HAWAJE
13:23
CHICAGO
17:23
SANTIAGO
20:23
DUBLIN
23:23
KRAKÓW
00:23
BANGKOK
06:23
MELBOURNE
10:23
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » Chile 2005 » CL 6: Ojos del Salado
CL 6: Ojos del Salado



Godzina 4 rano. Temperatura na zewnątrz -25 stopni Celscjusza, w kontenerze -12 stopni. Dla mnie nic się nie zmieni tego dnia, ale jestem podekscytowana i trzymam kciuki za Jarka i Leszka. Bardzo chcę, aby udało im się wejść na szczyt.
Wreszcie wychodzą. Wychodzi z nimi Erick i dwóch Chilijczykw. Teraz mogę tylko sobie wyobrażać, co czują. Słyszę silne podmuchy wiatru a jeszcze pamiętam jak bardzo jest lodowaty. Mam gorączkę, więc jest mi na przemian zimno i gorąco (preferuję ten stan, kiedy mi gorąco).


Po trzech godzinach wraca Leszek i natychmiast walczy o swoje palce. Wycofał się z wysokości około 6000 m n.p.m. Trudno powiedzieć, jak skończyłaby się ta przygoda dla Leszka, gdyby się nie wycofał. Przypuszczam, że bylibyśmy teraz w jednym ze szpitali albo właśnie walczylibyśmy o wcześniejszy powrót do kraju po to, by ratować jego stopy.

Jarek walczy dalej. Coraz silniejszy wiatr, coraz częstsze podmuchy. Około godziny czternastej słyszę przez radio jak Erick mówi, że są na 6400 m n.p.m., ale zawracają. Słyszę też Jarka, który mówi, że idzie dalej. Trochę się martwię. Wiem, że droga jest niewidoczna, wiem jak bardzo ten wiatr odbiera siły i wychładza. W dodatku Jarek idzie w pożyczonym sprzęcie. Prawie nic nie jest jego, wiec trudno powiedzieć czy może liczyć na buty, raki, rękawice itp. Musi przekroczyć potężne pole śnieżne a nie ma ze sobą czekana.

Jestem zła, że jestem chora i nie ma mnie tam, gdzie chciałabym być. Po kolejnych dwóch godzinach słyszę przez radio Jarka głos "schodzę na dół". Czuję się bardziej spokojna, choć wiem, że naprawdę będę spokojna dopiero wtedy, kiedy Jarek już będzie na dole. Wiem, że w górach zejścia są najtrudniejsze, bo ludzie są najbardziej zmęczeni, spieszą się na dół, są mniej uważni.

Zobacz  powiększenie!
Panorama widziana z Ojos z wysokości około 6600 m n.p.m.
Jarek dotarł na wysokość 6740 m n.p.m. Był blisko szczytu, bo góra ma 6893 m n.p.m. Jemu więc najtrudniej pogodzić się z faktem, że nie stanął na szczycie. Jest mi smutno, że nie stanęliśmy na szczycie Ojos del Salado. Pamiętam jednak, że kiedyś, kiedy zdobywając jedną ze swoich gór, majacząc w gorączce, zakładałam raki, ktoś bardzo mądry powiedział mi "ta góra tu zostaje, jeśli będziesz żywa i cała, zawsze możesz tu wrócić. Ona będzie czekać". Pamiętam to zdanie bardzo wyraźnie i staram się je sobie przypominać, kiedy upór bierze górę nad rozsądkiem.

Ze względu na stan naszego zdrowia Witold Paryski nadal jest pierwszym i jedynym polskim zdobywcą Nevado Tres Cruces. Choć nadal, kiedy zamykam oczy, widzę potężne kształty Tres Cruces dokładnie takie, jak widziałam je oglądając się za siebie, kiedy wyjeżdżaliśmy z Santa Rosa, wiem, że to była słuszna decyzja. Fajnie jest robić coś po raz pierwszy, fajnie jest kroczyć śladami pierwszych zdobywców, ale jeszcze fajniej jest mieć z tego prawdziwą radość i satysfakcję... dlatego, że jest się w miejscu, o którym się marzyło a nie dlatego, że bije się rekordy.
Kiedyś tu wrócę, pewnie w w lutym albo styczniu, bo nad lodowaty wiatr preferuję śnieg.

Zobacz  powiększenie!
Zielone cuda Atacamy
Atacama to jedno z najbardziej niegościnnych miejsc na ziemi… Kiedy pisałam te słowa miesiąc temu, nawet w 1/10 nie miałam pojęcia, co to oznacza. Pamiętam wyprawy na lodowce Pamiru czy Cordyliera Blanca w Peru. Noce były zimne, ale w ciągu dnia mogliśmy wspinać się w krótkich rękawkach i ogrzać się nawet na wysokości powyżej 5000 m n.p.m. Pamiętam, że kiedy otrzymaliśmy pozwolenie na zdobywanie Ojos del Salado, powiedziałam "teraz nic nas nie powstrzyma przed zdobyciem tej góry". Dziś, z pokorą przyznaję, że nawet nie miałam pojęcia, jak bardzo się mylę. Tu, na Atacanmie, mimo wciąż błękitnego nieba i świecącego słońca, nie było ani jednego ciepłego dnia.

Dziś, kiedy piszę, że Atacama to jedno z najbardziej surowych i niegościnnych miejsc na świecie dokładnie wiem, co to oznacza, bo jeszcze czuję zimny dreszcz, jak oddech Atacama, na moich plecach. Atacama jest piękna - z gamą kolorów lagun, różnych odcieni maleńkich oaz, kolorów skał i piasku. W krajobraz Atacamy w moich oczach na zawsze wpisany zostanie silny lodowaty wiatr i brak zapachów. Atacama nie pachnie - woda, padłe zwierzęta, piasek... wszystko jest bez zapachu. Jest bezludna, jakby nikt nie chciał burzyć tego surowego porządku.

Źródło: informacja własna

<< wstecz 1 2 3


w Foto
Chile 2005
WARTO ZOBACZYĆ

Peru: Lima i okolice
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

@dC 3: Pozdrowienia z Moskwy!
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl