Droga do Aksaichin
| Darek Więczkowski
|
|
Od kilku lat "chorowałem" na Aksaichin i zachodnią drogę do Tybetu. Latem 1998 r. wszystko wskazywało na to, że tam pojadę. I pojechałem. I chociaż na skutek niesprzyjających okoliczności nie udało mi się tam dotrzeć, a moja podróż okazała się tylko "północną drogą do Indii", to myślę, że za pomocą poniższego materiału mogę się z czytelnikiem tej książki podzielić wrażeniami, ale także ostrzec.
Rosja
Wspólnota Niepodległych Państw otrzymała w spadku po ZSRR taki, a nie inny styl życia i poczucie estetyki. Wszechobecny głód dolara przeplata się ze spontanicznym, przyjaznym stosunkiem do cudzoziemców. Co prawda biurokracja i wszechobecna milicja i wojsko dają się turyście we znaki, ale myślę, że jest to jeden z nieodłącznych filarów postsowieckiej rzeczywistości, w której w końcu dostrzeżemy swego rodzaju egzotykę. Bardzo przydatny jest język rosyjski.
Chiny
W Chinach trzeba uważać z kim i na jakie tematy rozmawiamy. Jednak przede wszystkim należy sobie zdać sprawę, że aby w ogóle z kimś rozmawiać, to trzeba trafić na kogoś, kto zna choćby kilka słów w języku innym niż te, których używa się w Chinach, lub po prostu znać kilka słów w lokalnym dialekcie, ponieważ dialekty różnią się w zależności od regionu. Poza zachodnimi Chinami mało kto włada urzędowym językiem mandaryńskim, a jeżeli już, to dialekty tegoż języka są różne w różnych częściach Chin. Co prawda język ten w postaci pisanej pozostaje bez zmian, ale jeżeli chodzi o wymowę, to potencjalna para Chińczyków pochodzących z różnych części Chin ma nikłe szanse dojść do porozumienia.
***
Kiedy już podniecenie pasażerów, związane z wsiadaniem do pociągu i ładowaniem bagażu przez okno, opadło, zaryzykowałem próbę wejścia do wagonu. O ile samo wejście nie nastręczyło mi większych problemów (nie licząc przeciśnięcia się z plecakiem przez wąskie drzwi), to przejście po korytarzu zawalonym dwoma warstwami bagażu wrzuconego przez okno a czekającego na ułożenie w przedziałach, okazało się fizycznie niemożliwe.
Polska odprawa paszportowa przebiegła szybko i sprawnie. Podobnie celnicy - chodzili i pytali cudzoziemców, czy mieszczą się w dopuszczalnym limicie wywożonych pieniędzy.
Pociąg ruszył powoli. Stojąc przy oknie na korytarzu, żegnałem się z Rzeczpospolitą. Minęliśmy most na Bugu. Pociąg przejechał przez przypominającą bramę stalową konstrukcję z napisem MIR. Po "dachu" bramy przechadzał się uzbrojony po zęby białoruski żołnierz. To się nazywa "rozumienie pokoju przez prezydenta Łukaszenkę".
***
- A wy za cziem w SNG? - zapytał białoruski pogranicznik i nie czekając na odpowiedź dopytywał się - Vauczier, prigłaszienie?
- Tranzyt - odparłem i zamarłem w oczekiwaniu na problem, który on teraz wymyśli.
Przez dłuższą chwilę oglądał mój paszport, w którym po jakimś czasie znalazł chińską wizę.
- A! Wy w Kitaj? - zagadnął, zamyślił się i dodał - Padażditie minutku, pażausta.
Wyszedł z pociągu, zabierając mój paszport. Ta minutka trwała dwadzieścia minut. Paszport był podbity białoruską pieczątką z ręcznym dopiskiem T-T, co pewnie oznacza tranzyt.
Można płacić złotówkami.
Po pociągu przechadzają się śmierdzące agentki towarzyskie. Tak na oko od piętnastu do sześćdziesięciu lat. Mają jakieś dwie godziny, podczas których będą zmieniane podwozia z europejskich na "89 milimetrów od Europy".
Podszedł do mnie kolejarz i poprosił o papierosa. Był wyraźnie wstawiony, więc zagadnąłem go:
- A co, papierosów też na Białorusi nie macie?
- Nie mamy - odparł dziarsko.
- A co macie? - nie dawałem za wygraną.
- Prezydenta Łukaszenkę....
Poczęstowałem go papierosem. Potem zamieniliśmy jeszcze parę słów. Kiedy już sobie poszedł zacząłem się zastanawiać: coście uczynili z tą krainą?
***
Obudziłem się nad ranem. Pociąg pędził w stronę Moskwy. Po wagonie przechadzali się rosyjscy policjanci - liczyli przedziały (czy aby po drodze jakiegoś nie ukradli).
Źródło: TravelBit
Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit
warto kliknąć
|