Andrzej Kulka » Świat » Trynidad i Tobago: tam, gdzie niebo usmiecha się do świata
Trynidad i Tobago: tam, gdzie niebo usmiecha się do świata

Katarzyna I. Kwiatkowska


Zobacz  powiększenie!
Taki jestem...
Rano przyjeżdża po nas przyjaciel rodziny, u której mieszkamy – John i jedziemy do centrum Port of Spain - stolicy Trynidadu. Nie zdążyliśmy zobaczyć jej wcześniej, gdyż przylecieliśmy noc przed karnawałem. Nie wyobrażam sobie teraz lepszej chwili na poznanie właśnie tego miasta... Już od wschodu słońca ulice tętnią życiem! Prawie natychmiast stajemy się częścią widowiska. Chłoniemy je z otwartymi sercami. Inaczej nie można - wzrok i słuch nie wystarczają...

Karnawał oszołamia nas, jest radosny i pełen optymizmu. Nasi przyjaciele żartują, że jego najlepszą stroną jest możliwość zobaczenia groźnego szefa lub hardej sąsiadki pląsających w skąpych strojach po ulicy. A mówiąc poważnie, Trynidadczycy uważają, że najistotniejszą cechą karnawału jest to, że wszyscy uczestnicy są sobie równi. Patrzymy na barwne pochody, podziwiamy wymyślne przebrania, ferie kolorów i dajemy się ponieść gorącym dźwiękom calypso. To właśnie na Trynidadzie powstał ten gatunek piosenki zaangażowanej – lekko, ale stanowczo komentującej sprawy życia publicznego. W kilkanaście minut przesiąkamy wilgotnym, tropikalnym powietrzem i zapachem tzw. doubles – miejscowych placków podawanych z grochem gotowanym w curry. Nie zdążyliśmy ich skosztować, gdyż serwowane są tylko rano. A nas wszędzie witają zgodnie z panującą tu zasadą, że przyjaciele przyjaciół są równie ważni jak rodzina i częstują innymi pysznościami. Pojemne barki pełne jedzenia i picia znajdują się w bagażnikach ustawionych na poboczach samochodów. Pijemy miejscowe piwo, drinki z rumu i wody kokosowej. Jemy zupę z kukurydzy i kanapki z pieczonym rekinem, dziesiątki owoców m.in.: balata – małe, słodkie kulki podobne w smaku do przejrzałych gruszek czy pomerac – naturalnie połączoną rzodkiewkę z jabłkiem, o czerwonej skórce i białym miąższu.

Zobacz  powiększenie!
Siostry karnawałowe
Upał powoli ogarnia wszystko, parzy nam ręce, odbija się od murów i chodników. John w tym czasie niestrudzenie opowiada o historii karnawału, jego symbolice i regułach, według których oceniane są występujące grupy. Z trudem zapisuję informacje... Poszczególne zespoły tworzy od 100 do 3000 osób. Większe z nich wspiera orkiestra wieziona na specjalnych odkrytych ciężarówkach; pieśniarze (najczęściej Jamajczycy) rytmicznymi nawoływaniami zagrzewają do tańca, motywem przewodnim są słowa „Trynidad, jump up!”. Na trasie, która wiedzie przez miasto, ustawionych jest zwykle pięć punktów sędziowskich. Każda grupa musi zaprezentować swój program przed przynajmniej trzema z nich. Osobno prezentują się zespoły dziecięce i osobno dorośli. Sędziowie oceniają stroje, koncepcję artystyczną, wybór tematu, choreografię, aranżacje muzyczne. W sumie branych jest pod uwagę ok. dziesięciu kategorii. W skład jury wchodzą przeważnie osoby zajmujące się zawodowo ocenianymi dziedzinami, rzadziej tzw. oficjele. Mijają nas leśni ludzie, Rzymianie, marynarze, diabły, ale i słonie, węże, ryby, motyle i kwiaty. Każda grupa ma swoją Królową i Króla. Rywalizują oni o miano najlepszych już dwa tygodnie przed paradą. Ich stroje mają imponującą wielkość. Kiedy idą ulicą, część gigantycznej konstrukcji jedzie na specjalnych kółkach. Ale stelaże zmontowane są w taki sposób, żeby tańcząc przed jury mogli unieść całość na swoich barkach. Wymaga to niesamowitej sprawności fizycznej. Podobnie jak taniec na szczudłach – Mako Jumbies, który wprowadza nas w mistyczny nastrój czarnej Afryki. Obie wyspy zamieszkuje ok. 1.3 miliona ludzi, a w karnawał zaangażowanych jest prawie połowa mieszkańców, głównie tych, którym pozwala na to religia. W 1991 roku Parlament Trynidadu i Tobago powołał aktem prawnym - Narodową Komisję do Spraw Karnawału. Do jej zadań należy m.in.: „Uczynić Karnawał żywotnym przedsięwzięciem – narodowym, kulturalnym i komercyjnym.”

Większość z uczestników żyje karnawałem przez cały rok. Zespoły mają swoje kluby, gdzie kilka razy w tygodniu grają, ćwiczą taniec i wspólnie spędzają czas. Wiek osób nie gra roli. Wszyscy tańcząc - kipią energia i siłą!

Zobacz  powiększenie!
Tryni smok
Nasilenie imprez zaczyna się dwa tygodnie przed karnawałem. Kulminacją jest szalona parada, która trwa nieprzerwanie przez dwa dni. Drugiego dnia wieczorem odbywa się konkurs steelbandów, czyli zespołów grających na pustych beczkach po oleju, tzw. steelpanach. Z odpowiednio wytłoczonego dna można wydobyć kilka lub kilkanaście gam! Jedne beczki są długie, inne krótkie i przypominają patelnię do smażenia sadzonych jajek, ale wystarczy, żeby muzyk uderzył w nie pałeczkami albo młoteczkami, aby dźwięczały pełną werwy muzyką karaibską! Muzycy, jak i tancerze, są w różnym wieku. Widzimy dzieci podskakujące, żeby uderzyć w bębny z odpowiednią siłą. Widzimy także, jak na wóz, na którym ustawione są steelpany, podsadzają starszego pana, który nie może wejść na niego o własnych siłach, ale kiedy zaczyna grać... echo świdruje nam w uszach. Muzyka rozbrzmiewa do północy. Równo o 24.00 drugiego dnia, odtrąbiono koniec karnawału. Zaczyna się Środa Popielcowa. Wracamy do domu rozdygotani z przejęcia i zmęczenia, brodzimy w porzuconych puszkach, butelkach, częściach karnawałowych strojów, które uczestnicy wyrzucają – bo za rok będą inne... Zanim dochodzimy do końca ulicy, na horyzoncie pojawiają się ekipy sprzątające i następnego dnia rano nie możemy poznać miasta. Jest czyste, wyciszone i aż trudno uwierzyć, że jeszcze parę godzin wcześniej... - Za kilka dni zostaną ogłoszeni zwycięzcy. Ale już dzisiaj po południu zaczną się spotkania w klubach, będą omawiane występy i przygotowywane kolejne. Do tego niedługo na wyspy przyjadą królowe i królowie innych karnawałów, żeby tutaj stanąć do światowej rywalizacji o tytuł najlepszych – mówi, jakby chcąc nas pocieszyć Keith.

Zostajemy w TiT jeszcze kilka tygodni i z każdym dniem uczymy się o wyspach czegoś nowego, jednak temat karnawału powraca wiele razy. Po pewnym czasie, kręci nam się w głowach nie tylko od wrażeń, ale i informacji związanych z karnawałem. Trzeba przyznać, że jeżeli ktoś nie lubi karnawału i nie chciałby nic o nim wiedzieć, to mieszkając w TiT ma pecha. „He is out of luck” - jak mówią Trynidadczycy. Karnawał jest bowiem częścią tutejszego życia. Jeden z najwybitniejszych Trynidadczyków pochodzenia hinduskiego – Vidiadhar Surujprasad Naipaul, pisarz i laureat Literackiej Nagrody Nobla za 2001 rok, deklaruje nienawiść wobec karnawału i dźwięków steelpanów, choć jednocześnie umie śpiewać popularne pieśni calypso... W rozmowie z dziennikarzem Jeremy Taylorem mówi: „Nie sądzę, abym pasował do trynidadzkiego sposobu życia. Z pewnością bym umarł, gdybym musiał spędzić tam resztę mojego życia.” Dość ostre słowa, ale V.S. Naipaul jest znany właśnie z wypowiadania radykalnych sądów i formułowania skrajnych opinii. Irytuje tym wszystkich, pisze Taylor, „ale jego oddanie sztuce pisania nie podlega dyskusji, podobnie, jak jego niechęć do małostkowości i nieodpowiedzialności.” Co jednak ważniejsze, większość książek i prac pisarza, za które został uhonorowany Nagrodą Nobla, odnosi się do doświadczeń wyniesionych z rodzinnego kraju lub wręcz opisuje tutejszą rzeczywistość, która bez wątpienia ma swój własny rytm.

Źródło: informacja własna
<< wstecz 1 2 3 4 dalej >>
Świat
WARTO ZOBACZYĆ

Karnawał na Trynidadzie i Tobago
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl