Andrzej Kulka » Felietony » Arktyka-Alaska: Barrow zimą
Arktyka-Alaska: Barrow zimą

Rafał Kowalewski


Alaska – jak to się zaczęło
Dawniej Alaska była czymś magicznym i trochę abstrakcyjnym aczkolwiek fascynującym mimo tego, że leży gdzieś na końcu świata – aż do lata zeszłego roku. Jak zwykle szukałem ciekawych i odległych miejsc na udany i aktywnie spędzany urlop. Już w listopadzie poprzedniego roku zaklepałem sobie wycieczkę do Ameryki Południowej (Peru i Boliwia) w biurze z Poznania. Wszystko przebiegało zgodnie z oczekiwaniami i planem aż do miesiąca przed wyjazdem. Okazało się, ze z braku wymaganej ilości uczestników wycieczka została anulowana.


Moja pierwsza myślą było prosić o zwrot wcześniej wpłaconych pieniędzy. Tymczasem z biura dostałem mam telefon z propozycjami innych wyjazdów. Miedzy innymi był wyjazd na wycieczkę objazdowa po Zachodniej Kanadzie i... po Alasce. W ciągu 15 sekund podjąłem decyzje: jadę!. Na Alasce bylem wtedy jakiś tydzień i zakochałem się od pierwszego spojrzenia. Alaska jest jednym z miejsc na ziemi, gdzie natura jest jeszcze nieskazitelna. Po powrocie do domu zacząłem się więcej Alaska interesować. Oglądałem w TV programy takie jak Piloci Alaski (Flying Wild Alaska) – o codziennej pracy pilotów firmy Era, latających do odległych i od świata odciętych miast i wiosek, oraz Ice Road Truckers – serial o kierowcach wielkich ciężarówek, wożących wielkie ładunki sławna James W Dalton Highway, prowadząca prawie z Fairbanks (jakieś 30 km na północ od Fairbanks) do Prudhoe Bay na samej północy.

Barrow – dlaczego?

W jednym z odcinków Pilotów Alaski zobaczyłem miasto Barrow, położone na samej północy Alaski. Ten odcinek kręcony był zima. Zobaczyłem bajkowy krajobraz: miasto pokryte warstwą śniegu. Tak się zachwyciłem, że powiedziałem iż muszę się tam zimą wybrać. We wrześniu 2012 roku zarezerwowałem bilety na okres 16 -24 luty 2013.

Przygotowania do wyprawy.

Po pierwszej radości z powodu podjęcia decyzji i załatwieniu biletów zacząłem się najpierw interesować klimatem i pogoda tam w lutym. Dowiedziałem się, że miasto już będzie po nocy polarnej, wiec trochę dnia będę tam miał. Średnia temperatura dzienna o tej porze roku wynosi -25 stopni Celsjusza, nocna -30. Doszedłem do wniosku, że nie mam ubrania na takie temperatury. Po długich poszukiwaniach, zarówno w sieci jak i w różnych sklepach, doszedłem do wniosku, ze najlepsza kurtka za nieduże pieniądze będzie kurtka marki Canada Goose z kaczym puchem w środku. Do tego kupiłem zimowe buty z bieżnikiem, zakrywające kostkę, grube rękawiczki i termo aktywna bieliznę.

Ubranie już miałem, teraz przyszła kolej na załatwienie sobie pobytu na miejscu. Szukałem hotelu usytuowanego niedaleko terminalu lotniczego licząc się z możliwością siarczystego mrozu, wiatru i śnieżycy. Nie wiedziałem bowiem czy miasto ma taksówki (potem okazało się, ze są 4 korporacje). Mój wybór padł na King Eider Inn. Hotel znajduje się jakieś 100 metrów od lotniska. Zarezerwowałem na 5 noclegów.

Wyjazd

Potem zaczęło się wielkie odliczanie. Im bliżej było do wyjazdu, tym bardziej bylem podekscytowany i szczęśliwy, ze moje marzenie się spełni. Wreszcie nadszedł dzień wyjazdu. Po przespanej nocy w hotelu Hilton na lotnisku w Amsterdamie i odprawie (do tego cale przesłuchanie przez ochronne) zacząłem mój pierwszy z dwóch lotów tego dnia: do Seattle. W Seattle przeszedłem najpierw kontrole dokumentów (razem ze zdjęciem odcisków palców i fotografia mojej twarzy). Po odebraniu bagażu i ponownym nadaniu na lot do Anchorage udałem się na drugi koniec lotniska, gdzie znajdują się wyloty krajowe. Na szczęście na lotnisku kursuje bezpłatna kolejka miedzy rożnymi jego częściami.

Jeszcze tego samego dnia dotarłem do Anchorage. Tu już było czuć zimę: dużo śniegu oraz lekki mrozek trochę w nos szczypał. Po przespaniu nocy nazajutrz o 5 rano bylem znów na lotnisku. O 6:10 miałem lot do Barrow. Lot się odbywał samolotem częściowo frachtowym i częściowo pasażerskim. Lot miał 2 międzylądowania: Fairbanks i Prudhoe Bay. Tak wiec czekały mnie 3 starty i 3 lądowania.

Barrow – miasto

Jak wysiadłem z samolotu, od razu poczułem mróz i zimno na twarzy. Było -28 przy pełnym słońcu i na szczęście bezwietrznie. Mimo to prognoza pogody nie wyglądała zbyt różowo. Bezwietrzna pogoda miała się zmienić. Po dwóch dniach temperatura odczuwalna spadla do -46 stopni Celsjusza – zerwał się silny wiatr z północnego wschodu. Tak wiec na śniadanie czy lunch do restauracji w tamta stronę było jeszcze nie tak straszne (wiatr w plecy). Droga powrotna była już wyzwaniem (wiatr w twarz). Chodziłem zasunięty w kapturze po sam nos zęby chronić uszy i nos. Tamtejszy instytut pogodowy wydal ostrzeżenie przed odmrożeniem niezakrytych części ciała.

Barrow jest największą miejscowością w regionie, posiada prawa miejskie. Liczy 4,9 tysiąca mieszkańców. Posiada szkoły, ratusz, gmach sadu, bank, policje, straż pożarna – słowem wszystkie służby potrzebne do normalnego funkcjonowania miasta. W mieście mieszkają różne grupy etniczne. Jedna z nich stanowią Eskimosi z plemienia Inupiat. Jednym z wielu ich zajęć jest wielorybnictwo. Miałem okazje to zobaczyć na zdjęciach w miejscowym muzeum, w Inupiat Heritage Center.

Miasto leży nad Morzem Czukockim, które jest częścią Oceanu Arktycznego. 15 km na północny wschód jest przylądek Point Barrow. Jest to najdalej na północ wysunięta cześć Stanów Zjednoczonych. Ciekawe jest tego usytuowanie geograficzne. Tu spotykają się 2 morza: Morze Czukockie i Morze Beauforta. W Point Barrow można spotkać niedźwiedzie polarne. Niedźwiedzi nie widziałem, ale widziałem w miarę świeże odciski stop. Szczerze mówiąc, trochę się cieszę ze ich nie spotkałem. Niedźwiedź polarny jest najniebezpieczniejszym rodzajem niedźwiedzia i nie zapada w sen zimowy tak jak jego koledzy: grizzly i brunatny. Niedźwiedź polarny jest zawsze głodny i poluje na wszystko, co się rusza. Kontakt wzrokowy z takim osobnikiem mógłby się skończyć fatalnie.

Barrow posiada własny gaz i elektryczność, dzięki czemu ogrzewanie i oświetlenie nie są drogie. Ropa naftowa musi być dostarczana i dlatego właśnie paliwo jest drogie: Galon benzyny kosztuje 6,20 $, podczas gdy w innych częściach Stanów ceny oscylują w granicach 3,80$ za galon. Do miasta można się dostać tylko droga powietrzna, ponieważ na północy nie ma dróg i są bagna i mokradła.

Zakończenie

Nie żałuje ani jednej minuty, że byłem w Barrow. Aczkolwiek szkoda, że nie miałem okazji zobaczenia zorzy polarnej. Zorza pojawia się mniej więcej około północy. Było za zimno, zęby można było na zewnątrz wytrzymać przez więcej niż 15 minut. Pojechałem specjalnie któregoś wieczoru z mieszkańcem Barrow gdzieś, gdzie było całkowicie ciemno. Byliśmy tam od 12.30 do 2.30 w nocy, niestety bez rezultatu.

Źródło: informacja własna
1
Felietony
WARTO ZOBACZYĆ

Nikaragua: Leon Viejo, Leon i Poneloya
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl