AUS 5: ...i koniec autralijskiej przygody...
|
|
|
Hinchinbrook Island. Potężne przypływowe tereny porośnięte drzewami mangrowymi, tolerującymi słoną wodę.
Wyspa jest częściowo pokryta, porośnięta subtropikalnym lasem deszczowym - taka sobie mała dżungla.
Spędziłem na wyspie trzy noce, na trzech różnych dzikich plażach. Pierwszy raz na moich australijskich pieszych szlakach trafiam na człowieka (i od razu dobrych kilkoro).
Jadę dalej na południe - ale tylko kawałek, do Airle Beach. Całe wielkie połacie ziem na południe od Cairns usiane są plantacjami bananów, mango i przede wszystkim trzciny cukrowej; regularnie, co jakiś czas, pojawia się kolejka wąskotorowa dla krasnoludków, zawsze prowadząca do niemiłosiernie dymiących kominów cukrowni – wyjątkowo uroczo i sielsko to wygląda.
Airlie Beach jest jednym z głównych centrów wypadowych na Wielką Rafę - dziesiątki tylko najlepszych na świecie ofert.
To już moja końcówka podróży, kasiurki już nie za wiele... Nie mam problemów z wyborem jak inni - biorę najtańszy dwudniowy rejs, chcę tylko zobaczyć rafę i tyle.
Na zdjątku jedna z wielu porozsiewanych wysepek należąca do grupy Whitsundays Islands wcześnie rano...
 |
Plaża na głównej wyspie całej grupy. Prawdziwie białe piaski, pływające blisko brzegu duże płaszczki stingrays... no nieźle, nieźle... Niestety, by popływać, trzeba zakładać pełen strój, jak dla nurka, gdyż zaczął się czas panowania fatalnych meduz z box jelyfish na czele (to najmniej sympatyczna "galareta" na całym globie).
Kilkadziesiąt metrów powyżej plaży jest punkt widokowy: szeroka panorama na białą plażę po horyzont, przypływowe tereny z wodą od głębokiego niebieskiego zabarwienia, przez błękit oczu niewinnych księżniczek, aż po zielonkawe koloryty - godzinami bym sobie tutaj siedział (co tam, dniami, miesiącami...), w samym środku bajki, rozważając całe swe dotychczasowe duchowe bytowanie, gdybym umiał chodzić po wodzie, by samodzielnie wrócić na stały ląd...
 |
Powrót do Airle Beach. Najtańszy rejs okazał się zaskakująco dobry! Uśmiechnięci ludzie z kilku krajów plus jeden przedstawiciel Europy Wschodniej... Żarełka w brud, kapitalne wysepki, nurkowanie i snorkling (dla niewtajemniczonych: głowa pod wodę by podziwiać rafy i kolorowe rybki, ale nie za głęboko, by tyłeczek w spokoju ducha sunął sobie na powierzchni wody).
Bardzo chciałem jeszcze skoczyć na piaskową wyspę Frazer Island i pochodzić - jestem już za bardzo zmęczony całą podróżą, poddaję się. Wskakuje prawie od razu z jachtu do autokaru, 20 godzin jazdy...
...i koniec australijskiej przygody, z powrotem w Sydney...
Źródło: informacja własna
|