Andrzej Kulka » Świat » Syberia: za 180 stopniem
Syberia: za 180 stopniem

Romuald Koperski


Wyprawa Romualda Koperskiego wciąż prze do przodu przez syberyjskie drogi i bezdroża. Tam autostrady zastępuje zmrożony "zimnik", a silnika na wszelki wypadek się nie gasi. Nie jest łatwo poruszać się nawet potężną ciężarówką, którą ekipa Great Race 2008 remontowała długie miesiące. Czy pokonają trasę z Paryża na Przylądek Dieżniewa bez przeszkód? Na brak utrudnień nie można liczyć. Reszta zależy od człowieka. Przedstawiamy kolejne kartki z dziennika ekspedycji.


Zobacz  powiększenie!
Zimno, naprawdę zimno
<b>16 lutego 2008</b>
Rano zatankowaliśmy po korki wszystkie baki. Tym razem paliwem "Arktyka", najlepszym na świecie dieslem zimowym i wyruszyliśmy na trasę. Po kilkudziesięciu kilometrach dotarliśmy do Gór Wierchojańskich. Krajobraz, jaki tu ujrzeliśmy jest trudny do opisania, więc tego nie czynimy, jesteśmy natomiast pewni, że nawet najlepsze fotografie nie pokażą piękna przyrody tego zakątka świata. Siarczysty mróz, pokryty lodem trakt oraz częste przystanki na robienie zdjęć sprawiły, że dopiero wieczorem minęliśmy skrzyżowanie z drogą prowadzącą do Ojmiakonu - "bieguna zimna" naszej półkuli. Ponieważ, aby tam zajechać stracilibyśmy dzień, postanowiliśmy odwiedzić "to zimno" w drodze powrotnej, śpieszno nam bowiem na Czukotkę. Za radą miejscowych, noc spędziliśmy wysoko w górach na "bezimiennej przełęczy", którą niewiadomo dlaczego, skoro "bezimienna", wszyscy zwą "orlim okiem"...
Temperatura nocą spadła grubo poniżej 50°C. Szlag nas trafia, kiedy wszyscy wkoło mówią, że jeszcze jest ciepło. Tu ciekawostka - odwrotnie jak każe czynić reguła, na Biegunie Zimna w Jakucji cieplej jest wysoko w górach, aniżeli na nizinach - dlatego też kierowcy zatrzymują na noc swe pojazdy na przełęczach, czym wyżej tym lepiej - na nizinach po prostu zamarzliby na amen.

<b>17 lutego 2008</b>
Kontynuujemy jazdę w kierunku m. Ust-Nera. Jakieś 90 km dalej, niedaleko nieistniejącej już miejscowości Burystach, kończy się dla nas jakakolwiek oznaka cywilizacji - zjeżdżamy z traktu kołymskiego, aby zapuścić się w najbardziej dzikie rejony Syberii - tędy "dzikim zimnikiem", całkowitym bezludziem i bezdrożem chcemy dotrzeć na Czukotkę. Biorąc pod uwagę dotychczasowe przygody z mrozem i zimnem, aż strach o tym myśleć. Nie opisujemy tu zimna, z którym codziennie mamy do czynienia - nie mamy na to czasu, jesteśmy przecież w drodze, dodam tylko, że każda czynność wykonywana w tych warunkach jest strasznym przeżyciem - mróz spawa wszystko: nie można otworzyć drzwi, korka od baku, uchylić okna, odkręcić śruby, nie można wcisnąć sprzęgła, zmienić biegu - wszystko jest mrozem zaspawane... Temperatury określamy już bezbłędnie: do minus 45°C można zmieniać biegi, można nawet wcisnąć sprzęgło - poniżej już nie...
Zamarzł nam na kość koncentrat mający za zadanie zapobieganie zamarzaniu paliwa... To tylko niektóre znane nam symptomy określania temperatury otoczenia. W Ust-Nera dolaliśmy paliwa do pełna i ku zdziwieniu mieszkańców opuściliśmy miejscowość kierując się na Wschód. Była już noc, kiedy staraliśmy się odnaleźć miejscowość Burystach - okazało się, że śladu po wsi już nie ma, została tylko nazwa na mapie. W ciemnościach wypatrujemy jakiś zgliszcz, choćby budy po psie - nic tylko noc, blada biel śniegu, dookoła góry, od czasu do czasu ciemniejszy zarys lasu. Kilometry dawno już wyszły, cóż zawracamy. Wreszcie jakaś rzeka - z mapy wynika, że nazywa się "Burystach" - szybka decyzja, skręcamy w dzicz, powoli wjeżdżamy na lód - jest mocny, powoli zanurzamy się w czerń lasu. Zrobiło się nieco nieswojo... póki co trakt, choć całkowicie pusty dawał jakieś tam złudne poczucie bezpieczeństwa - teraz zostaliśmy sami. Tylko my i prawdziwa dzika, skuta mrozem Syberia. Nie jesteśmy pewni wyboru - chcemy na północ, rzeka nie chce, wije się meandrami. Jedziemy raz na wschód, to na zachód, ciągła niepewność, a zapytać nie ma kogo... Po 30 kilometrach zatrzymujemy się na noc - pierwszą na zamarzniętej rzece. Niebawem już okazało się, jaki to był poważny błąd.
Dalej już tylko fotki. Nie mamy sił, aby pisać!!!!!!!

Zobacz  powiększenie!
Ocean Lodowaty: mroźna plaża
<b>26 lutego 2008</b>
Ekspedycja Stulecia dotarła na Czukotkę. Załoga w pełnym składzie dojechała do Bilibiny. Dowiedzieliśmy się, że Pevek (kolejny etap wyprawy) odcięty jest od świata. Wieje huragan, przy 45-cio stopniowym mrozie. Mamy więc przymusowy odpoczynek, ale też i czas na przegląd samochodu. Pierwszy raz gasimy silnik. Czekamy na polepszenie pogody - na dniach musi przestać wiać. Chcieliśmy wykorzystać wolną chwilę na uzupełnienie relacji z trasy oraz wysłanie zdjęć na stronę - niestety awaria łączy uniemożliwiła nam ten zamiar. Jesteśmy zmęczeni i znużeni codzienną walką z syberyjską zimą stulecia.

<b>1 marca 2008</b>
Po wielu trudach związanych z panującą na Syberii zimą stulecia oraz anomaliami pogodowymi ekspedycja dotarła do miasta Pevek - najbardziej wysuniętego na północ miasta Rosji. Wichury, zamiecie powodujące zaspy śnieżne, znacznie spowalniają pochód wyprawy. Zasypane są prawie wszystkie "zimniki", większość miejscowości na Czukotce odcięta jest od świata. Nawet największa na świecie amerykańsko-kanadyjska kopalnia złota "kupał" nie funkcjonuje z powodu braku paliwa - kolumny cystern stoją w Pevek, czekając na zmianę pogody. Dziś 1 marca - miasto zamarło - wieje huraganowy cyklon, niosący z gór miliony ton śniegu. Cyklon przywędrował znad Kamczatki - już wczoraj przed nim nas ostrzegano. Wiemy, że ta "jużnaja purga" zrówna z ziemią wszystkie istniejące na Czukotce śnieżne szlaki. "Zimnik" na Mys Schmidta od tego roku już nie istnieje. W zeszłym roku wyprowadzono z tamtejszego garnizonu ostatniego żołnierza. Zamknięto lotnisko, w pasiołku pozostały "niedobitki ludzkie" - nie ma pieniędzy na przecieranie prawie 600 km szlaku donikąd. Miejscowi, poinformowani o naszej marszrucie, zalecają przeczekanie huraganu i odwrót na zachód... My natomiast mamy już aż trzy warianty podróży: przez nieistniejący pasiołek Kranoarmeniskij, Konsomolskij do Bilings, skąd morzem w kierunku Mys Schmidta, dalej na południe w kierunku na Egvekinot do 121 km, gdzie zaczniemy ponownie pochód na północny wschód w kierunku Nutepilimen - stamtąd już niedaleko. Lub trasą dłuższą tzw. południową do Egvekinot, skąd do 121 km i dalej jak wyżej, trzeci to po morzu wzdłuż "Kosy dwóch pilotów" - jednakże duża pokrywa śniegu sprawia, że lód jest tego roku b. cienki, a niektóre niezamarzające rzeczki trzeba omijać pełnym morzem, a tam z kolei torosy... Póki co przeczekamy cyklon i ruszamy do ostatniego najtrudniejszego etapu ekspedycji.

<b>6 marca 2008</b>
Jesteśmy w Egvekinot. Szaleją wiatry i śnieżyce. Przebijamy się dalej. Wczoraj przekroczyliśmy 180 stopień.

<b><a href="http://www.swiatpodrozy.pl/a.php?id=2110">W tym miejscu</a></b> można przeczytać pierwszy odcinek relacji wraz z dokładnym opisem ekspedycji.

Źródło: informacja własna
1
Świat
WARTO ZOBACZYĆ

Indie: Twarze Bharatu
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl