Brazylia: Moje spotkania
| Aleksandra Gutowska
|
|
"Umiejętność dostrzegania piękna w tym, co zwykłe, zależy w dużej mierze od nas samych. Cecha ta nie tkwi w przedmiotach, lecz jest przejawem naszego stosunku do nich (...) Umiejętność dostrzegania w codziennych sprawach i zdarzeniach czegoś niemałego nie wyraża minimalizmu. Warto podjąć wysiłek odnajdywania kolorytu w tym, co określamy mianem szarzyzny życia." - takim mottem Marii Szyszkowskiej nasza korespondentka z Brazylii zaczyna opowieść o swoim dniu codziennym. A codzienność to niezwykłe, bo Ola Gutowska pracuje jako wolontariuszka razem z Braćmi Taize wśród dzieci ulicy.
|
William |
7.30 – Już z oddali słyszę okrzyki dzieci, które przyszły zjeść z nami śniadanie. Codziennie około pięćdziesięciorga dzieci z najbardziej ubogich rodzin przychodzi do Zgromadzenia Braci Taize w Alagoinhas by zjeść talerz gorącej, mlecznej zupy. Jak tylko dochodzę do furtki wita mnie gromkie: Bom dia Aleksandra!, po czym udajemy się razem do jadalni. Wszyscy ustawiają się w rzędzie, a jeden z wolontariuszy (młodzi ludzie z Europy chętnie przyjeżdżają do Alagoinhas by pomoc Braciom w prowadzonych przez nich inicjatywach) rozdaje posiłek. Na końcu kolejki stoi Alisson. Chłopak ma padaczkę, ale przez pierwsze dziesięć lat swojego życia nie brał lekarstw ponieważ jego matka jest niepełnosprawna i mogła zarobić na leki. Od kilku miesięcy opiekują sie nim wolontariusze. Już widać efekty ich pracy. Allison jest spokojniejszy, przyjazny wobec innych ludzi. Chłopak siada przy moim stoliku. Nic nie mówi. Powoli je śniadanie. Gdy chce zabrać jego pusty talerz uśmiecha się – pierwsza oznaka sympatii.
15.00 – Niedługo rozpoczyna sie brincadeira. Godzina zabawy dla najbiedniejszych dzieci. Idę przyprowadzić te mieszkające najdalej. Pierwsza rodzina, która odwiedzam mieszka w niewielkim ceglanym domu, przykrytym kawałkiem blachy. Wejście do domu zastawia wózek, w którym śpi niemowlę. Nie przeszkadza mu włączony telewizor i okrzyki bawiącego się za domem rodzeństwa. W drugim pomieszczeniu stoi ogromne łóżko, na którym zapewne śpią wszyscy członkowie rodziny. Evelyn nie może dzisiaj uczestniczyć w brincadeirze ponieważ musi opiekować się swoim młodszym rodzeństwem. Bardzo często dziewczynka opuszcza zajęcia w szkole ponieważ pomaga mamie w domowych obowiązkach.
17.00 – Brincadeira dobiega końca. Wszystkie dzieci ustawiają się w kilku rzędach, żeby wziąć drobny poczęstunek (dwie pomarańcze i banana). Jest to także chwila, gdy Enriquianie i jej rodzeństwo dostają talerz gorącej zupy. Rok temu cala rodzina przeprowadziła sie do Alagoinhas z pobliskiej miejscowości. Rodzice nie znaleźli dotąd pracy. Brakuje im pieniędzy na jedzenie. Dzieci często chodzą głodne do szkoły. O siedemnastej mogą zjeść ciepły posiłek.
20.00 – Udajemy sie z wizyta do kilku rodzin, przede wszystkim chcemy spotkać się z matka Williama. Chłopiec od ponad tygodnia nie pojawił się w szkole. Przemierzając ulice Alagoinhas każdy pozdrawia z sympatia Rudolfo, który co jakiś czas opowiada mi historie napotykanych ludzi. Większość z nich przychodziła kiedyś na brincadeire, a teraz robią to ich dzieci. Dojeżdżamy do domu Williama. Z niewielkiego pomieszczenia wychodzi dwudziestokilkuletnia dziewczyna, aż trudno uwierzyć, ze może bić swojego syna. Podczas krótkiej rozmowy dowiadujemy się, że chłopak od kilku dni nie pojawił sie w domu. Rudolfo wie, że dzieciak jest na pewno w parku w centrum miasta wraz z innymi dziećmi ulicy. Jedziemy go poszukać. Ulice są zatłoczone, lecz nigdzie nie widać Williama. Jest już dwudziesta druga, więc decydujemy sie na powrót do domu.
Jutro będzie nowy dzień...
7.30 – William przyszedł dzisiaj na śniadanie. Wczoraj w nocy policja przywiozła go do domu...
Alagoinhas, niewielkie brazylijskie miasto. Spotkania z jego mieszkańcami uczą spojrzenia na świat z innej perspektywy. Patologie społeczne – alkohol, przemoc, a także bieda powodują, że ludzie potrafią dostrzegać wartość w codziennych spotkaniach z innymi ludźmi.
Źródło: informacja własna
|