Meksyk: Zamykam oczy i myślę „Meksyk”...
| Marta Dudziak
|
|
|
Catedra Metropolitana przy Zocalo |
Mexico City to również Katedra znajdująca się podobnie jak Pałac Narodowy oraz Templo Mayor przy Plaza de la Constitucion znanym jako Zocalo - jednym z największych placów świata. Katedra to monumentalna, bo przecież największa w całej Ameryce Łacińskiej, niezwykła, pełna przepychu budowla, wznoszona przez niemal trzy stulecia - stąd bogactwo stylów jest tutaj nader widoczne.
|
Niedaleko Bazyliki |
W rogu Zocalo mieszczą się zaś pozostałości po głównej azteckiej świątyni zwanej Templo Mayor, wzniesionej w centrum historycznego miasta na wodzie - Tenochtitlanu. W tejże świątyni ponad pół tysiąca lat temu złożono bogom krwawą ofiarę z 20 000 jeńców. Mówi się, że skazańców ustawiono czwórkami w kilkukilometrowym szeregu, potem zaś prowadzono ich na szczyt ówczesnej piramidy, gdzie żywcem wyrywano im serca. Wszystko miało trwać trzy dni i trzy noce. Już sama myśl napawa dreszczami...
Jest jeszcze Pałac Sztuk Pięknych na końcu Alamedy, w którym dziś odbywają się wystawy sztuki, pokazy tańców oraz koncerty, zaś na ścianach wiszą dzieła wielkiej Trójcy muralizmu - Rivery, Siqueirosa oraz Orozco.
|
Bazylika Matki Boskiej z Guadelupe |
W mieście mieści się też Bazylika Matki Boskiej z Guadelupe - sanktuarium Królowej Meksyku, w niebieskim okryciu - Tej samej, która ukazała się małemu Juanowi Diego. Każdego roku, 12 grudnia, w rocznicę objawień pielgrzymi udają się w to miejsce. Znajduje się tu XVIII - wieczna świątynia, obok której stoi nowa, ukończona w 1976 roku, bazylika zdolna pomieścić do 10 000 ludzi.
Podczas wizyty nie zapominam też o Muzeum Archeologicznym w parku Chapultepec, w którym spośród tysięcy wspaniałych eksponatów moją szczególną uwagę przykuwa ogromny kalendarz aztecki, postać atlanta z Tuli i figura chacmoola trzymającego w dłoniach pojemnik, do którego niegdyś składano ludzkie serca.
|
Plac Trzech Kultur |
Wieczorem wybieram się do Zona Rosa - dzielnicy pełnej deptaków, barów, dyskotek i restauracji. Miasto żyje pełną piersią. Uwodzi każdym szczegółem. Myśl, że wkrótce trzeba ruszać dalej przytłacza. Chciałoby się tu zostać. W pełnym smogu i hałasu a jednak fascynującym i magnetyzującym miejscu, lecz już kolejny dzień przynosi spotkanie z historycznym miejscem, jakim jest Teotihuacan. Możliwość dotarcia tutaj brzmi jak sen. Czytam o tym. Przeglądam zdjęcia w albumach. I nagle staję pośrodku Alei Zmarłych. W tyle Piramida Księżyca, przede mną gigantyczna (64 m wysokości) Piramida Słońca. Dalej brakuje już słów. Oczami wyobraźni cofam się w czasie - kilkanaście setek lat wstecz do momentu założenia miasta a potem stworzenia tu centrum religijnego Azteków. Nazwa „Teotihuacan” znaczy tyle, co „miejsce, w którym ludzie stają się bogami”. Magiczne miejsce. Wąskimi i stosunkowo wysokimi stopniami, których jest tu 248, wchodzę na szczyt Piramidy Słońca. Chcę spojrzeć na cały teren z jej szczytu. I choć część chętnych zawraca lub dociera tylko do połowy drogi, brnę dalej. W końcu docieram. Widok jest niezwykły. Wrażenia nieporównywalne. Było warto. Tylko tyle. I aż tyle.
|
Pływające ogrody Xochimilco |
Wyruszam w dalszą drogę. Magia nazwy Acapulco działa jak magnes. Czuję przyspieszony rytm serca. Zadaje sobie pytanie: jaki będzie bodaj najsłynniejszy kurort świata? W końcu, po kilku godzinach przybywam na miejsce. Luksusowe hotele tłoczą się na wybrzeżu. Póki co obrazek przypomina znajome kurorty. Niespodzianką są wspaniałe fale. Przypływają i odpływają z potężną siłą. Poddaję się im i już po chwili „porywają” mnie z sobą, zaś ja ze wszystkich sił próbuję się wydostać. Zabawa z falami wciąga. Niespodziewanie okazuje się, że spędziłam połowę dnia w oceanie nie odczuwając przesuwających się wskazówek zegara. Acapulco chce mi podarować jeszcze jeden upominek: wrażenia, jakie pozostaną po słynnej „La Quebrada”. Tu śmiałkowie będą skakać do wód oceanu ze skał zanosząc swe modlitwy przed występem do Najświętszej Panienki. Sprawa nie należy do prostych z uwagi na fakt, że trzeba skoczyć do wody w odpowiednim momencie tak, by poziom wody był na tyle wysoki, by nie zginąć niechybnie. Jęki przerażonych i podekscytowanych wydarzeniem turystów podgrzewają atmosferę do czerwoności. To niesamowity, pełen emocji spektakl. Pokaz umiejętności i odwagi na długo jeszcze pozostający w pamięci.
To już koniec pierwszego etapu wyprawy do Meksyku. Teraz udając się w dalszą drogę wyobrażam sobie jak będzie wyglądało kolejne spotkanie? Jak to będzie w Palenque? Tak wiele o nim czytałam... Jak to będzie?
Źródło: informacja własna
|