Żeby zdążyć na samolot do Lukli musieliśmy wstać o 4.30. O 5.30 byliśmy już na lotnisku. Bez problemów odprawiliśmy nasze bagaże i autobusem podjechaliśmy do wyczarterowanego samolotu. Przez następną godzinę czekaliśmy, aż opadnie magla, która od dwóch dni uniemożliwiała loty samolotów. Szczęście nam dopisywało. Mgła opadła na tyle żeby zgodnie z planem, czyli o 8.00 wystartować.
Lot trwał krotko, ale z emocjami. Mogliśmy wreszcie oglądać panoramę Himalajów, potrzęsło nas nieźle podczas przelatywania tuż nad granią gór. Samo lądowanie w Lukli zapierało dech w piersiach. Pas startowy miał ok. 1/3 długości najkrótszego pasa, jaki widziałem w swoim życiu i kończył się skalną ścianą. Ciekawe przeżycie.
Po wylądowaniu szybko znaleźliśmy tragarzy, którzy zgodzili się zanieść nasze ciężkie kajaki do Jorsale (ostatniej wioski przed Namche Bazar). Stąd zamierzamy rozpocząć płyniecie górnego odcinka Dudh Kosi.
Na miejsce dotarliśmy po ok. 5 godzinach marszu. Jak pokazywał wysokościomierz Ryby pokonaliśmy w sumie 709 m podejść, wystartowaliśmy z wysokości 2720 m n.p.m. Rzeka oglądana z góry wyglądała na wymagającą. Nie wszystko mogliśmy obejrzeć, gdyż szlak w kilku miejscach odchodził daleko od rzeki, a i ocenianie trudności rzeki z góry nigdy nie jest do końca adekwatne do rzeczywistości. Jest pewne ze będzie, po czym pływać.