Bill zaprasza nas do domu swojej ciotki, która wzrusza się słysząc, że jesteśmy z Polski. Jej siostra mieszka w Republice Czeskiej, tak więc Diana z przyjemnością słucha polskiej mowy. Dla nas to również wielkie przeżycie. Największe wrażenie robi na mnie zawsze to, co jest prawdziwe. A tu jesteśmy w prawdziwym domu, gdzie mieszkają prawdziwi ludzie. Wszystko jest naturalne i "tutejsze" - herbata, masala (słodki alkohol) i życzliwość.
Zbliża się wieczór a my wśród winnic wracamy do wioski Vicunia odwiedzając po drodze garncarza, który wytwarza ceramikę opartą na wzorach produkowanych przez zamieszkujące niegdyś te tereny ludy Diaguitas. Charakteryzowały się one bardzo drobnymi, geometrycznymi zdobieniami.
 |
Pelikan |
O zmroku ruszamy w góry do obserwatorium astronomicznego Mamalluca. Jest to jedno z kilku obserwatoriów na tym terenie, a jedno z wielu w Chile. Atacama, ze względu na bardzo czyste i suche powietrze, wysokie góry i brak chmur, to doskonałe miejsce dla obserwatorium, co wykorzystuje wiele państw na świecie. "Spektakl" w Mamalluca to prawdziwa uczta dla miłośników gwiazd i astronomii. Przez pół nocy, z użyciem wielkich teleskopów, śledzić można było Wenus, Marsa, Mgławice Magellana, Alpha Centauri i wiele innych gwiazd. Dla mnie największą gwiazdą tego wieczoru był Luis, student, który z szaleńczą pasją opowiadał o gwiazdach i "niebie". Obawiam się, że nikt nie podzielał tej pasji z taką intensywnością, marznąć o północy.
Punta de Choro
 |
Wyspa Choros |
Kolejny dzień to wyjazd do oddalonego o 80 km na północ od La Sereny Punta de Choros.
Tam wynajmujemy łódź rybacką i płyniemy do pobliskich wysp Damas i Choros, które od 1991 roku stanowią rezerwat pingwinów humboldta.
Szary Pacyfik rozświetla słońce, kiedy wśród skał dostrzegamy lwy morskie. Wygrzewają się w słońcu całymi rodzinami. Dorosłe osobniki są leniwe i z niechęcią odwracają głowy, kiedy próbujemy złowić ich "portrety", maluchy z wielkim uporem wskakują do wody po to by za chwilę niezgrabnie wychodzić na brzeg.
 |
Pingwiny Humboldta |
Wyspa Choros to raj dla obserwatorów zwierząt, co swego czasu potwierdził spędzający tu wiele czasu Jacques Custeau. Oglądamy tam również pingwiny Humboldta, kilka gatunków kormoranów, pelikany i całą masę innych morskich ptaków. Nie udaje nam się dostrzec występujących tu delfinów butlonosych.
Czas spędzony z Billem i jego rodziną był nie tylko ciekawy, bo odwiedziliśmy ciekawe miejsce. Był też niezwykły, bo zawsze fascynują mnie ludzie, którzy żyją w innej kulturze, fascynują mnie ich zwyczaje, przyzwyczajenia, gusta i sposób myślenia.
 |
Wybrzeże Pacyfiku |
Przemierzając setki kilometrów Panamericaną byłam przekonana, że przydrożne kapliczki to małe sanktuaria. Chile w dużej mierze jest krajem katolickim, więc nie zdziwiłoby mnie to bardzo. Bardziej zdziwił mnie fakt, że kapliczki te, to miejsca pamięci dla tych, którzy na tej drodze zginęli. Podobnie jak u nas w Polsce, przydrożne krzyże przypominają o tych, którzy odeszli. Nie dziwi fakt, że ludzie stawiają tu kaplice jako miejsca pamięci umarłych, dziwi jednak ich ilość. Pobocza "bezpiecznej", bo prawie pustej i prostej, Panamericany są tu usiane przydrożnymi kapliczkami, co obrazuje mnogość wypadków na tej drodze.
My żegnamy się z La Serena i po rozmowach z Billem bardziej rozważnie niż dotąd wracamy Panamericaną do Copiapo.
Dalej udamy się do Santiago.
Źródło: informacja własna
|