych miejsc, podczas których zwiedzania ze zdumienia otwieram szeroko usta.
Z Delhi moja droga wiedzie mnie do Agry. Tu zobaczę symbol Indii, symbol miłości a ostatnio również jeden z siedmiu cudów nowożytnego świata. Tadż Mahal jest najbardziej niezwykłą budowlą, jaką kiedykolwiek oglądały moje oczy. Powstały z miłości, z żalu, rozpaczy i tęsknoty Szachdżahana za ukochaną Mumtaz Mahal, która zmarła w trakcie porodu czternastego dziecka jest imponującą budowlą, na której widok kobietom mocniej bije serce. I nie ma w tym nic dziwnego bo budowla nie ma sobie równych. Jest najpiękniejszym pomnikiem miłości.
Oszołomiona pięknem Tadż Mahal, przepełniona smutkiem opuszczam Agrę aby udać się do stolicy Imperium dziada Szachdżahana-Akbara - Fatehpur Sikri. Dalej droga wiedzie do miejsca narodzin Boga Kryszny-Mathury, by w końcu doprowadzić mnie do kresu podróży - najświętszego miasta Indii. To właśnie do Varanasi od tysięcy lat pielgrzymują Hindusi. Zakończenie żywota ziemskiego w tym miejscu jest ich marzeniem. Najświętszą rzeką Indii jest Ganges, wzdłuż którego właśnie w Varanasi ciągną się ghaty - schody, na których następuje rytualne palenie zwłok. Miejsce to doprawdy niezwykłe i mistyczne. Brak słów by oddać atmosferę tego miasta. Tutaj kończy się ziemska podróż Hindusów. Tu kończy się również moja podróż do Indii, choć wciąż jest tak wiele do zobaczenia.
|
"Milion kolorów, setki tysięcy dźwięków" |
Kończy się ta podróż ale sercem jestem już znów w drodze. Jeszcze nie wsiadłam do samolotu, jeszcze tu jestem, ale już myślę o tym co zobaczę kiedy tu wrócę. Nie skończyło się jedno marzenie, a w duszy kiełkuje kolejne. Oczyma wyobraźni przenoszę się do Bengalu, by choćby na chwilę znaleźć się w Kalkucie - mieście z którym tak mocno związana była Matka Teresa... Potem na południe do Bombaju, do Ellory i Adżanty, na Goa, do ukochanej Kerali...
Tym są dla mnie Indie. Magią, nieskończoną ilością miejsc które tak bardzo pragnęłam zobaczyć, ludźmi, którzy potrafią żyć inaczej, milionem kolorów, setkami tysięcy dźwięków. Niezwykłym krajem, który wciąż jest marzeniem.
Źródło: informacja własna
|