AWC 2: Wolność mieszka w górach
| Beata Jakuszewska
|
|
Przed nami kolejny odcinek afrykańskich wspomnień Beaty Jakuszewskiej. Dzisiaj przyjrzymy się bliżej Atlasowi Wysokiemu. Dowiemy się też, jak należy pić herbatę. - Mówi się, że Marrakesz to "perła rzucona na Atlas", choć nie jest wcale tak łatwo dotrzeć z tego miasta w góry - zaczyna się ta opowieść.
 |
Koń berberyjski w górach Atlasu |
Mówi się, że Marrakesz to "perła rzucona na Atlas", choć nie jest wcale tak łatwo dotrzeć z tego miasta w góry Atlasu Wysokiego. Pozostaje taksówka i dobre umiejętności targowania się, bo tutaj bez tego ani rusz. W drogę więc, a po drodze... mój pierwszy afrykański wielbłąd! I czar Imlilu, wioski położonej w Atlasie Wysokim, która jest bazą wypadową do górskich wędrówek. Imlil zamieszkują Berberowie - dawne plemiona bezprawia, mieszkające głównie w górach i zajmujące się uprawą, hodowlą oraz ręcznym tkaniem pięknych, marokańskich dywanów. Gdy turyści docenili uroki Imlilu, wielu Berberów zdało sobie sprawę z możliwości zarobku. Powstało tu kilka hotelików. - Chcesz spędzić tu noc? Dam Ci naprawdę dobrą cenę! - wita mnie w wiosce, zaraz po moim wyjściu z taksówki, Mohammed. Cena była rzeczywiście interesująca, więc zgodziłam się, a tymczasem Mohammed złapał mój ciężki plecak i ruszył w swoich zdartych klapkach szybszym krokiem ode mnie. Tradycyjna miętowa herbatka na tarasie domku Mohammeda. Przyrządzanie i picie herbaty to tutaj cały piękny ceremoniał! Jak to mówi lud Atlasu Wysokiego: "Gdy pijesz herbatę, słuchaj małych opowieści, pij małymi łykami, by zaznać pełni jej smaku". No i w góry. A w nich brak oznaczonych szlaków. Brak jakichkolwiek wyznaczonych dróg. Całodzienna wędrówka nad przełęczą, na wysokości 2750 m n.p.m. i nocny powrót, już z latarką, do hoteliku.
 |
Widok na Imlil |
Nigdy jakoś szczególnie nie przepadałam za chodzeniem po górach. Tak, bycie na szczytach cieszy, ale samo mozolne wspinanie się... Jestem chyba zbyt niecierpliwa na to. Jednak widoki, wiatr, promienie słoneczne i zapach wolności w powietrzu potrafią wynagrodzić wiele.
Kolejny dzień w Imlilu to rozmowy z ludźmi z wioski. Rozmowy przede wszystkim w języku "improwizowanym", bo i moja znajomość berberyjskiego jest nikła, a ich angielski jest zapewne zupełnie niezrozumiały dla ludzi z Europy. Każdy tu chętnie zaprasza do swojego sklepiku z dywanami czy innymi pamiątkami na herbatkę, z nadzieją, że coś się od niego kupi. Gdy ja nie wykazałam takich chęci, dostałam propozycje zamiany mojego plecaka z pełną zawartością na część sklepu z pamiątkami. Interes życia może, ale chyba nie tym razem. Plecak mógł się jeszcze przydać, tym bardziej, że dzień później ruszyłam dalej...
Źródło: informacja własna
|