Rowerem na Litwę `2005
| Dominik Piesik
|
|
Valkininkai – Pirciupiai – Paluknys - Wilno
60 km
Rankiem zostały nam tylko 60 km do stolicy Litwy i około 10:30 wjechaliśmy do centrum Wilna. Przy wjeździe do Wilna zaczął skrzypieć i trzeszczeć znów lewy pedał mojego roweru. Przypomniałem sobie wtedy słowa sprzedawcy "do Wilna na tym dojedziecie"- no właśnie, ale my chcielibyśmy również wrócić. W jednej z licznych pizzerii spotkaliśmy się z panem Leonem i dzięki Jego uprzejmości mogliśmy za darmo przenocować w Jego biurze, za co chcieliśmy serdecznie podziękować. W sobotę zostaliśmy również oprowadzeni przez bardzo miłą panią "przewodnik" na Stare Miasto. Serdecznie dziękujemy za poświęcony nam czas!!
Dzień V
Wilno
0km
Kolejny dzień (niedziela) poświęciliśmy na zwiedzanie reszty ciekawych obiektów (pałac w Werkach), pójście na mszę, do Ostrej Bramy no i oczywiście gwóźdź programu, czyli tradycyjne litewskie danie: Zeppelin.
Dzień VI
250km
Poniedziałek jednak nie był tak różowy. Pobudka o 4:00 i szybki wyjazd z miasta. Po 30 km zatrzymaliśmy się aby zwiedzić Zamek w Trokach (w tym zamku gościli często polscy królowie; miejsce wypoczynku licznych dawnych głów państw; miejsce urodzin księcia Witolda). Dalej ruszyliśmy bocznymi drogami ku miastu Alytus. Tam spotkał nas pierwszy deszczyk i zrobiliśmy dłuższy postój. Po uzupełnieniu zapasów wody i drożdżówek skierowaliśmy się ku granicy w Ogrodnikach.
Przez 50 km (aż do granicy) wiał nam w twarz dosyć mocny wiatr, co znacznie utrudniało jazdę. Po przekroczeniu granicy zaryzykowaliśmy i pomimo ostrzegawczego znaku o robotach drogowych podążyliśmy tą trasą do Augustowa. Jak się później okazało, roboty drogowe polegały na odmalowywaniu pasów na jezdni, także nie mieliśmy żadnych kłopotów z przejazdem. Po przystanku w parku na ciepłą zupkę trzeba było ruszać dalej do Ełku, skąd odjeżdżał nasz pociąg do Gdyni. Tak też zrobiliśmy i o godzinie 21:30 z zakupionymi biletami przeczekaliśmy (tudzież przysypialiśmy) w poczekalni na dworcu. Trochę przygód było z osobnikami, którzy lekko mówiąc nie żałowali sobie alkoholu i w ich słowniku nie ma takiego słowa jak "mydło", a poczekalnie traktowali jak sypialnię (pospolicie zwanych żurami)... Ale jakoś przetrwaliśmy.
Dzień VII
342 km - ale to już pociągiem
Po całonocnym oczekiwaniu wsiedliśmy do pociągu o 7:46 i do Gdyni dotarliśmy około 14:00.Oczywiscie podczas podróży w głowach zrodziło się już kilka innych wyjazdów. Mocno zmęczeni, ale zadowoleni, wróciliśmy do domów.
Ogólne podsumowanie i praktyczne wnioski
• Teren po stronie Litewskiej płaski, bardzo mało wzniesień i zjazdów.
• Niektóre wioski, które mieliśmy zaznaczone na mapie nie istnieją lub są prawie niezauważalne (czasami planowaliśmy w niektórych wioskach kupić wodę do picia, a tych wiosek po prostu nie było).
• Ceny w sklepach są porównywalne z cenami w Polsce.
• Hotele albo hostele w Wilnie lepiej zarezerwować sobie wcześniej.
• Ludzie w większości rozumieją język polski lecz nie potrafią w nim nic powiedzieć. Im bliżej Wilna tym łatwiej się dogadać z ludnością w naszym języku. Prawie wszyscy umieją mówić po rosyjsku. Po angielsku można się dogadać tylko w informacjach turystycznych albo hotelach. Niemieckiego nikt nie używa.
Statystyka
• Nie posiadamy żadnych statystyk np: średnia prędkość, czas jazdy itp. ponieważ nie dysponowaliśmy licznikiem rowerowym. Ilość kilometrów jest podana w oparciu o mapę.
• Całkowity przemierzony dystans to 731 km przejechany w 5 dni
• Średni dzienny przejechany dystans to 146,2 km
Ogólne koszta
• 50 złotych i 80 litów wydanych podczas podróży
• 50-60 złotych na jedzenie, które zabrałem z Gdyni
• 50 złotych na bilet powrotny z Ełku (wraz z rowerem)
Całkowity koszt na moją skromną osobę wyniósł około 250 zł.
Wrażenia – bezcenne...
Źródło: informacja własna
|