KwA 14: 05`06; Wybrzeże Kości Słoniowej
| Kinga Choszcz
|
|
Czwartek, 11 maja 2006
Podróżowanie wewnątrz kraju jest spokojne i przyjemne jak zawsze, ale ostatnimi czasy najciekawsze okazuje się przekraczanie granic. Mirkowi, temu polskiemu liderowi grupy obserwacyjnej ONZ, który wspaniale się mną zaopiekował w Monrowii, nie udało się dowiedzieć wiele na temat sytuacji w opanowanym przez rebeliantów rejonie Wybrzeża Kości Słoniowej, przez który miałam wkrótce przejechać. Po przyjemnym odpoczynku opuściłam więc Monrowie i ruszyłam w stronę granicy mając nadzieję dowiedzieć się czegoś po drodze.
Spytałam na jednym z punktów kontrolnym na północy kraju. Ale to był obóz bangladeskiej drużyny ONZ i ich angielski wydawał się ograniczony do zapytania czy jestem zamężna. Więc jechałam dalej, na pakach przeładowanych ciężarówek i pickupów po wyboistych, zakurzonych drogach. W końcu musiałam wziąć motocyklowe busz taxi, które dowiozło mnie do liberyjskiego budyneczku paszportowo - celnego przed niewielkim mostem w dżungli.
- Czy to ivoryjski budynek celny? - zapytałam wskazując na drugą stronę mostu.
- Kiedyś był. Obecnie to baza rebeliantów. - usłyszałam.
Ale dotarłszy tak daleko, cóż mogłam zrobić...?
Chłopcy rebelianci okazali się całkiem mili i jako że nie było po tamtej stronie żadnego innego transportu, zabrali mnie do miasteczka prującym przez dżunglę autem swojego konwoju.
Gorzki smak słodkiej czekolady
Środa, 17 maja 2006
W przewodniku Lonely Planet pożyczonym na chwile od Czecha jeszcze w Liberii, przeczytałam coś o Wybrzeżu Kości Słoniowej, co mnie dotknęło. Otóż okazuje się, że stąd pochodzi prawie połowa produkowanego na świecie kakao. Oraz, że... na porozrzucanych po kraju plantacjach pracuje około piętnaści tysięcy dzieci - niewolników. Wiele z nich sprowadzanych z pobliskiej Burkiny Faso i Mali, niektóre zwabione obietnicą płatnej pracy, inne kupione bezpośrednio od biednych, zadłużonych rodziców, inne jeszcze porwane wprost z ulicy. Nie dostają zapłaty, są rzadko karmione i często bite, nie wspominając o fakcie, że nigdy nie będą miały możliwości posmakować czekolady, która wyrabiana jest z kakao, które zbierają. Jest podobno nawet targ dzieci - niewolników, gdzie za około siedemdziesiąt dolarów można kupić dziecko do pracy.
 |
Miałam spontaniczny, być może szalony, pomysł odnalezienia tego targu i kupienia tam najmizerniej wyglądającego dziecka i... no i nie wiem co dalej dokładnie, w każdym razie postarałabym się jakoś, aby miało lepszą przyszłość. Problem w tym, że przewodnik nie podaje, gdzie znajduje się ten targ. Odkąd wkroczyłam do Wybrzeża Kości Słoniowej, próbowałam go odnaleźć, ale nie jest to łatwa sprawa. W wiosce, na terytorium kontrolowanym przez rebeliantów, tuż pod liberyjską granicą, spotkałam dwóch nastoletnich chłopców, pracowników - niewolników, ale niestety nie mówili ani po francusku, ani po angielsku, aby podzielić się swoją historią. A później, wszyscy, z którymi tylko poruszyłam ten temat, twierdzili, że nic o tym nie wiedzą, łącznie z lokalnym biurem UNICEFU, które odwiedziłam. Myślę, że po prostu ci, którzy nie są zamieszani w ten biznes, mogą naprawdę nie wiedzieć, a ci, którzy są - oczywiście nie powiedzą.
Źródło: KingaFreeSpirit.pl
Relacje zaczerpnięte z
afrykańskiego zeszytu
pamiętnika Kingi
warto kliknąć
|