Wielka Tama, Jez. Nasera i Abu Simbel
Najsłynniejszą budowlą asuańską pomimo swojego młodego wieku jest Wielka Tama - Sadd al Alli. Z jednej strony katarakta i wąska wstążka Nilu, z drugiej ogromne Jezioro Nasera. I wszystko by było w porządku, gdyby nie fakt, że trzydzieści lat wcześniej było tu zupełnie inaczej. Nie było tamy, nie było jeziora. Na południe rozciągała się przepiękna ponoć kraina - Nubia. Wybudowanie tamy w latach sześćdziesiątych nie wiązało się tylko z przegrodzeniem rzeki. Trzeba było wybudować elektrownie, doprowadzić elektryczność na północ, przesiedlić ogromną ilość ludzi oraz uratować zabytki z terenów zalanych przez wodę.
Najsłynniejszymi uratowanymi zabytkami są dwie świątynie z Abu Simbel, 280 kilometrów na południe od Asuanu przy granicy z Sudanem. (15) Aby się tam dostać wynajmujemy z grupą Anglików mikrobus. O wpół do czwartej rano pobudka. Bierzemy prysznic, szybko jemy śniadanie i przed czwartą schodzimy do czekającego pod hotelem mikrobusu. Jest jeszcze ciemno, a więc trochę chłodniej i przyjemniej. Jedziemy w umówione miejsce, w którym codziennie o czwartej rano spotykają się wszystkie pojazdy udające się do Abu Simbel, by pod eskortą wojska pojechać dalej. Gdy teraz opowiadam, że jechałem w konwoju pod eskortą wojska, wszyscy patrzą na mnie co najmniej jak na bohatera. Prawdę mówiąc, ja także inaczej wyobrażałem sobie taki konwój. Jest to nic innego jak kilku lub nawet kilkunastokilometrowa kolejka samochodów z czego większość stanowią luksusowe autokary i mikrobusy. Z tyłu jedzie jeden mały samochód z dwoma żołnierzami, którzy mają nas chronić w razie niebezpieczeństwa. Wreszcie ruszamy.
Po kilku kilometrach kończą się ostatnie zabudowania i znowu zaczyna się pustynia. Dopiero teraz naprawdę uświadamiam sobie niezwykłość tego kraju. Pustynia, pustynia, pustynia i Nil, tak niektórzy to dziwactwo opisują. Tyle tylko, że proporcje są niedokładne, a nawet mylące. Trzeba by było powiedzieć wielokrotnie pustynia, a potem dopiero raz Nil. I teraz dopiero widać ogromną ilość piasku. Piasku, który jest wszędzie, piasku, który zwykło się określać jako pustynię, czyli jako miejsce, w którym nie ma nic, nic oprócz piasku. Są jeszcze drogi. Jedyne ślady człowieka na pustyni. A obok, jeśli droga asfaltowa, leżą beczki. Ogromne ilości beczek po asfalcie. Czasami sobie tylko leżą, innym razem służą jako blokady dróg ustawiane w poprzek przez żołnierzy. I tylko takie widoki towarzyszą nam po drodze do Abu Simbel. Zatrzymujemy się kilka razy. Pierwszy raz żeby sfotografować zapierający dech w piersiach wschód słońca. Następne postoje związane są ze zmianą kół, które z powodu specyficznych właściwości gumy podczas upałów pękają nagminnie. Wreszcie po kilku godzinach możemy obejrzeć dwie położone nad samym Jeziorem Nasera skalne świątynie, które ogromnym nakładem sił i środków zostały uratowane od zalania. Uratowanie polegało na przeniesieniu ich 64 metry do góry i 180 metrów w głąb lądu. Wspaniałe połączenie geniuszu starożytnych z geniuszem naszej cywilizacji.
Luksor
Być w Egipcie i nie widzieć Luksoru, to tak, jak być w Krakowie i nie zobaczyć Wawelu. Do Luksoru (16) przyjeżdżamy późnym wieczorem i oczywiście musimy znaleźć nocleg. Chodzimy, szukamy hotelu "Wenus", który polecił nam znajomy z Asuanu. Podchodzi do nas jakiś facet i pyta skąd przyjechaliśmy i czego szukamy. Odpowiadamy, że z Asuanu i wyjaśniamy nasz problem. Wtedy on mówi, że jest właśnie z hotelu "Wenus" i wie o naszym przyjeździe. Niestety nie ma tam akurat miejsca i on uprzejmie zaprowadzi nas do innego (czytaj swojego) hotelu. Dzisiaj nie dajemy się nabrać. Szczególnie zachodni brzeg Nilu jest rajem dla turystów.
Synaj i Dahab
We wszystkich zwiedzanych miejscach młodzież z całego świata zachwyca się miejscowością Dahab na Półwyspie Synaj nad Zatoką Akaba. (17) Nie należę do ludzi, którzy lubią morze w znaczeniu "plaża". Rzadko jeżdżę nad morze, a na plaży nigdy nie wytrzymałem więcej niż godzinę. Ale Egipt męczy i perspektywa czystego, chłodnego morza jest w tych okolicznościach bardzo kusząca. Do Dahab jedzie się z Kairu całą noc, przecinając półwysep Synaj. Panuje tam bardzo przyjemna i serdeczna atmosfera, wszędzie gra muzyka. Ludzie się bawią i… nurkują. Nigdy nie myślałem, że pod powierzchnią wody może być tak pięknie. Bardzo słona woda umożliwia nawet niedzielnemu pływakowi utrzymanie się na powierzchni wody bardzo długo. Wypływam na dwie, trzy godziny chociaż z pływaniem nie mam wiele wspólnego. W wodzie można podziwiać setki wspaniałych roślin i ryb w tysiącach kolorów i odcieni, o różnych, nieraz nieziemskich (a właściwie niemorskich) kształtach. Jeżeli ktoś ma pieniądze i czas, może uczestniczyć w kursach dla płetwonurków, wypożyczyć skuter wodny, czy wziąć udział w wycieczce na wielbłądach w głąb Synaju. Jednym słowem zabawa doskonała.
Na zakończenie pobytu w Egipcie postanawiamy wejść w nocy na Górę Mojżesza, gdzie według Starego Testamentu otrzymał on dziesięć przykazań. Do miejscowości Św. Katarzyna jedziemy w nocy. (18) Jest to jedna z tych chwil, w których dziękujesz światu, że żyjesz. Oczywiście pustynia, dookoła żadnych świateł oprócz rozgwieżdżonego nieba, po bokach ciemne kształty gór. Kierowca szaleje na pustej o tej porze drodze, a my jesteśmy jak w transie. Docieramy do Św. Katarzyny skąd piechotą trzeba dojść na szczyt. Droga jest dość prosta, dopiero przy samym wierzchołku robi się przez chwilę stromo. O trzeciej stajemy na szczycie. Do wschodu słońca, który za wszelką cenę chcemy zobaczyć, zostało jeszcze trzy godziny. Kładziemy się spać koło kilkudziesięciu innych turystów. Trochę się boję, że prześpię wschód. Niepotrzebnie. Po godzinie budzę się. W cienkim śpiworze nie może mi być ciepło na tej wysokości (2285 m n.p.m.). Ale to na szczęście tylko kilka godzin drzemki. Wschód słońca jest oczywiście piękny, pstrykają aparaty, ludzie wzdychają, a my, zziębnięci szybko schodzimy w dół, by po godzinie umierać z pragnienia i narzekać na upał. W kraju to odchorowuję. Z powodu zapalenia krtani przez kilka dni milczę. Może to i dobrze.
Źródło: TravelBit