HAWAJE
17:25
CHICAGO
21:25
SANTIAGO
00:25
DUBLIN
03:25
KRAKÓW
04:25
BANGKOK
10:25
MELBOURNE
14:25
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Swedseayak » Swedseayak 7: Fjordholmen, Donso, KÖPSTADSÖ i ostatnie zmagania
Swedseayak 7: Fjordholmen, Donso, KÖPSTADSÖ i ostatnie zmagania

Benek, Bober, Uolly i Max





Zobacz  powiększenie!
Max postanowił jeszcze na koniec sprawdzić to, co w zasadzie powinniśmy byli sprawdzić na samym początku. Mianowicie „eskimoskę” z wyładowanym kajakiem, z załadowanymi i przyczepionymi na zewnątrz kajaka beczkami. Na przystani było trochę gapiów, a Benek postanowił sfotografować tę próbę. Uolly asekurował, żeby ewentualnie podać „dziubka”. Było ciekawie. Woda nie była zimna, ale i do kąpieli nie nastrajała. Poza tym była słona. Po takiej kąpieli ma się uczucie jakby się było posmarowanym czymś klejącym. W końcu stało się. Max wywrócił kajak, Benio cykał zdjęcia a widokiem przybici stali szwedzcy emeryci. Kajak nie chciał się tak łatwo obrócić ponieważ przyczepione beczki stawiały opór. W końcu pokazał dno. Teraz obrót dalej. Najpierw pokazało się wiosło, później reszta. Poszło gładko! A więc da się to zrobić bez problemu! No, może na fali i w stresie mogłoby być trudniej. Na przystani rozległy się nieśmiałe brawa. Gdybyśmy zrobili takie próby wcześniej, być może czulibyśmy się pewniej w trudnych warunkach.

Zobacz  powiększenie!
Wyciągnęliśmy kajaki na brzeg. Teraz musieliśmy wypakować cały sprzęt, przepakować go, wyczyścić kajaki. Max zatelefonował do Szweda od wypożyczalni. Nie odbierał, więc nagrał się mu na skrzynkę. W pewnym momencie Uollek, Benek i Bober zaszli Maxa z każdej strony. Ojcowski uścisk potężnego Benia unieruchomił naszego komendanta czule ale i stanowczo. Bober z Uolkiem przechwycili jego ręce, a Benek jego nogi. No tak, Max zupełnie zaskoczony nagle skojarzył, że jedną z form podziękowanie w każdym tego słowa znaczeniu, jest wrzucenie kierownika do wody na zakończenie. Ta forma daje szerokie pole do ekspresji. Można po trzech synchronicznych wymachach delikatnie podkręcić, wtedy obiekt dziękczynienia wykonuje coś na kształt młynka z saltem. Oczywiście, wiele zależy od wybranej trajektorii. Przy płaskich, delikwent musi się pospieszyć, bo inaczej wyląduje w połowie figury twarzą lub wręcz głową w dół. Przy wysokiej jest więcej czasu na wykonanie pełnej figury, ale za to zanurzenie przy lądowaniu jest większe.

Zobacz  powiększenie!
Również wybór miejsca nie jest bez znaczenia. Tak więc o wirtuozerii całości decydują wspólne wysiłki wszystkich. Tutaj było płytko a trzymający byli nie w kij dmuchał. Wyglądało to ciekawie. W takich okolicznościach można się było spodziewać wysokiego, ekspresyjnego lotu z dynamicznych hamowaniem w płytkiej wodzie! Jednak lotu nie było. Skończyło się zanurzeniem głęboko pod wodę i błyskawiczną ucieczką w kierunku brzegu. Zdziwiony Max wynurzył się przystrojony w wodorosty i inne ciekawe elementy fauny i flory morskiej. Takiego obrotu sprawy chyba nikt się nie spodziewał. Podobno było to podyktowane płytką wodą i głęboką troską o zdrowie komendanta!

Zobacz  powiększenie!
Po wyrażeniu swojego zadowolenia, cała ekipa powróciła do swoich zajęć. Szwed wciąż nie oddzwaniał. Kajaki były wyczyszczone i już zdążyliśmy rozszyfrować zagmatwany rozkład „jazdy” promów, z którego wynikało, że mamy jeszcze 20 minut. Ponieważ wiedzieliśmy od Kuby gdzie jest klucz, otworzyliśmy firmę, zapakowaliśmy kajaki, fartuchy, wiosła i mapy. W końcu Max zadzwonił ponownie i okazało się, że Szwed nie odsłuchał wiadomości. Powiedział gdzie jest klucz. Jak się dowiedział co już zrobiliśmy to się bardzo ucieszył, podziękował i zapraszał ponownie. Nie ma to jak szwedzki styl na biznes!

Zobacz  powiększenie!
Prom do tej przystani przybija tylko na żądanie. Musieliśmy zmienić położenie semaforka tak, aby prom podpłynął do nas. Teraz płynęliśmy do naszej bazy ze wszystkimi betami. Prom przybił punktualnie. Po kilkunastu minutach dopłynęliśmy do KÖPSTADSÖ. Było około piątej. Znowu nosiliśmy bety z przystani do Kuby. A jutro znowu będziemy je nosić na przystań! Jakby ktoś z nas tu zamieszkał, to chyba po kilku miesiącach miałby ręce do ziemi!

Kuba i Marta byli jeszcze w pracy, ale wszystko było otwarte. On sam powiedział nam, że jakby nikogo nie było, to żebyśmy sobie weszli. Byli natomiast Ule i jego druga żona. Z zaciekawieniem słuchali naszych relacji. Nie mogli uwierzyć, że mieliśmy takie szczęście, że trafiliśmy na taką wspaniałą pogodę. Wszystkie dni były słoneczne i bezchmurne. Podobno taka pogoda o tej porze roku nigdy się nie zdarza.

My musieliśmy znowu przepakować nasze rzeczy, tym razem z uwzględnieniem jutrzejszego pakowania samochodu. Każdy na zmianę brał prysznic.

Zobacz  powiększenie!
Właściwa organizacja pozwoliła nam zoptymalizować wszystkie wymagane czynności i dzięki temu około 18:00 wszystko było gotowe, a my pachnący i w świeżych ubrankach rozpoczęliśmy przygotowania do imprezy pożegnalnej. Międzyczasie wrócił Kuba. Marta miała być później. Tego wieczoru miała przyjść również Margareta, z którą bardzo się zaprzyjaźniła Marta. Margareta była pierwszą żoną Ule. Teraz z jego drugą żoną czasami wspólnie piją sobie kawkę przegryzając ciasteczkiem. Szwedzki luz...

Impreza trwała do późnych godzin. Kuba zaserwował krewetki, był świeżutki łosoś wędzony na ciepło (podarowany przez Margaretę), sosik, szwedzki likier i wiele innych specjałów. A przede wszystkim było wesoło i miło. Żal było odjeżdżać. Poszliśmy spać późno i musieliśmy spać szybko, bo rano trzeba było wstać bardzo wcześnie. Tak wcześnie, że nikt z nas nie pamiętał, kiedy tak wcześnie wstawał.

Źródło: informacja własna

<< wstecz 1 2


w Foto
Swedseayak
WARTO ZOBACZYĆ

Norwegia: w stronę lodu
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

KwA 9: 03`06; Niger - Jeden dzień z Tiką
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl