HAWAJE
08:15
CHICAGO
12:15
SANTIAGO
15:15
DUBLIN
18:15
KRAKÓW
19:15
BANGKOK
01:15
MELBOURNE
05:15
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » ® Indochiny » RPI 1; Magiczne 3 dolary i tajemniczy prezent
RPI 1; Magiczne 3 dolary i tajemniczy prezent

Leszek Andzel


Przed wyjazdem spotkałem się z Krzyśkiem - facet jest dla mnie autorytetem w sprawach podróżniczych, bo kiedyś odważył się sprzedać samochód i pojechać rowerem przez Europę, Afrykę i Azję. Jeśli ktoś z moich znajomych mógł wypowiadać się na temat twardości siodełka, to z pewnością Krzysiek jest dla mnie kimś wiarygodnym.

"To prezent dla Ciebie" - powiedział - "Jest szczelnie zapakowany. To używana rzecz, ale jeśli będziesz jej potrzebował, to na pewno nie będzie to miało dla Ciebie znaczenia. Jeśli pewnego dnia będziesz miał już totalnie dosyć, słońce będzie Ci grzało na głowę, tyłek będzie piekł nieznośnie, kolejna góra będzie za stroma, okradną Cię albo pobiją, będziesz brudny, głodny i życie straci sens - otwórz mój prezent, a wszystko stanie się prostsze".


***

Zobacz  powiększenie!
Laos. Tu kończy się asfaltowa droga i wjeżdżasz w las by dotrzeć do granicy z Kambodżą
Na 5 kilometrów przed granicą z Kambodżą w Laosie kończy się asfalt. W zasadzie można by pomyśleć, że główna droga skręciła właśnie na prawo (gdzie jak się później okazuje jest turystyczny ośrodek, w którym podziwia się delfiny harcujące po falach Mekongu) i gdyby nie mapa, nikt nie zdecydowałby się wjechać w wąską dróżkę w lesie prowadzącą do nikąd. Tu zaczyna się zupełnie inny świat - ćwierkające ptaki i odgłos dzikich zwierzaków sprawia, że zaczynasz czuć się trochę nieswojo jednocześnie zastanawiając się, czy nie pomyliłeś kierunków.

Ale wszystko jest w porządku. Po 5 kilometrach dojechałem do szlabanu i zacząłem szukać celników przyczajonych w domku położonym obok. Skrupulatnie wypełniłem druczki potrzebne do opuszczenia Laosu i usiadłem czekając na pieczątkę w paszporcie.

Zobacz  powiększenie!
Główna droga pomiędzy Siem Reap a granicą z Tajlandią
"3 dolary" - powiedział celnik wręczając mi dokumenty. "Płaci Pan 3 dolary, bo akurat na tym przejściu pobierana jest taka opłata". Nie miałem zamiaru dyskutować. Nikt mi wcześniej nie mówił, że oprócz 25$ za wyrobienie wizy będę musiał pozbyć się jakichś pieniędzy na granicy, ale jeszcze nie zwariowałem, żeby w środku lasu kłócić się z laotańskim celnikiem. Posłusznie zapłaciłem i pojechałem w kierunku szlabanu w Kambodży.

Tu znów wypełniłem kwitki odpowiadając na kilka magicznych pytań jaśnie oświeconych urzędników i posłusznie usiadłem na krześle czekając na wyrok.
"3 dolary?" - zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż żądanie zapłaty.
Posłusznie wyjąłem pieniądze a celnik momentalnie włożył je do kieszeni. Uśmiechnąłem się do siebie - "Kambodża wita serdecznie" - pomyślałem.

Zobacz  powiększenie!
Główna droga w Kambodży
Od granicy z Laosem do najbliższej osady - Stoeng Trong jest 54 kilometry. To, co na mapie zaznaczone jest jako droga w rzeczywistości nie można nazwać nawet ścieżyną. Jedzie się tym przez częściowo spalony, częściowo palący las, a w okolicy nie widać żywego ducha. Ani grama człowieka nie mówiąc już o zabudowaniach.

Po dwudziestu kilometrach po raz pierwszy złapałem gumę. Nic nie wbiło się w oponę. Po prostu rower zaczął nie wytrzymywać na wertepach a zbyt duży ciężar wiezionych gratów powodował, że dętka przetarła się w dwóch miejscach. Posłusznie zdjąłem bagaż i zalepiłem dętkę w dwóch miejscach. Poczekałem pół godziny popijając wodę (gorąco było jak diabli) i zacząłem jechać dalej.

Zobacz  powiększenie!
Krajobraz w Kambodży
Nie minęło 5 kilometrów i w tylnym kole znów trzeba było łatać dętkę. Zdjąłem posłusznie graty z bagażnika, rozmontowałem koło, zużyłem dwie łatki, napiłem się wody (gorąco jak diabli), poczekałem pół godziny i ruszyłem dalej. Po 2 kilometrach tylne koło znów odmówiło posłuszeństwa. Trochę się zaniepokoiłem, bo łatki zaczynały się kończyć, ale posłusznie zdjąłem graty, rozmontowałem koło, zużyłem dwie łatki, wypiłem resztkę wody (wspominałem, że było gorąco?) i poczekałem pół godziny. Minął kilometr i znów zdjąłem koło. Tyle, że tym razem nie było już łatek, a wodę wypiłem już dawno...

Wziąłem resztkę wcześniej rozwalonej opony, wyciąłem z niej łatkę i próbowałem przykleić do tej przedziurawionej. Wody niestety nigdzie nie było, a słoneczko grzało. Po pół godzinie ruszyłem znowu - tym razem prowadząc rower z niepokojem spoglądając na tylne koło. Po 500 metrach wkurzony rzuciłem rower, wyjąłem karimatę i usiadłem spoglądając na koło, w którym nie było już powietrza.

Prezent od Krzyśka wiozłem szczelnie zapakowany przez całą Tajlandię i Laos. Wielokrotnie kusiło mnie, żeby go otworzyć, ale nigdy nie było tak źle, by podjąć krytyczną decyzję. Teraz siedziałem sam w kambodżańskim lesie na drodze, na której od rana nie spotkałem żywego ducha; bez wody, z rozwalonym kołem i bez nadziei, że dojadę żywy do najbliższego miasteczka.

Magiczny pakunek okazał się być maścią na hemoroidy. Tak, jak Krzysiek powiedział - trochę już używaną. Miał całkowitą rację - nie miało to dla mnie żadnego znaczenia, a życie przybrało bardziej optymistyczny wymiar.

Źródło: informacja własna

1


w Foto
® Indochiny
WARTO ZOBACZYĆ

Dzieci świata - małe i duże
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

Islandia: Syduzi 2004 # 1
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl