Białomorsk i okolice
Co za komfort jechać prawdziwym sypialnym wagonem! O piątej rano, kiedy śnię w najlepsze budzi mnie konduktorka. Ponoć dojechaliśmy. Zastanawiam się, czy to nie pomyłka. Za oknem jakaś "dziura", a z mapy liczyłam na duże miasto. Niestety napis na dworcu rozwiewa moje wątpliwości: "Biełomorsk".
Jestem zawiedziona, w dodatku dworzec jest w remoncie i nie ma przechowalni bagażu. Bezczelnie pakuję się do pokoju naczelnika i zostawiam plecak u niego. Nie mogę doczekać się lokalnego autobusu, tłumaczę więc sobie, że trochę gimnastyki nie zaszkodzi i trzy kilometry od dworca do centrum pokonuję na piechotę. "Centrum" to hotel, bazar i jeden kiosk. Potem już autobusem jadę zobaczyć Kanał Biełomorski, budowany przez więźniów z gułagów oraz petroglify (neolityczne rysunki na skałach). Okazuje się, że petroglify owszem są, ale zamknięte w betonowym bunkrze. Miejscowi mówią, że owszem czasem ktoś z kluczami przyjeżdża, ale tylko wtedy, gdy są grupy. Trudno, mam czas na obserwacje wioskowego życia, po czym wracam do Biełomorska z zamiarem obejrzenia tamtejszego muzeum. Ale ono - też zamknięte, chociaż jest kartka informująca, że powinno być otwarte.
Poznaję życie miasta. Idę na bazar, potem pod pomnik poległych czerwonoarmistów, gdzie dzieci bawią się w zaciąganie wart honorowych. Po południu mam pociąg. Tym razem nie mam absolutnie żadnych problemów z biletem - nikt się nie pyta o żadne dokumenty, jedynie o nazwisko. Podaję je zgodnie z prawdą dodając jedynie końcówkę "-ja". Zawsze to ładniej i bardziej swojsko brzmi: "Witkowskaja".
Kolację robię sobie sama, w pociągu. Menu: kanapki plus zupka chińska rozpuszczona we wrzątku, który w rosyjskich wagonach jest bezpłatnie dostępny. Pociąg - tym razem fatalny. Smród, brud, z jednej strony bełkocący pijak, z drugiej babcia z rozwrzeszczanym wnuczkiem. Największych przeżyć dostarcza toaleta. Rezygnuję nawet z umycia zębów. Uwaga: liczenie na papier toaletowy to dowód wybitnej naiwności.
W nocy gdzieś po drodze przekraczam Krąg Polarny. Widać, że jestem na Północy - w nocy w ogóle się nie ściemnia. Po prostu polarny dzień. Dookoła bezkresna tundra, czasem tylko skarłowaciałe drzewka.
Murmańsk - Siewieromorsk
W nocy dochodzi do awantury z konduktorem. Chodzi o to, że nie wykupuję za 8000 rb pościeli, która wydaje mi się brudna, a wyciągam swój własny śpiwór. Nawet nie wiem, że tak nie można. Coś tam mamroczę, ale za jakiś czas budzi mnie już kierownik pociągu i zaczyna na temat kary. Jestem tak zaspana, że nawet nie wiem, co mu odpowiadam. Dobrze, że nie życzy sobie pokazania biletu, bo mogłoby być kiepsko. Wypróbowuję swój stary, sprawdzony sposób - niewinna mina ostatniej sieroty, nie wiedzącej czego niedobry człowiek od niej chce Działa - zostawiają mnie w spokoju.
Murmańsk wita mnie strasznym zimnem i deszczem ze śniegiem. Mimo czerwca zakładam czapkę i rękawiczki.
