Andrzej Kulka » Himalayak 2003 » HK 4; Nad Bhote Kosi
HK 4; Nad Bhote Kosi

Ekipa Himalayak


16.11. 2003r.

Rano ok. 6.00 obudziły nas autobusy przejeżdżające nam tuż koło głowy. Zaraz za autobusami pojawiła się dosyć liczna gromadka umorusanych dzieciaków z ciekawością przyglądających się naszym dziwnym poczynaniom.


Zobacz  powiększenie!
Wspólne zdjęcie
Po zrobieniu kilku zdjęć imponującemu kanionowi, nad brzegiem którego beztrosko spaliśmy, zjechaliśmy kilka kilometrów w dół rzeki na pole biwakowe firmy Bolerland Resort - skąd mięliśmy ruszyć na podbój naszej pierwszej nepalskiej rzeki.

Przygotowania do wypłynięcia zajęły nam czas do ok. 10... Musieliśmy zapakować do kajaków sprzęt potrzebny nam na Dudh Kosi. Zrobiliśmy też przy okazji trochę zdjęć dla naszych sponsorów z odpowiednio obklejonymi nalepkami sprzętem.

Zobacz  powiększenie!
Tomanek i Arbuz
Przed nami był odcinek ok. 17 km rzeki o trudności WW 3+, 4+, 5-. Początek na kajakach obciążonych sprzętem, a przez to trudnych do manewrowania był dosyć nerwowy. Dobrze, że pierwsze kilometry to tylko 3+. Dało to czas na oswojenie się z woda i sprzętem. Rzeka zaczęła przyśpieszać, zwiększył się spadek, wzrosły i tak już duże fale, przybyło coraz większych odwojów. Zaczęły się też pierwsze przygody.

Za nami było kilka miejsc WW 4+ i jedno podchodzące, pod 5 - kiedy na wysokości Barahbise trafiliśmy na z pozoru łatwy próg skalny przegradzający całą rzekę. Chłopcy płynący z przodu przeszli go bez problemów. Niestety, ja nie miałem takiego szczęścia. W momencie, kiedy zbliżałem się do progu, na mojej wysokości znalazł się Fido. Efektem tego znalazłem się na samym środku uskoku, za którym wpadłem w głęboki odwój. Wywróciło mnie od razu. Kilka razy wstałem, próbowałem wydostać się z niego na kilka sposobów, ale nie puszczał. Zaczęło brakować mi powietrza. Zrobiłem kabinę. Jeszcze przez chwilę mieliło mnie w środku zanim wypluło. W międzyczasie pozostali zdążyli dobić do brzegu, wysiąść z kajaków i przygotować rzutki. Bogu dzięki, że Fidowi wyszedł pierwszy rzut. Dzięki temu złapałem się zbawczej liny i zostałem bezpiecznie doholowany do brzegu. Arbiemu udało się złapać moje wiosło (musiał z nim robić eskimoskę, bo go wywróciło, a z dwoma wiosłami w dłoni nie jest to takie proste), a Rybie kajak.

Zobacz  powiększenie!
Tomanek i Luki
Zaraz potem, poniżej miejsca połączenia Bhote Kosi z Sun Kosi trafiliśmy na miejsce nazywane The Great Wall WW 5. Przy tym stanie wody nie zdecydowaliśmy się go płynąć. Od tego miejsca rzeka miała cały czas 4+. Popierniczała w dół bardzo szybko, było b. dużo różnej wysokości uskoków z odwojami na dole. We znaki dawały się też duże fale, które czasami potrafiły zatrzymać kajak prawie w miejscu. Czuliśmy się zdecydowanie lepiej niż na początku, ale ponieważ była to już 5 godz. płynięcia zaczęliśmy popełniać drobne błędy. A to ktoś ratował się przed wywrotka podpórką, albo musiał wstawać eskimoską.

Na jednym z takich miejsc, odwój poniżej uskoku zatrzymał Rybę w miejscu. Fido, który płynął z tylu nie zdążył wyhamować i wpadł na niego, uderzając go dziobem kajaka w ramię i kask. Wypchnęło go z odwoju, zrobił eskimoskę i dobił do brzegu. Ramię bolało, ale mógł płynąc dalej.

Zobacz  powiększenie!
Tomanek
Chwilę później ja miałem swoje kolejne 5 minut. Za wolno napłynąłem na miejsce i rzuciło mnie na kamień. Momentalnie wywróciło mnie. Długą chwilę płynąłem głową w dół nie mogąc złożyć się do eskimoski. Kilka razy zaliczyłem kamienie, raz nawet na tyle mocno, że kajak cały wyskoczył nadwodne. Chwile później udało mi się wreszcie wstać.

Pozostałym szło lepiej. Nie licząc na nieuniknione przy takiej trudności liczne eskimoski większych problemów nie mieli. Pływanie zakończyliśmy po ok. 6odz.

Późny obiad zjedliśmy w malutkiej miejscowej jadłodajni, do której zaciągnął nas Arbi. Zamówił "tradycyjne nepalskie danie" za jedyne 30 Rs. jak nam je podali wszyscy wybuchneli śmiechem. Był to makaron z autentycznych chińskich zupek błyskawicznych przysmażony na patelni z dodatkiem suszonego i podsmażonego kurczaka. Byliśmy tak głodni, że zjedliśmy to oryginalne danie bez wybrzydzania, a nawet zamówiliśmy dokładkę.
Spać poszliśmy w tym samym miejscu, co dzień wcześniej tylko parę metrów dalej przy kapliczce na kawałku trochę równiejszego i pozbawionego kamieni terenu.

Tomanek

Źródło: informacja własna
1
Himalayak 2003
WARTO ZOBACZYĆ

Turcja: Od Efezu po Pamukkale
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl