HK 3; Kathmandu - Lukla - Bhote Kosi
| Ekipa Himalayak
|
|
15.11.2003 r.
Rano Sikor z Łukim pojechali na lotnisko. Udało im się załatwić czarter samolotu do Lukli za jedyne 950 USD (podczas pierwszych rozmów padały ceny w okolicy 1500 USD, a kwota 1250 USD miała być już niesamowicie atrakcyjna - możliwa do uzyskania dzięki koneksjom rodzinnym z szefem portu.
Z Kathmandu wyrwaliśmy się późnym popołudniem. Pojawił się problem z komunikacją między nami a kierowcą. Mimo wytłumaczenia mu przez ludzi z biura, w którym wynajmowaliśmy samochód, dokąd ma jechać, zamiast nad Balephi Kola zawiózł nas nad Bhote Kosi.
Gdzieś w połowie drogi miedzy rzekami zorientowaliśmy się, że coś nie gra, ale próby wytłumaczenia tego kierowcy spełzły na niczym. OK. NO PROBLEM. Jedziemy nad Bhote Kosi.
|
Z naszym nowym samochodem |
Spotkaliśmy się z nimi w biurze na Tamelu (dzielnicy, w której skupione są biura turystyczne, sklepy z pamiątkami, restauracje, itd., czyli wszystko, co potrzebne do zaspokojenia oczekiwań turystów). Stąd mięliśmy wziąć busa na rozpływanie. Cena została przyklepana - 115 $ za trzy i pół dnia.
Ustaliliśmy spotkanie bagażami na 13. Jak zobaczyli ile tego mamy doszli do wniosku, że potrzeba nam jeszcze pickupa i cena podskoczyła do 150 $. OK. Może być.
Po drodze mijaliśmy liczne posterunki policji i wojska. Podczas kilku rozmów, jakie przeprowadziliśmy z miejscowymi, przewijał się wątek problemów, jakie rząd ma z maoistami walczącymi o władze. Ich działania nie są skierowane przeciwko turystom, ich bezpieczeństwu oprócz ewentualnej utraty pieniędzy lub rzeczy raczej nic nie grozi... Jak wielki jest to problem przekonaliśmy się już wkrótce.
Jechaliśmy drogą szumnie nazwaną Arniko Highway. Jednopasmowa, wąska droga asfaltowa, wijąca się raz w górę, raz w dół, z licznymi małymi miejscowościami lub skupiskami domów usytuowanych tuż przy drodze, a częściej wprost na drodze. Szacunek budziły olbrzymie ciężarówki płynnie wymijające się na tych wąziutkich dróżkach. Co pewien czas napotykaliśmy liczne osuwiska i odcinki zasypane przez lawiny kamienne licznie schodzące z otaczających drogę stromych gór. Dało się jednak jechać i to było najważniejsze.
Nad Bhote Kosi dojechaliśmy już po zmroku, który o tej porze roku zapada tutaj ok. 17.30. Spać położyliśmy się pod wiszącym mostem miedzy jak nam się wydawało pustymi domkami przytulonymi do drogi tuż nad przepaścią.
Tomanek
Źródło: informacja własna
|