Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat II » Kenia, Uganda, Tanzania
Kenia, Uganda, Tanzania

Leszek Zubek


16 sierpnia

Po śniadaniu - mamy własne zapasy - wykupuję zamówione wczoraj bilety, po 11 USD od osoby i zajmujemy miejsca w dziesięcioosobowej łodzi motorowej, przykrytej brezentowym dachem. O 9.00 ruszamy. Płyniemy po Nilu, podziwiając bujną roślinność i bogactwo zwierzyny, głównie hipopotamy i krokodyle. Po półtorej godzinie i pokonaniu 17 km dopływamy do sławnego wodospadu, mierzącego 43 m wysokości. Wodospad robi duże wrażenie - jest piękny w swej grozie. Wracamy z prądem i po kolejnej półtorej godzinie jesteśmy z powrotem na przystani. Samochód już czeka na nas. Ruszamy w drogę powrotną do Kampali, przed nami 310 km. Po kilkunastu kilometrach jazdy po wertepach przez otwarte okna wpada do środka kilkadziesiąt much tse-tse, które boleśnie kąsają. Samochód na zewnątrz jest nimi oblepiony. Po dalszych kilkunastu kilometrach muchy, tak jak się nagle pojawiły, tak nagle zniknęły. Teren jest już czysty, pojawiają się tu i ówdzie tubylcy. Otwieramy okna i z ulgą oddychamy. Przed 15.00 (100 km w trzy godziny!) dojeżdżamy do Masindi na obiad, a o 18.00 jesteśmy w Kampali. Ostatnie 200 kilometrów to świetna asfaltowa szosa. Wracamy do Rena Hotel. Z tym wynajęciem samochodu, to był dobry pomysł - duża wygoda (bagaże), był całą dobę do naszej dyspozycji i kierowca był przemiły (na imię miał Teleb).

Uganda to naprawdę piękny kraj - bogata roślinność, zielono, zielono, piękne deszczowe góry i lasy, wspaniała dżungla z jej atrakcjami, Pigmejami. Ludzie sympatyczni, życzliwi, jest tu zupełnie bezpiecznie. Uganda, zwana "Perłą Afryki", jest bardziej urodziwa od Kenii, dlatego, że jest bardziej zielona, w przeciwieństwie do suchej, pylistej sawannowej Kenii. Kenia bije na głowę Ugandę pod względem zasobów zwierząt. W Ugandzie wojny wybiły wszystko, co się ruszało i potrzeba długich lat, by to naprawić. Również drogi w Ugandzie są lepsze niż w Kenii.

Można więc zakosztować Afryki od morza poprzez sawanny do tropikalnego lasu, bez konieczności zwiedzenia całego kontynentu, połączenie Kenii z Ugandą spełnia to zadanie w całej rozciągłości.

17 sierpnia

O 13.00 pod hotel podjeżdża "nasz" kierowca i za umówione 2000 USh (po pół dolara na łebka) zawozi nas z bagażami do portu. Tu kupuję bilety (wcześniej zamówione) na statek do Mwanzy w Tanzanii. Koszt przejazdu - 25 USD od osoby (płatne tylko w dolarach!) - w cenie jest oczywiście też nocleg na statku. O 18.00 odbijamy od brzegu i ruszamy przez jezioro Wiktoria. Pierwsze kilkanaście kilometrów sprawia wrażenie jakbyśmy płynęli po łące. Tak gęsto jezioro zarośnięte jest liliami wodnymi. Po przepłynięciu tor za statkiem znów zamyka się, rośliny wracają na swoje miejsce, znów tworząc łąkę. W końcu znikają zupełnie. Jezioro Wiktoria, największe jezioro Afryki (69000 km2 powierzchni - ponad 1/5 obszaru Polski!) to istne morze. Zjadamy kolację za 3 USD od osoby i idziemy spać.

18 sierpnia

Przed 10.00 dobijamy do Mwanzy - jesteśmy w Tanzanii, po pokonaniu wodą około 400 km w czasie około 16 godzin. Szybko udaję się na dworzec kolejowy, by kupić bilety na pociąg do Dar es Salam. Przed kasą spory tłumek miejscowych. Udaję się więc do szefa stacji (master), który pomaga mi kupić bilety, ale żąda za usługę 5000 TSh, czyli po 1000 od głowy. Nie ma sprawy, płacę. Tutaj 1 USD = 610 TSh (szylingi tanzańskie). Mamy bilety, a to najważniejsze! Bierzemy II kl. sypialny - po 16500 TSh (tj. po 27 USD od osoby), ale to dwie doby jazdy! (tzn. przejazd + 2 noclegi). Przedziały są sześcioosobowe, wykupuję więc jeszcze jedno miejsce, by nikogo nam nie dokwaterowano. Doliczając to jedno miejsce ekstra, koszt biletu wynosi 20000 TSh (tj. po 32 USD). Trochę chodzimy po mieście. Obiad: ryż, kurczak, sałata - 800 TSh! (1,30 USD). Fanta, Sprite czy 7up są po 150 TSh, tj. po 25 c, mandarynki (bardzo smaczne i soczyste) - za sztukę 50 TSh (8 c). Wracamy na dworzec. Tutaj jest taki zwyczaj, że kupując bilet, nie wiesz, w którym wagonie i przedziale będziesz miał miejsce. Na godzinę przed odjazdem pociągu wywieszane są imienne listy pasażerów, gdzie podany jest numer wagonu i przedział, który należy zająć. Nam przypada wagon nr 2207, przedział E, jak wszystkie mocno zdewastowany. Pociąg liczy 15 wagonów: 2 - I kl. sypialne, 3 - II kl. sypialne, 8 - kl. siedzącej, 1 - restauracyjny, 1 - towarowy. Klasa I od II wagonu sypialnego różni się tylko ilością łóżek (dwa i sześć). To tak z kronikarskiego obowiązku. Pociągiem jadą sami czarni, poza naszą piątką. Pociągi z Mwanzy do Dar es Salam odchodzą o godz. 18.00 we wtorki, środy, piątki i soboty. Punktualnie o 18.00 ruszamy. Rozkładamy swoje śpiwory i lokujemy się na łóżkach.

19 sierpnia

Cały dzień spędzamy w pociągu. Zamawiamy do przedziału obiad: ryż, wołowina, sałatka - dosyć smaczne. Płacimy po 1000 TSh (ok. 1,5 USD!). Za kawę płacimy po 200 TSh (33c), podobnie za Sprite. Jedziemy przez Taborę, Dodomę (oficjalna stolica Tanzanii). Za oknami krajobraz cały czas ten sam - sawanna, sawanna. Pociąg zatrzymuje się na każdej stacji. Na tych większych oblega go tłum przekupniów, dymią dziesiątki prymitywnych rusztów z jedzeniem (szaszłyki, omlety itp.). Za mały szaszłyk (ok. 15 cm, płacę 50 TSh - 8 c), za omlet (frytki wymieszane z jajkami 500 TSh - 80 c). Kiedy jest już ciemno i gasimy światło, po przedziale zaczynają buszować szczury. Przedział obok naszego zajmuje sześciu policjantów. Nie wiem czy to przypadek, czy ewentualna nasza ochrona.

20 sierpnia

Krajobraz za oknami pociągu zmienił się - wokół liczne wzgórza zatopione w tropikalnej roślinności, widać ruiny murowanych domów (pozostałości kolonialne po Niemcach i Anglikach). Tuż po 11.00 wtaczamy się na dworzec w Dar es Salam, po 41 godzinach jazdy. Niedaleko dworca, przy Nkrumah Str., jest Hotel Continental. Pokoje duże, czyste, z klimatyzacją, szafy, fotele, biurko, telefon, wykafelkowana łazienka z prysznicem i WC. Zamawiam trzy pokoje - cena za dwójkę 10000 TSh ze śniadaniem (tj. po 8 USD od osoby). Wracam na dworzec i taksówką za 1000 TSh z całym majdanem wracamy do hotelu i lokujemy się w pokojach. Ruszamy na zwiedzanie miasta taksówką. Ustalam trasę i kwotę na 5000 TSh. W porcie kupuję na jutro bilety na statek, na Zanzibar, po 10 USD. Kontynuujemy zwiedzanie. Zajeżdżamy m.in. do Mwenge, kilka kilometrów za miastem, słynącego makondami. Makondy to rzeźby wykonane z czarnego i twardego drzewa hebanowego. Ich produkcją trudni się tu cała wieś. Setki sklepików ze wspaniałym rękodziełem, można dostać oczopląsu. Tu uwaga. Nie kupować makond w Kenii! Są tam o wiele droższe, a i tak przeważnie sprowadzane z Tanzanii. Kupować je tutaj i targować się, bo cena wywoławcza wielokrotnie przekracza cenę finalną. O 18.00 jesteśmy w hotelu. Prawie sześć godzin zwiedzania Dar es Salam i jego okolic, korzystając z taksówki za 5000 TSh (po 1,5 USD na osobę).

21 sierpnia

Po śniadaniu (w restauracji hotelowej) opuszczamy hotel i jedziemy do przystani, gdzie potwierdzam zakupione wcześniej bilety. Musimy jeszcze wykupić opłatę portową, po 5 USD. Przy wejściu na statek sprawdzają czy posiadamy żółte książeczki z potwierdzeniem szczepienia przeciw żółtej febrze. Mamy takowe. Bez tego nie wpuszczą na wyspę. O 11.15 odpływamy, by po czterogodzinnym rejsie zakotwiczyć na Zanzibarze. Tu udajemy się do Imigration, gdzie w paszportach wbijają nam pieczątki, bo Zanzibar, mimo, że jest obecnie częścią Tanzanii, posiada sporą autonomię. W porcie "obsiadają" nas chętni do podwiezienia w dowolne miejsce na wyspie. Wybieram wzbudzającego największe zaufanie mężczyznę, posiadacza mikrobusu Toyota. Jedziemy do miejscowości Paje (czyt. padzie), we wschodniej części wyspy, nad otwartym Oceanem Indyjskim. Ustalam cenę przewozu na 10.000 Tsh (ok. 16 USD, tj. po 3 USD/os.). Po ponad godzinnej jeździe jesteśmy na miejscu. Kierowca podwozi nas pod Hotel Paje by Night, kilkanaście murowanych domków położonych wokół kolistego placu, kilkadziesiąt metrów od morza. Domek taki posiada obszerny przedpokój, dwa 2-osobowe pokoje i łazienkę z WC. W pokoju 2 łóżka z moskitierą, szafa, stoliki, w gniazdkach prąd (ważne do ładowania baterii, gotowania itp.) i pod sufitem wentylator. Cena - 10 USD od osoby ze śniadaniem. Bierzemy jeden i pół domku (3 pokoje). Zostajemy tu kilka dni.

22 sierpnia

Tak rozpoczęliśmy III etap wyprawy - relaksowy. Cały dzień plażowanie, pływanie i nurkowanie. Cudowna plaża z palmami, czyściutka woda - raj na ziemi. Widoki jak na kolorowych widokówkach. W restauracji należącej do hotelu zjadamy obiad, potem kolację, ceny niskie.

23 sierpnia

Po śniadaniu, o 8.00 wyjeżdżamy autobusem (za 10.000 TSh) do miasta Zanzibar, w zachodniej części wyspy. Planowaliśmy opuścić wyspę statkiem do Tengi (w Tanzanii), a dalej autobusem do Mombasy, ale wypływa on o różnych porach i nie wiadomo, od czego to zależy. Nie możemy ryzykować, bo termin odlotu z Nairobi jest sztywny. W biurze Air Tanzania wykupuję więc bilety lotnicze na 27 sierpnia, do Mombasy (w Kenii), przez Dar es Salam. Cena biletu 53 USD. Taką samą cenę oferują linie kenijskie (mają lot bezpośredni do Mombasy), ale do końca miesiąca bilety są wysprzedane na wszystkie loty. Mając bilety w ręku i świadomość, że mamy czym opuścić to miejsce, spokojnie możemy zając się zwiedzaniem miasta. Do hotelu wracamy taksówką tuż przed 17.00. Można oczywiście dojechać o wiele taniej autobusem, ale jeżdżą dosyć rzadko, dwa razy dłużej i tłoczniej. Po powrocie kąpiel w cudownym morzu, kolacja i spać.

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 dalej >>
Przewodniki - Przez Świat II
WARTO ZOBACZYĆ

Tanzania: Ngorongoro i Lake Manyara NP
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl