Austria 2003 czyli
| Michał Drwota
|
|
przygotowań do Himalayaka ciąg dalszy
Robimy kolejny krok w przygotowaniach do przygody życia którą w skrócie nazywamy "Himalayak 2003" a w pełnej wersji Pierwszą Polską Wyprawą Kajakową - "Kajakiem z Everestu".
Ruszamy dobrze znaną drogą do Austrii. W planie mamy rzeki w zachodniej części, w okolicy Insbucka i Landeck, gdzie góry są wysokie i nie brakuje rzek lodowcowych. O tej porze roku woda w nich powinna być bardzo duża. Gdzie będzie odpowiednia zobaczymy na miejscu.
Rzeka Brandenberger Ache
Woda średnio-wysoka (MHW), a więc idealna do pływania wszystkich odcinków oprócz tzw. Strahla, który przy tej wodzie jest regularnym X-em czyli miejscem bez najmniejszych wątpliwości niespływalnym. A wygląda to tak - wielki odwój przez całą szerokość kanionu zwanego Tiefenbachklamm z nurtem, który wpycha wszystko co cudem przedrze się przez odwój pod podmytą skałę.
Chwila strachu na Strahlu
Rozbiliśmy obóz tuż przy zejściu na Pinnegger Strecke. Rano szybciutko i sprawnie przebieramy się, bezceremonialnie płyniemy tenże kanionik i dalszy Tiefenbachklamm z tym, że już niespiesznie - oglądamy i asekurujemy gdzie trzeba. Powoli zbliżamy się do Strahla.
Wreszcie przychodzi ta chwila, kiedy ktoś z nas cofa się przed pozornie bezpiecznym miejscem i mówi "cos mi tu nie gra". Poziom stresu rośnie. Płynie pierwszy - świadomie wybiera drogę. Leży. Wstaje eskimoską, wskakuje do cofki. Wiosło podniesione do góry oznacza że wszystko OK.
Następny zaczyna troszkę inaczej, nie wywraca się, ale łódka staje na rufie i cofa ją do odwoju. Asekurujący zaczynają się ożywiać, sytuacja wygląda poważnie. Z dołu rzeki widać tylko lecące rzutki, oznacza to, że jest kabina. Jest wąsko, małe cofki.
Jak łapać człowieka i sprzęt?
Kanion z prawej strony jest niedostępny dla asekuracji (pionowa ściana o wysokości 20 m) z lewej niewielka półka skalna, na której, może się zmieścić nie więcej niż 3 osoby. Ale udało się, kajakarza mamy na brzegu. Jego sprzęt ginie pod wodą i znika na długie minuty. Duża masa wody wpływająca pod podmytą skałę skutecznie przyciska go do brzegu co najmniej 1,5 metra pod powierzchnią wody. Strach pomyśleć co stałoby się człowiekowi gdyby został w kajaku. Przedłużające się w nieskończoność oczekiwanie.
Nagle z wody wyskakuje gumowa piłka, która była w łódce jako komora wypornościowa. Nikt już nie zastanawia się, co by było gdyby... Zaczynamy zastanawiać się nad wyjściem z kanionu dla straceńca - ale nie mamy liny a ścieżka jest 20 m wyżej na sąsiednim brzegu... czekamy dalej.
Nagle jest łódka, wyskakuje z pod wody zmaltretowana, ale cała. Wyławiamy sprzęt. Team cały w komplecie. Sprawnie obnosimy Strahla i dopływamy do końca. Znów na górę.
Czeka nas jeszcze Kaiserklam - krótki, wąski kanion, ale ciekawy przez swoją trudność. Bez kłopotów spływamy całość i do samochodów, które zawiozą nas na górną Trisanne a później na jej niżej położone kanioniki Sea Waves Cataract, Saw Mill Cataract. Wszystko na poziomie 4+. Wspaniałe pływanie.
Na dokładkę jazda obowiązkowa bez trzymanki
Mimo wszystko tych parę rzek pozostawia niedosyt. Po krótkiej naradzie ustalamy - jedziemy do Lofer, gdzie czeka Teufelschlucht, odcinek przez dziesięciolecia uznawany za niespływalny, a obecnie kanon pływania WW - jazda obowiązkowa.
Na początek trochę łatwiejszego terenu i zaraz oglądamy... jakiś syfon, odwoje, asekuracja. Głęboki oddech i płyniemy. Kilku z nas po raz 4- ty w tym sezonie jest w tym miejscu. Mimo wszystko przemy na przód ostrożnie i rozważnie. Na szczęście bez kłopotów. I tak już do końca w niezliczonych buffach i skokach z cofki do cofki.
Wychodzimy na końcu, pada nieśmiała propozycja "może by tak jeszcze raz?", Wszyscy zgadzają się natychmiast. Płyniemy. Teraz to już "bułka z masłem" przecież przypomnieliśmy sobie wszystkie detale.
Niestety trzeba wracać, na trzeci raz nie ma czasu. Szkoda, ale przecież za miesiąc znowu wyjazd w Alpy tym razem dolina Oetz.
Źródło: informacja własna
|