KwA 6: 01`06; Prawdziwa Afryka...
| Kinga Choszcz
|
|
O 15:00 podobno odjeżdża pociąg, więc pakujemy się, żegnamy i bierzemy taksówkę na odległą o parę kilometrów od miasteczka stację. Niewielki biały budynek stacji składający się z trzech ścian i dachu znajduje się pośrodku piaszczystego pustkowia i czuję, że tu zaczyna się nasza pociągowa przygoda.
Przy torach kolejowych, niknących po obu stronach w oddali za piaszczystym horyzontem, siedzą wprost na piasku z tobołkami kolorowe grupki miejscowych ludzi. Oraz uwiązana do słupka koza - też oczekująca na pociąg. Półokrąg z kamieni pośrodku placyku stanowi substytut meczetu, gdzie paru mężczyzn odbywa właśnie modlitwę z pokłonami. A w półotwartym budynku stacyjki rozłożonych jest parę prostych stoisk, gdzie miejscowe kobiety siedząc na matach wraz z niemowlętami sprzedają importowane słodycze, owoce, napoje oraz gotowane jajka na twardo.
Pomiędzy oczekującymi pasażerami krąży mężczyzna w ciemnych okularach i kolorowej koszuli, z żółtą skrzynką z jedną szklaną ścianką, za którą widać stertę misternie przygotowanych kanapek z niewielkich bagietek. A na szybce napis: "sand wishes". Nie sandwiches, a właśnie "sand wishes" - czyli "piaskowe życzenia" - bardzo pasująca do otoczenia nazwa.
Jest już po piętnastej, a pociągu nie widać. Pytamy jednego z oczekujących mężczyzn i dowiadujemy się, że dzisiaj będzie o osiemnastej. Inshallah. Siadamy więc na betonowej ławeczce pod ścianą stacyjkowego budynku i obserwujemy rozgrywające się spokojnie scenki tego piaszczystego dworca - a są ciekawsze i kolorowsze niż najciekawszy film. Kobieta we wzorzystej szacie karmi obfita piersią wydobyte z chusty na plecach niemowlę, tuż przy torach następuje rozładunek przywiezionych wozem z osiołkiem pakunków, a inny osiołek ciągnie z mozołem wózek z niebotyczną stertą metalowych (mam nadzieję, pustych) beczek.
 |
Rozpościerające się tuż poza torami piaszczyste wydmy służą za publiczną toaletę. Kiedy zbliża się osiemnasta, idę raz jeszcze za wydmę, bo towarowy wagon nie będzie raczej miał takich wygód. W momencie, kiedy podciągam spodnie, widzę i słyszę nadciągający z oddali pociąg. Biegnę więc przez piasek, aby zdążyć przekroczyć na pasażerską stronę torów zanim odgrodzi mnie od niej najdłuższy pociąg świata. Udaje się. Ale widzę, że oczekujący pasażerowie jakoś się nie ruszają, spokojnie siedząc dalej na swoich tobołkach. A pociąg... nadjeżdża zwalniając, ale nie zatrzymuje się wcale i niknie w oddali. Bo to nie był nasz - ten pełen był jakiegoś węglowego miału i nadjechał z innej strony. Nasz dopiero przyjedzie. Kiedy? Wkrótce. Inshallah.
Źródło: KingaFreeSpirit.pl
Relacje zaczerpnięte z
afrykańskiego zeszytu
pamiętnika Kingi
warto kliknąć
|