HAWAJE
00:20
CHICAGO
04:20
SANTIAGO
07:20
DUBLIN
10:20
KRAKÓW
11:20
BANGKOK
17:20
MELBOURNE
21:20
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Ameryka Łacińska » AŁ 33; Peru: Pingwiny w Peru
AŁ 33; Peru: Pingwiny w Peru

Aleksandra i Marcin Plewka


Coś ciągnie Daniela za nami, trudno chyba wszystkim odgadnąć co, a może kto. W każdym razie Daniel jedzie z nami dalej na południe, tym razem do Paracaz. W Peru panuje dość dziwny system, którego nie rozumiemy, ale cieszymy się, że możemy podróżować nieco taniej. Otóż wyruszając z terminalu z Limy do Pisco płaci się 17 złotych. Wsiadając jednak do tego samego autobusu tuż za terminalem cena wynosi 11 złotych. I to nie na lewo w rękę kierowcy. Bilet wystawia przedstawiciel tej samej agencji, która sprzedaje bilety na dworcu. I jest to dworzec tylko tej agencji a nie 40 innych.

Autobus dociera do tak zwanego Cruce w pobliżu Pisco, skąd łapiemy collectivo za złotówkę od łebka. W Pisco wsiadamy do autobusu, który za 1,2 złotego ma przewieźć nas 25 kilometrów do celu naszej podróży. Dochodzi do niemiłego incydentu w autobusie. Otóż pomocnik kierowcy nie chce się zgodzić by nasze bagaże jechały na podłodze. Żąda umieszczenia ich na siedzeniu i uiszczenia dodatkowej opłaty. My się burzymy i burzą się też inni turyści, których problem ten nie dotyczy, ale uważają, że facet odstawia chamówę. Postanawiamy na znak protestu opuścić autobus, co czyni też dwójka innych turystów. Koleś stracił więc w ten sposób 5 pasażerów. Konkurencja jest duża. Za nami stoi inny bus, w którym nie mamy już żadnych problemów z bagażem. Po drodze mijamy trochę kosmiczne, znowu pustynne krajobrazy. Paracaz też otoczony jest pustynią, ale ma zatokę dość ładną z plażą i parę ulic z restauracjami. Szybko znajdujemy hotel za 25 złotych z łazienką na 3 osoby. Za 30 złotych od łebka wykupujemy też wycieczkę łódką na bezludne wyspy Balletas, gdzie mają na nas czekać niesamowite cudy przyrody.

O 8 rano dnia następnego ruszamy. Niestety trudno dostrzec coś zza strasznej mgły. Nagle po 30 minutach podróży z otaczającej nas bieli wyłaniają się zarysy skał. Podpływamy bliżej i widok staje się coraz wyraźniejszy. Wyspa pozbawiona jest roślinności. Na jej skalnym i górzystym brzegu schronienie znalazły tysiące ptaków różnego gatunku, malutkich pingwinów, fok i lwów morskich. Pierwszy raz na własne oczy widzę takie stworzenia w swoim naturalnym środowisku. Pytamy się Daniela:
- Skąd tutaj tak arktyczne stworzenia.
Nasza alfa i omega jak zwykle znajduje wyjaśnienie na nurtujące nas pytanie:
- Prądy marskie są tutaj tak zimne, że stworzenia te znalazły odpowiednie warunki do życia właśnie u wybrzeży Peru.
Podpływamy do plaży, gdzie wylegują się foki i gdzie przychodzą na świat. Rozlega się przeraźliwy krzyk tych zwierząt. Część fok nurkuje nam przed nosem, reszta wyleguje się dalej obojętnie. Bardziej nieruchawe są lwy morskie, które totalnie olewają naszą obecność. No i wśród ptactwa dostrzegamy też pingwiny. Są po prostu taką miniaturką tych, które znaliśmy z ogrodów zoologicznych, ale zawsze to prawdziwe pingwiny...

W drodze powrotnej widzimy na piaskowym wzgórzu tajemniczy znak. Jego pochodzenie nie jest znane. Są różne hipotezy. Jedna z nich mówi, że Jose Marti wyzwalając Peru umieścił ten znak, symbol masoński, bo sam był masonem. Według Daniela wszyscy prezydenci Peru oprócz Toledo byli masonami.

Po powrocie kąpiemy się jeszcze raz w morzu, a właściwie to tylko ja się kąpię, a Ola z Danielem pilnują moich rzeczy. Jemy ostatni wspólny obiad i dyskutujemy o feminizmie. Ojciec Daniela umarł na raka prostaty. Jego rodzina sprzedała fabrykę i wszystko, co posiadała by uratować mu życie. Niestety po 2 latach męczarni jego tata zmarł. Ale dlaczego rozmawiamy o feminizmie? Otóż dominacja organizacji kobiecych sprawia, że właściwie każde państwo i organizacje międzynarodowe inwestują miliardy w programy ratowania kobiet np. przed rakiem piersi i innymi chorobami. W tym czasie o wiele więcej mężczyzn umiera na raka prostaty. Większość jednak organizacji międzynarodowych milczy na ten temat, a rządy wielu krajów tworzą kolejne szpitale Matki i Dziecka zapominając o umierających na wiele chorób mężczyznach. Miałem podobne zdanie, ale teraz Daniel poparł je jeszcze swoim lekarskim autorytetem.

Daniel wraca do Limy a my ruszmy dalej na południe. Smutek maluje się na naszych twarzach. Kiedy zobaczymy znowu naszego przyjaciela? Mam nadzieje, że niebawem w Polsce.



Źródło: www.malyrycerz.com

1


w Foto
Ameryka Łacińska
WARTO ZOBACZYĆ

Piwa obu Ameryk
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Autostopem, zimą przez Syberię na podbój Pekinu
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl