Andrzej Kulka » Alaska 2003 » AL 12; Pośród fiordów i lodowców
AL 12; Pośród fiordów i lodowców



Frontowa ściana lodowca Aialik
Urocze portowe miasto Seward jest doskonałą bazą wypadową do eksploracji Parku Narodowego Fiordów Kenai. Kilka firm urządza tutaj rejsy wzdłuż zatoki Resurrection Bay do jednego z fiordów ozdobionych ścianami lodowców wpływającymi prosto do oceanu. Przy okazji można podziwiać ogromne bogactwo lokalnej morskiej fauny z pięknymi krajobrazami gór półwyspu Kenai w tle.

Statek Coastal Explorer rusza z przystani w Seward punktualnie o 8 rano, zabierając dwie setki pasażerów w 6-godzinny rejs do Parku. Bilet kosztuje sporo, 111 USD od dorosłej głowy.

Zobacz  powiększenie!
Skalne wysepki Fiordów Kenai NP
Świeci słońce, prognoza pogody jest dobra. Wypływając z portu widzę ogromny wycieczkowy liniowiec, jeden z wielu na jakich bogaci turyści z USA wygodnie spędzają wakacje. Te statki - zabierające na pokład średnio 2 tysiące ludzi - są jednak zbyt wielkie, aby mogły podpłynąć blisko lodowców, nie mówiąc o małych, skalistych wysepkach na których tysiącami zasiada morskie ptactwo i leżą morskie lwy. Mniejsza jednostka pływająca, jak właśnie Explorer, jest na pewno rozsądniejszym rozwiązaniem na zwiedzanie alaskańskich wybrzeży.

Zobacz  powiększenie!
Wydra morska w zatoce Resurrection Bay
W kilka minut po wypłynięciu z portu, na powierzchni wody poza prawą burtą ukazuje się wydra morska; piękne zwierze, którego cenne futro nieomalże doprowadziło do wytrzebienia tego gatunku w XIX wieku. Dla rządzących wówczas Alaską Rosjan było to najcenniejsze bogactwo dalekiego kraju poza Syberią. Dzisiaj wydry morskie są w Stanach Zjednoczonych pod całkowitą ochroną, ciesząc oczy przyrodników i turystów wzdłuż oceanicznych wybrzeży od Alaski aż po środkową Kalifornię.

W chwilę później pasażerów czeka kolejna uczta dla oka: na samotnej skale, blisko brzegu siedzi samotny orzeł biały. Ten wielki ptak jest jednak prawie czarny! Posiada tylko białą głowę i koniec ogona. Nieruchomy, zerka na przepływający statek, aby ponownie oddać się wypatrywaniu pożywienia, czyli łososi przemykających pośród fal. Od początku lipca w stronę brzegu podąża coraz większa ilość "srebrniaków", idealnych w kształcie i fantastycznych w smaku łososi płynących na tarło do przybrzeżnych strumieni. Ryby są głównym składnikiem diety tutejszych orłów białych. O ile dobrze pamiętam Alaska posiada największą na świecie koncentrację tych wspaniałych ptaków, a z pewnością rekord największego złowionego na świecie (na wędkę) łososia.

Zobacz  powiększenie!
Pogodne niebo nad fiordami
Mijamy lodowiec Bear Glacier, niedostępny dla dużych statków. Na wyniosłej, stromej skale po prawej pasą się górskie owce, zbyt daleko jednak, aby można je było skutecznie i efektownie sfotografować. Obiecuje sobie piękne zdjęcia tych kozłów ale... w parku Denali, za kilka tygodni.

Poza lewą burta, od strony otwartego oceanu widać snujące się nad wodą gęste mgły. Mam nadzieje, że ładna pogoda utrzyma się do końca rejsu, jednak w tej okolicy błękitne niebo potrafi błyskawicznie zasnuć się chmurami przemieniając "spacerowy" rejs w ostrą walkę z własnym żołądkiem i wczorajszą kolacją.

Zobacz  powiększenie!
Fontanna wieloryba humbaka
O 9:40 przed dziobem statku pryska w powietrze fontanna obwieszczająca spotkanie z jednym z najciekawszych morskich zwierząt - wielorybem humbakiem. Garbus pokazuje ogon i znika pod powierzchnią wody, ukazując się znowu po 6 minutach z kolejną fontanną i minutowym pobycie na powierzchni ku niezmiernej uciesze posiadaczy aparatów fotograficznych. Prawdę mówiąc ta fontanna nie jest wcale fontanną (wody), lecz skroplonym powietrzem wyrzucanym przez nos wieloryba z nieprawdopodobną wręcz prędkością kilkuset kilometrów na godzinę!

Obok, na wysepce No Name Island stado morskich lwów grzeje się na słońcu. Obserwuję dużego samca, który, porykując podziwia swój harem, ale jednocześnie bacznym wzrokiem pilnuje własną młodzież, niby beztrosko baraszkującą przy brzegu, a jednak narażoną na niespodziewany atak drapieżnych, uzbrojonych w potężne zęby orek.

Cały rejs zaczyna nabierać charakteru morskiego safari, wyganiając na górny pokład ziewających pasażerów (brak nocy i problemy ze spaniem to czerwcowo-lipcowa alaskańska normalka).

Dwadzieścia minut później mijamy cypel Aialik Cape, z malowniczymi skałkami sterczącymi z wody i z ośnieżonymi szczytami gór półwyspu Kenai w tle. Jest cudownie; błękitne niebo, kilka chmurek, majestatyczne góry i mnóstwo zwierzyny. Lepiej być nie może! No, przydały by się ze dwie orki...

Wyspy Chiswell Islands skrywają niespodziankę; ogromne stada gniazdujących ptaków... Są tutaj maskonury o dziobach kolorowych jak u tukanów, są nury, kormorany, wszechobecne mewy, a z rzadka czarne ostrygojady o grubym, jaskrawym dziobie.

Wokoło, fantastyczne pejzaże jak gdyby żywcem wyjęte z najpiękniejszych marynistycznych snów. Chwilę zadumy nad nieziemskim (morskim) krajobrazem przerywa głos kapitana. Jest 10:15, trzy następne wieloryby suną wzdłuż wschodniego brzegu wyspy Chiswell, tuż przed dziobem statku. Humbaki trwają na powierzchni przez cale 10 minut dając pokładowym fotografikom mnóstwo okazji do zrobienia życiowych ujęć, z fontannami i płetwami ogonowymi - na pożegnanie - włącznie

Zobacz  powiększenie!
Lodowiec Aialik
Mijamy wyspy Natoa i Harbor wpływając w głąb fiordu, w początku którego kilka jęzorów z pola lodowego Harding wpada do oceanu. O 11:30 docieramy do lodowca Aialik, podpływając tuż pod potężną ścianę lodu górującą nad nami, jak ściany błękitno- białych drapaczy chmur. Okazuje się, że to "tuż tuż" jest odległością rzędu 400 metrów (wygląda jak 100), ściana lodu ma wysokość ćwierć kilometra, czyli 4 razy tyle co wysokość Niagary (a wygląda jak 50 m), natomiast szerokość czoła lodowca to bita mila, czyli półtora kilometra sprawiające wrażenie kilkuset metrów.

Kapitan, chcąc pewnie doprowadzić pasażerów do ostatecznej ekstazy wygasza silniki, aby w niemal absolutnej ciszy pomoc wsłuchać się w głos lodu (pisze na komputerze bez polskiej czcionki i nie chce pomylić z "głosem ludu"). Słychać trzaski, pękanie, a gdy tylko spory fragment lodowej ściany oderwie się od ściany słyszymy, rozlega się opóźniony odległością, armatni niemal wystrzał!

Podniecenie rejsem sięgnęło zenitu. Z rozdziawionymi z zachwytu szczekami, z opadniętymi żuchwami wracamy. Jak w dawnym filmie, W Samo Południe, odpływamy sprzed lodowca pozostawiając za sobą wzburzony kilwater, połamaną krę, soczysto zielone wzgórza i nadal błękitne niebo nad górami i całym półwyspem Kenai.

Post Scriptum, czyli PS. Na bieżąco, na pokładzie, wstukuję litery w klawiaturę komputera, chcąc uchwycić jakże cenną atmosferę chwili... Nie ma czasu na analizę składni, na myśli o ortografii... Chcę wysłać ten tekst jak najszybciej, dopóki jest aktualny. Jeśli się podoba, pozdrówmy mojego profesora polszczyzny w VI LO im. Adama Mickiewicza w Krakowie, Włodzimierza Japolla. Jeśli nie... prawdopodobnie już jest na emeryturze!

Źródło: Exotica Travel

Exotica Travel Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel

 warto kliknąć

1
Alaska 2003
WARTO ZOBACZYĆ

Kostaryka: Rio Pacuare NP
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl