Autobusem po Tunezji
| Magda Olkuśnik i Anna Szaleńcowa
|
|
Podróżowanie autobusem ma, jak każde inne, swoje zalety i wady. Zacznijmy może od tych drugich. Podstawową niedogodnością tego sposobu przemieszczania się jest częsta niemożność zatrzymania pojazdu w miejscu, z którego roztacza się najpiękniejszy widok, można kupić najtańsze owoce, czy dojść najkrótszą drogą do danego zabytku.
Niestety, pojazd posiadający tak duże gabaryty jak autokar wymaga korzystania z parkingów, a nawet chwilowe zatrzymanie się na poboczu, na przykład w celu zrobienia zdjęcia, może okazać się niebezpieczne.
Drugim, niezbyt miłym aspektem takiego sposobu podróżowania jest zamknięcie w "blaszanej puszce" wielu bardzo różnych osób, które nie zawsze mają takie samo wyobrażenie o planowanej trasie wycieczki, jak jej organizatorzy. Im większy rozdźwięk między oczekiwaniami a rzeczywistością, tym gorzej dla spokoju i wypoczynku całej grupy. I choć tzw. permanentny czarnowidz, czy wieczny malkontent kwestionujący każdą decyzję szefa grupy może znaleźć się nawet wówczas, gdy wyruszamy na wyprawę w wąskim gronie, to w dużej grupie taki człowiek powoduje, swoim narzekaniem i wiecznym krytykanctwem, większe spustoszenia, a i spacyfikowanie go bywa w takich warunkach dużo trudniejsze - potrafi on bowiem najczęściej zorganizować wokół siebie "dwór" niezadowolonych, który skutecznie psuje humory organizatorom i współtowarzyszom.
Jest jeszcze inny minus podróżowanie w większej grupie. Zawsze znajdzie się bowiem jakiś spóźnialski, niezorganizowany lub gubiący się, na którego cała grupa musi, niekiedy w nieludzkim upale, czekać wiele minut. Bywa, że tacy uczestnicy wycieczki są w stanie nauczyć się punktualności gdzieś około drugiego tygodnia ustawicznego nękania ich przez współtowarzyszy podróży. Przydatnym wynalazkiem okazuje się w takich sytuacjach puszka-skarbonka, do której spóźnialscy oraz inni naruszający wewnętrzny regulamin wyprawy zobowiązani są wrzucać ustalone wcześniej kwoty pieniężne, wykorzystane potem jako forma rekompensaty dla całej grupy.
Kolejną wadą takiego sposobu podróżowania jest jego czasochłonność. Problem ten można wprawdzie łatwo rozwiązać, przesiadając się na samolot, ale wówczas mamy już do czynienia z całkiem inną organizacją zwiedzania i wypoczynku. Z drugiej strony, prawdą jest, że dotarcie do wymarzonego celu trwa kilka dni i jest męczące dla pasażerów oraz kierowców, ale po drodze zobaczyć można jeszcze kilka miejsc, które są niekiedy tak samo interesujące, jak i cel, do którego dążymy, ponadto w awaryjnej sytuacji, autobus może stać się dachem nad głową. To również dość tani sposób podróżowania. Korzystają z niego uczniowie, studenci i "budżetówka". Jest to skorupa ślimaka, którą z konieczności ciągniesz za sobą, ale która pomaga ci przewieźć do upragnionych miejsc twój bagaż bez zbędnego dźwigania w upale (za wyjątkiem campingów, na które nie da się wjechać autobusem, co też się zdarza).
W ślad za decyzją o wyborze autobusu jako środka transportu pojawiają się pytania: czy autokar klimatyzowany, z WC i innymi udogodnieniami? To już zależy od kieszeni i upodobań podróżujących. Klimatyzacja nie zawsze jest jednak takim udogodnieniem, na jakie wygląda. Niekiedy różnica temperatur między wnętrzem pojazdu a rozpalonym terenem, na który należy wyjść, jest tak straszliwa, że aż rozleniwia, ponadto z powodu tychże różnic temperatur klimatyzacja przyczynia się często do permanentnego kataru większości podróżników.
Jeśli chodzi o bagaże, to należy przyjrzeć się temu, co współtowarzysze pakują do luków bagażowych. Nie należy pozwolić na zabranie (co się nam przydarzyło) zbyt dużej ilości np. wody mineralnej. W Tunezji niezłą wodę można kupić na każdym kroku (ok. 300-500 milimów za butelkę). Również nie są potrzebne nadmierne ilości tzw. suchego prowiantu, typu chrupkie pieczywo. Tunezja (i wiele innych krajów) to nie centrum Sahary i w każdej wioseczce jest sklep, w którym można kupić niemal to wszystko, co w Polsce, po podobnych cenach.
Tunezja - znana czy nieznana
Wybór Tunezji jako miejsca, które chcieliśmy poznać, był niemal na przekór powszechnym wyobrażeniom o tym kraju. Telewizja i biura podróży od kilku lat karmiły nas sloganami o piaszczystych plażach, tunezyjskich palmach i wielbłądach. "Jedynie trzy godziny drogi samolotem" - zachęcały hasła reklamowe. Ani słowa o zabytkach, ludziach i ich kulturze. Do tak reklamowanej Tunezji nie byłoby po co jechać. Postanowiliśmy więc wypracować własną formułę Tunezji.
Przewodniki i książki
Książki uzupełniające (Kartagina i świat starożytny):
- H. Adamczyk., Kartagina a Rzym przed wojnami punickimi, Wrocław 1978,
- G. Charles-Picard, Hannibal, Warszawa 1971,
- G. Charles-Picard, Życie codzienne w Kartaginie w czasach Hannibala, Warszawa 1962,
- J. Heurgon, Rzym i świat śródziemnomorski do wojen punickich, Warszawa 1973,
- B. Jacobi, Tajemnice świątyń i pałaców, Warszawa 1983,
- T. Kotula, Afryka północna w starożytności, Warszawa 1971,
- P. Lévéque, Świat grecki, Warszawa ,
- I. Lissner, Zagadki wielkich kultur, Warszawa 1990,
- A.Theile, Sztuka Afryki, Warszawa 1974.
Polskie przewodniki (szczególnie Tunezja, praktyczny przewodnik, wydawnictwa Pascal) właściwie niewiele nowego wniosły, a nawet trochę zaciemniły. Zawarte w nich błędy i przekłamania pozwalają przypuszczać, że tłumacz nie bardzo wiedział co tłumaczy. Tunezja: praktyczny przewodnik, jest prawdopodobnie dość niefortunnie dokonanym wyborem z przewodnika North Africa Lonely Planet (wydawnictwo zasłużone na tyle, by nie posądzać je o taki knot) i przewodnika G. Crowthera i H. Finlaya, Morocco, Algieria & Tunisia: a travel survival kit (1989). Ich polska edycja często wprowadza w błąd, podawane informacje są nieścisłe, a chwilami bardzo subiektywne (np. "To małe miasteczko [Teboursouk] liczy na dochody z turystyki [...] nie ma tu niczego ciekawego do zobaczenia"; w porównaniu z tekstem z przewodnika Tunisia:The Rough Guide: " mimo że jest jedynie punktem wypadowym w drodze do Duggi [...] to atrakcyjne miejsce wtorkowych suków, tuż przy głównej drodze do Le Keff i bizantyjskiej fortecy, górującej nad mauzoleami marabutów czepiających się skał". I tak ciągle. Drugi z pascalowskich przewodników - Tunezja (posiadający nota bene bardzo atrakcyjną szatę graficzną) stosuje dla odmiany nazwy rodem z księżyca. Nie jest to ani transkrypcja z tunezyjskiej odmiany języka arabskiego, ani też zapis (stosowany powszechnie w Tunezji) arabskich nazw we francuskiej ortografii, ani popularna (mapy!!!) ortografia w stylu angielskim. Nic więc dziwnego, że chwilami trudno jest znaleźć opisywane miasto, szczególnie gdy szuka się nazwy takiej, jak na widocznym przed nami tunezyjskim drogowskazie. Gdyby nie renomowane przewodniki - The Rough Guide czy The Blue Guide - mielibyśmy niejakie trudności w poruszaniu się po nieznanym obszarze. Zawarte w tych ostatnich mapki, informacje historyczne, turystyczne i praktyczne uzupełniają się nawzajem i w większości wypadków są aktualne. Gdzież nam do tego stopnia informacji turystycznej. Niestety nasze rodzime przewodniki należy uznać raczej za wydawnicze nieporozumienie.
Źródło: TravelBit
Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit
warto kliknąć
|