Miasto jest szare i mało ciekawe. Jedyne godne uwagi okazuje się miejscowe muzeum z interesującym działem etnograficznym i przyrodniczym. Żeby wypełnić sobie dzień postanawiam skoczyć do oddalonego o 20 km Siewieromorska. Nie jest to zupełnie normalny pomysł, bo Siewieromorsk jako sztab Floty Północnej jest miastem "zamkniętym". Nie ma jednak rzeczy niemożliwych. Trochę szczęścia i pewna mina sprawiają, że niedługo potem przechadzam się po porcie wojennym. Pytam, czy mogę zwiedzić największy z okrętów, jak się dowiaduję - atomowy. Zastanawiam się, czy ktoś nie weźmie mnie za szpiega, tym bardziej, że robię sporo zdjęć. Dopiero gdy zamierzam wychodzić z portu dopada do mnie oficer z patrolem. I awantura - co ja tu robię, kto mnie wpuścił? Filmu na szczęście nikt mi nie konfiskuje, za to każą mi jak najszybciej opuścić port. Nie ma sprawy - i tak już wszystko zobaczyłam.
Wracając do Murmańska zahaczam jeszcze o muzeum lotnictwa (całkiem ciekawe), a przy okazji znowu trafiam do bazy wojennej, tym razem poduszkowców i to na wyraźne zaproszenie wartownika. Znowu robię zdjęcia, a żołnierz o wszystkim mi opowiada.
Początkowo zamierzam w Murmańsku przenocować. Sprawdzenie cen hoteli sprawia, że zmieniam plany. Cóż, wychodzi na to, że kolejna nocka w pociągu. Bilet kupuję bez problemów, tzn. pani w kasie stwierdza: "wy innostranka?", a ja sugeruję jej, że się myli. Ona patrzy na mnie, po czym pyta: "A jak rewizor uwidit?" "Nie uwidit" - odpowiadam. Pani się jeszcze waha, ale chwilę potem bilet mam w kieszeni.
Pociąg mam o pierwszej w nocy. Czas do odjazdu spędzam wdrapując się na wzgórze, na którego szczycie stoi ogromny betonowy pomnik żołnierza. Pomnik jest okropny, ale widok na miasto - wspaniały.
Apatyty, Góry Chibiny
Do Apatytów dojeżdżam o piątej z minutami. Zaczynam od odszukania jedynego w mieście hotelu i wynajęcia pokoju. Pani w recepcji bardzo chce policzyć mi cenę "innostrańca" i sporo czasu zajmuje mi wyperswadowanie jej takiej obowiązkowości. Ostatecznie się zaprzyjaźniamy, płacę cenę "rosyjską", a w dodatku zostaję poczęstowana herbatą i domowym ciastem. Po kąpieli (w zimnej wodzie) i krótkim odpoczynku ruszam do miasta. Zależy mi na kupnie specjalnej baterii 6 V do mojego fotoaparatu. Bez szans, nikt takich baterii nie zna. Zrezygnowana wybieram się w góry bez mego "Canona". Jadę do pobliskiego Kirowska i stamtąd startuję na szlak (zaznaczony tylko na mapie, w terenie już nie). Nie jest to pora na chodzenie po tutejszych górach. Roztopy powodują potężne rozlewiska, jest szaro i deszczowo. Poza mną nikogo w okolicy nie ma (może niedźwiedzie). Ambitnie pokonuję nawet spory odcinek drogi, ale po ok. 2 godzinach dochodzę do miejsca, gdzie kolejny potok jest wyjątkowo wartki i głęboki. Zdejmuję buty, ale lodowata woda wykręca stopy. Poddaję się, zawracam.
Wieczorem w hotelu poznaję ludzi z mafii (ponoć z jednej z najsilniejszych w Sankt Petersburgu). Przyjechali tu "służbowo" i wszyscy koło nich skaczą. W przeciwieństwie do mnie wynajęli najdroższy pokój - płacą 100 USD od osoby. Rozmawiamy przy barze cały wieczór Chłopcy proponują mi zabranie się z nimi samochodem do St. Petersburga, ale ja postanawiam jechać na Półwysep Kolski do Łowoziera, gdzie zamieszkują Saamy. Poza tym nie jestem pewna, czy mam ochotę jechać z mafią. Ale telefon do nich zapisuję
Źródło: TravelBit