Kirgistan
| Olga Mielnikiewicz
|
|
Cztery doby w pociągu Moskwa - Biszkek. Drobiazgowe przeszukiwanie plecaka przez kazachskich tajniaków, czterdziestostopniowy upał, brak wody i kolejki do ubikacji, tłok i ścisk, zapach ryb wymieszanych z zapachem potu pół setki pasażerów na gapę. Wszystko można przeżyć. Tylko po co - żeby zobaczyć, jak Kirgiz zsiada z konia?
Naczalnika niet
|
Kiriz w tradycyjnej czapce |
Naczelnik OWIRU (biura meldunkowego) przychodzi, kiedy chce. Najczęściej w porze obiadowej. Wychodzi w porze urzędowania. Bez naczelnika nie będzie pieczątki w paszporcie. Bez pieczątki będą problemy na granicy i podczas przypadkowych kontroli policyjnych.
Naczelnik stacji kolejowej, podobnie jak naczelnik OWIRU, każe czekać na siebie dwa dni. Bez jego autografu nie można wydostać się z Kirgizji. Świstek papieru, na którym wpisuje datę i trasę wyjazdu, kosztuje 50 somów (ok. 1 dolara). Odpuszcza, kiedy blefuję, że jestem żurnalista.
Naczelnika łatwo poznać. Biała koszula, wystający ze spodni brzuch, u pasa kluczyki od zachodniego auta. "Bierut w karman, to ich stać i na BM" - objaśnia z goryczą w głosie Maksat, mój kirgiski przewodnik.
Mój dom tam, gdzie moje ognisko, moja trzoda tam, gdzie mój koń
|
Jurty |
Czabani (pasterze) z końcem maja gnają stada owiec i krów w górskie doliny. W pobliżu rwących rzek stawiają jurty. W sezonie, który trawa od maja do października, kilka razy zmieniają miejsce wypasu. Ich dzień pracy wyznacza słońce - o wschodzie wypędzają bydło na stoki, o zachodzie zwierzęta same wracają do właścicieli.
Jurta Kirgiza jest kuchnią, jadalnią i sypialnią. Przed nią płonie ognisko lub w środku żelazny piecyk, z którego dym ulatuje przez otwór, tzw. tyndyk. W jednej jurcie mieszka zwykle kilka osób - jedna rodzina, a czasem kilka.
Obrazą dla gospodarzy jest przejść obok, nie pozdrawiając, nie zamieniając kilku słów. Jeśli zaproszą do środka, nie powinno się odmawiać. Zawsze można liczyć na piałkę herbaty (Kirgizi używają czarki bez uszka) i kawałek chleba - pysznej okrągłej lepioszki. Oczy gospodyni, która usiądzie na skraju szyrdaka (dywan tkany z sierści barana albo wielbłąda), bacznie obserwują gościa. Jeśli zaspokoi pragnienie i położy dłoń na piałce, mówiąc "rahmat" (dziękuję) - to dla niej sygnał, żeby więcej nie nalewać.
U starych czabanów wieczorem przy ognisku można posłuchać pasjonujących myśliwskich opowieści i nierzadko narzekań na ciężki los i rządy prezydenta Akajeva.
Urkun - samotny pasterz o wykręconej paraliżem twarzy, znad rzeki Teleti, pasie cudze stado. Zarabia 60 somów dziennie. Człowiek rzadko do niego zagląda. Towarzystwa dotrzymują mu czasem niedźwiedzie i wilki. Nie boi się. Dziś ludzie to wilki - wzdycha z goryczą.
Z mleka robią cuda
|
Owce |
Codziennie o zmroku Asjel doi krowy. Podgrzane na ognisku mleko wlewa do separatora i kręci korbą. Z jednej rurki cieknie odtłuszczone mleko, z drugiej - śmietana. Nie można kręcić za wolno ani za szybko, trzeba w sam raz. Gromadka dzieciaków wyczekuje nad miską, aż pozwoli im wylizać zakamarki urządzenia oblepionego śmietaną. Sama też zjadam pół słoika. To rarytas - podobnie jak sajan - płynne masło na ciepło. Kawałek lepioszki macza się w maśle, a potem w miodzie - tak smakuje najlepiej.
Nic nie może się zmarnować. Z mleka będzie ajran (kefir). Z ajranu - po odparowaniu serwatki - suzme (twarożek). Z niego formuje się małe, twarde jak kamień, słone kulki i suszy na słońcu - to kurut. Podobno kilka kurutów daje czabanowi siłę na cały dzień.
Próbuję kumysu - sfermentowanego mleka kobyły. To eliksir życia, jak mawiają Kirgizi. Najlepszy kumys można kupić w okolicach przełęczy Tëo-Aszuu przy autostradzie Biszkek-Osz.
Pasterze żywią się tym, co wyczarują z mleka. Posiłki urozmaicają chlebem, ryżem, miodem i warieniem (rzadka marmolada pita z herbatą). Czasem zarzynają barana. Mięsem przeważnie handlują - za barana dostają 40 dolarów, za konia około 200. Koń to skarb czabana. Kirgiz w górach nie zsiada z konia. Taki koń może wbiec na wysokość 3000 m n.p.m., a na grzbiecie nosi cały rodzinny dobytek.
Iliada stepów
Mieszkam niedaleko prospektu Manasa, przechodzę obok Uniwersytetu im. Manasa i pomnika Manasa. Lotnisko w Biszkeku też nosi jego imię. A kim był Manas? Anara otwiera piękny album w trzech językach: kirgiskim, tureckim i angielskim. Nie wiesz? Duma narodowa Kirgizów i ich wkład w kulturę światową. Legendarny batyr - chan, który walczył o niepodległość Kirgizów.
Epos o Manasie jest tym dla Kirgizów, czym dla Greków Odyseja i Iliada, a dla Hindusów Mahabharata, przy czym Manas jest 20 razy dłuższy niż Iliada i Odyseja razem wzięte. Przekazywany z ust do ust przez manaszi - bardów o nieposzlakowanej opinii i czystej duszy uświetniał tylko szczególne okazje - wesela, urodziny syna. Każdy manaszi miał swoją własną wersję Manasa. Znanych jest około sześćdziesięciu wersji. Kiedy UNESCO ogłosiło rok 1995 rokiem Manasa, rząd wydał osiem milionów dolarów na uświetnienie tego wydarzenia. Jego olbrzymi grobowiec znajduje się w Tałas.
Suranam
|
Maksat pochodzi z muzykalnej rodziny. Siostra skończyła konserwatorium, jej kilkunastoletni syn zdobywa na konkursach pierwsze nagrody. On sam ma ładny głos. Cały czas nuci kirgiskie i rosyjskie piosenki. Najbardziej przypadła mi do gustu Suranam - o dziewczynie, która odeszła w świat, zostawiając tęskniącego chłopca.
Na bazarze w Oszu przebieram gorączkowo w pirackich kasetach i szukam takiej, na której jest Suranam. Nie ma. Jest za to mnóstwo estradowych uzbeckich i kirgiskich piosenek. Po 50 somów za kasetę. Kupuję Borbijewa i Bieszikiejewa - podobno są najlepsi. Kompakty po 120 somów - jest Kambarkan, Muras i Ordo Sahna. Kambarkan jak nasze Mazowsze - folklor w najlepszym wydaniu - występują już tylko w filharmonii.
A o czym śpiewają ci ślepcy w bramach? - wypytuję mego towarzysza. Na bazarze można prawie zawsze posłuchać gardłowych zaśpiewów z akompaniamentem komuza albo oskomuza. To dastany - objaśnia - żałosne skargi na los z morałem i apelem do słuchaczy albo hymny opiewające piękno gór i pasterskiego życia.
Źródło: informacja własna
|