Andrzej Kulka » Parki narodowe » AP 4; Kruger NP
AP 4; Kruger NP



wtorek, 9 marca 2004

Nasz przeuroczy hotel w Graskop posiada kilka wielkich zalet; wspaniałą kuchnię (co doceniamy podczas kolacji i śniadania) oraz niezwykle oryginalne wnętrze godne właścicieli - artystów.

Zanim oddamy się zaspokojeniu Okrutnego (głodu) z zaciekawieniem oglądamy dzieła sztuki zgromadzone przez właścicieli w recepcji i w poszczególnych salach.


Zobacz  powiększenie!
Nasze oczekiwania
Naszą szczególną uwagę zwracają rzeźby nostalgicznie nawiązujące do kolonialnych czasów panów, sług i służących. Inny duży plus tego "rodzinnego" hotelu to jego położenie na krawędzi Wysokiego Weldu (powyżej 1500 m n.p.m.), dzięki czemu podczas nocy nie doskwierają upały ani wilgoć, a temperatura zaledwie kilkunastu stopni Celsjusza sprzyja głębokim snom. Dodatkowa - jakże istotna - korzyść to bliskość parku narodowego Krugera; zaledwie 60 km, czyli niecałe dwie godziny jazdy do bram jednego z najsłynniejszych w Afryce parków narodowych.

Park narodowy Krugera

Droga ze Wschodniego Transwalu biegnie w dół malowniczymi serpentynami wzdłuż stromych zboczy porośniętych tropikalnym lasem. Granicą tego największego i najstarszego rezerwatu przyrody na Południu Afryki jest rzeka Sabie. Stara, skromna bramka wjazdowa znajduje się po zachodniej stronie rzeki; nowa, znacznie większa jest po drugiej stronie mostu, gdzie tuż obok wzniesiono ogromny pomnik upamiętniający postać prezydenta Paula Krugera - założyciela parku.

Miałem szczęście lat temu wiele przebywać na safari w kilku kenijskich i tanzańskich parkach, gdzie sporo słyszałem o RPA jako kraju, w którym nigdy nie doszło do przetrzebienia nosorożców. Słyszałem też słowa krytyki o zbytnim ucywilizowaniu tego dzikiego zakątka kontynentu. Cieszę się, że za kilka godzin osobiście zweryfikuję te tak różnorodne opinie o najstarszym i największym (blisko 2 mln ha) rezerwacie na południu Afryki.

Rezerwat Krugera chroniący wyśmienity pod kątem przyrodniczym region RPA został założony jak sama nazwa wskazuje przez Paula Krugera w 1898 roku, a wiec zaledwie 26 lat po tym, jak prezydent USA Ulysses Grant objął prawną opieką Yellowstone jako pierwszy park narodowy świata. Co za piękny przykład dla reszty świata! Dzięki tego typu wizjonerskim decyzjom światłych ludzi możemy dzisiaj, zaraz po przekroczeniu granic Parku dostrzec dziesiątki, ba setki zwierząt! Na początek widzimy zgrabne antylopy impala, których jest tutaj co najmniej 140 tysięcy! Stada liczące po kilkanaście sztuk widzimy dosłownie co kilkanaście minut.

Kruger National Park słynie z gatunkowego i ilościowego bogactwa zwierząt. Na obszarze o długości 350 km z północy na południe i średnio 60 km w poprzek, żyją słonie, lamparty, lwy, bawoły i wspomniane już nosorożce, czyli w terminologii myśliwych cala Wielka Piątka, tak ochoczo uwieczniana na znaczkach RPA. Są to zwierzęta, które najtrudniej upolować. Poza nimi licznie występują gepardy, zebry, krokodyle, żyrafy i hipopotamy. Park jest doskonałym siedliskiem dla blisko 150 gatunków ssaków i pół tysiąca gatunków ptaków!

Doskonale zdajemy sobie sprawę, że dzisiaj przejedziemy przez najczęściej odwiedzany fragment Parku, w dodatku odbędzie się to podczas najbardziej niekorzystnych godzin, czyli od późnego ranka do wczesnego popołudnia. Celem naszej wyprawy nie jest (i nie było) safari samo w sobie, lecz całościowy wgląd w Republikę Południowej Afryki oraz jej najbliższe okolice. Dla otuchy zarówno naszej własnej jak i czytających te słowa... jeszcze w tym roku planujemy typowe safari, a dla dodania ekscytującego smaczku - w miejscu najzupełniej pozbawionym powszedniości czyli w... Botswanie.

Pocieszeni taką myślą dostrzegamy śliczne małpy nazywane tutaj blue velvet, czyli błękitny atłas. Jak się później (po wielu pytaniach naszego przewodnika i żadnej dobrej odpowiedzi) okazuje, to barwne określenie nawiązuje do koloru... jajek samca kontrastujących z resztą ciała. Widok, zaiste, zdumiewający. Coś jak gdyby lekcja chemii wygrała z lekcja biologii.

Jedziemy dalej słuchając opowieści kierowcy Romana o zwyczajach zwierząt. Wszędzie na poboczu dostrzegamy ślady niedawnej bytności nosorożców, które zostawiają swoje odchody w tych samych miejscach, najczęściej na poboczu szosy. W końcu dostrzegamy jednego z tych fantastycznych "przedpotopowych" potworów. Nosorożec przetacza swoje cielsko blisko nas i spokojnie skubiąc trawę niknie w chaszczach. Uff. Ze wstrzymanym oddechem trzaskamy zdjęcia tego niebywałego spotkania.

Dojeżdżamy do jednego z najlepszych hoteli w parku w Skukuza, po to tylko, aby skorzystać z toalety, dokonać zakupu pocztówek i fantastycznych znaczków. Zauważam, że na mapce wywieszonej na frontowej ścianie budynku pokazane są kolorowymi pineskami aktualne miejsca obserwacji przedstawicieli Wielkiej Piątki. Ten prosty zabieg na pewno bardzo pomaga indywidualnym turystom.

Kontynuujemy jazdę w dół rzeki Sabie. Dzięki spostrzegawczości przewodnika w wodnej toni dostrzegamy hipopotamy i liczne krokodyle. Stajemy na zdjęciową sesję. Będzie co wspominać po powrocie do kraju!

Po chwili, na przeciwległym brzegu zauważamy pasącego się w upalny biały dzień... hipopotama. Normalnie, ten wielki ssak jest bardzo podatny na słoneczne oparzenia - o czym doskonale wie - i powinien dzionek cały chłodzić się w wodzie, ale widocznie głód dał mu się mocno we znaki i wyszedł na łąkę.

Zajęci obserwacją hipcia omal nie przegapiamy widoku samotnego słonia, który właśnie ma zamiar przekroczyć rzekę. Sabie jest akurat dość rwąca po ostatnich opadach i przeprawa może okazać się dość ryzykowna dla zwierzęcia. Zatrzymujemy pojazd, by bliżej przyjrzeć się tej rzadko oglądanej scence. Słoń wchodzi w nurt, zostaje szybko zniesiony w dół rzeki, ale udaje mu się zbliżyć do drugiego brzegu. Jednak tam czeka na niego stroma, trudna do pokonania skarpa. Znów musi poddać się biegowi rzeki, aby odczekać na chwilę, gdy brzeg ponownie stanie się płaski. Tak też się staje, i na naszych oczach, wyraźnie zmęczony przeprawą wychodzi w końcu na brzeg.

Jedziemy dalej. Czekamy na lwy, zebry i żyrafy. Już za kolejnym skrzyżowaniem ukazuje się pierwsza długoszyja istota, jest jednak zbyt daleko i co gorsza pod światło, aby dać się należycie sfotografować. Jednak tuż po chwili dostrzegamy kilka żyraf z lewej strony, w rewelacyjnym oświetleniu. Znowu stajemy "z piskiem opon", aby na kliszach i kartach pamięci utrwalić spotkanie z wdzięcznymi ssakami.

Po prawej stronie wreszcie pojawiają się zebry. Co prawda nie duże stado, a zaledwie dwie sztuki i to nieźle zakamuflowane w buszu, ale było nie było są to jednak najprawdziwsze zebry. Tuż obok nich dostrzegamy dzikie świnie, a mówiąc poprawniej guźce afrykańskie. Matka z kilkoma ślicznymi małymi ryje nosem po krzakach nic sobie nie robiąc z nadjeżdżającego pojazdu. Jedziemy dalej i - niestety - wkrótce ukazuje się bramka obwieszczająca wyjazd z parku. Zbyt szybko minął ten czas, jak zawsze, kiedy jawi się dużo ciekawych zdarzeń.

Jak wygląda porównanie z innymi, słynnymi parkami Afryki Wschodniej? No cóż, na pierwszy rzut oka... nie najlepiej dla Krugera. Ale po głębszym namyśle, po rozpatrzeniu faktów, stwierdzić musze, że jak na kilka dobrych godzin w tym rezerwacie przyrody zobaczyliśmy mnóstwo tak egzotycznej dla nas zwierzyny. Nie widzieliśmy co prawda żadnego lwa ani lamparta, ale mogliśmy do woli napatrzeć się na setki innych wymienionych wyżej zwierząt. Faktem jest, że Park Krugera posiada wyasfaltowane szosy, po których mogą poruszać się pojazdy, co nieco przypomina "safari" w wielkich ogrodach zoologicznych USA. Z drugiej strony dzięki tej zasadzie samochody nie niszczą trawy - zasadniczego pożywienia dla roślinożerców, czyli większości zwierząt w parku. Ponadto w ten sposób, dzięki rewelacyjnemu systemowi oznaczeń, przez park może przejechać każdy turysta nie narażając siebie ani rodziny na ryzyko zagubienia. Mając do dyspozycji więcej czasu i swobodę manewru można na pewno zobaczyć wszystkie z najciekawszych afrykańskich zwierząt, i to z bliska. Zwłaszcza, jeśli udamy się do rzadko odwiedzanej, północnej części Parku.

Dodajmy kolejne fakty; w 1972 roku park Krugera połączył się z rezerwatami Sabie i Shingwedzi oraz 70 prywatnymi farmami tworząc dzisiejszy wielki park narodowy, o ambicjach powiększenia się w Park Pokoju Great Limpopo Transfrontier Park obejmujący również chronione przyrodniczo tereny parku narodowego w Mozambiku i Gonarezhou w Zimbabwe. Ten przekraczający granice trzech państw obszar wynosi w sumie aż 36 tys. km kwadratowych terenów chronionych dla afrykańskiej zwierzyny, która na czarnym kontynencie posiada coraz mniej miejsca do życia. Perspektywy wydają się być różowe.

Śpimy w Crocodile Bridge, obok jednej z ośmiu bram wjazdowych do Parku Krugera. Stylowe chaty wzorowane na murzyńskich rondavels są klimatyzowane, z czystą pościelą, z prądem i lodówką. Są tutaj gniazdka elektryczne, możemy wiec podładować baterie aparatów i komputerów. Zanim oddamy się w objęcia Sprawiedliwego (snu) nawet nie chcemy myśleć, że już jutro rano wjedziemy do jednego z nielicznych w świecie komunistycznych państw, kraju-legendy - Mozambiku.

Źródło: Exotica Travel

Exotica Travel Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel

 warto kliknąć

1
Parki narodowe
WARTO ZOBACZYĆ

Kory drzew świata
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl