Islandia: Syduzi 2004 # 10
| Jakub Syta
|
|
|
Alpini¶ci na lodowcu Skaftafelljokull |
Dzień 10 - niedziela 11 lipca 2004
Skaftafell - Jokursarlon - Djupivagur - Egilsstadir - 446km
Z samego rana, by nie dr±żnic ewentualnych rangersów złożyli¶my namiot i poszli¶my na sesje fotograficzna w stronę lodowca.
Od rana kręciło się tam trochę osób, oprócz zwykłych turystów zauważyli¶my grupę "alpinistów" (sadz±c z zachowania byli to raczej tury¶ci, którzy chcieli się przeje¶ć w rakach i z czekanami w dłoniach) która spacerowała po lodowym grzbiecie. Ledwo uwinęli¶my się ze zdjęciami a nadjechały 2 pełne turystów autokary - uciekli¶my by nas nie zadeptano.
¦niadanie postanowili¶my zje¶ć w Skaftefell - można tam było to zrobić w pozycji siedz±cej, wygodnie przy stołach, oraz co ważniejsze, umyć się w cieplej wodzie (w umywalkach darmo, pod prysznicem 5 minut kosztuje 100 ISK). Nasz± "k±piel" zwieńczyli¶my ogoleniem się - spod tygodniowego zarostu odsłoniły się wówczas ja¶niejsze, nie opalone powierzchnie. Trzeba przyznać, że było to przyjemne uczucie. Przy ¶niadaniu rozmawiali¶my o planach na resztę dnia - park był podobno ładny (poprzedniego dnia ze wzgl±d na niskie chmury dużo nie widzieli¶my), przewodnicy polecali ¶cieżkę do Kjos która przechodzi obok Morsarjokull, ale miała ona podobno zaj±ć 10-12 godzin. Tym razem wierzyli¶my już że te czasy s± jednak mniej więcej zgodne z rzeczywisto¶ci±. Jednak doszli¶my do wniosku, że aż tak bardzo to nam się tam nie chce chodzić - zdjęcia z folderów nie pokazywały jaki¶ specjalnych rewelacji. Nawet cieple Ľródła mnie nie przekonywały by tam i¶ć - s± po zachodniej stronie Baejarstadur, lekko powyżej - wg miejscowych przewodników woda miała głęboko¶ć kilkunastu centymetrów. Ten czas postanowili¶my spożytkować na cos innego, pojechali¶my dalej "jedynk±".
Po drodze do Jokursarlon
|
Kuba obmy¶la plan przeprawy przez rzekę lodu |
60 km dalej po lewej stronie zauważyli¶my na parkingu kilka samochodów. Wzniesienia skutecznie zasłaniało to co znajdowało się dalej. Pomni tego, ze niedaleko było już do Jokursarlon zatrzymali¶my się. Widok był ol¶niewaj±cy. Cudo! Jezioro wypełnione potężnymi bryłami lodu. Wielometrowe góry lodowe spokojnie unosiły się po tafli wody (w ¶rodku lipca), co pewien czas cisze rozdzierał trzask pękaj±cego lodu. Do tego mewy urz±dziły na naszych oczach krwawe polowanie na małe rybki i co chwile tuż przed nami wbijały się w wodę krzycz±c przy tym okropnie i przeganiaj±c konkurencje. Mimo wczesnej pory urz±dzili¶my sobie tam kilkugodzinny postój. Z trudem zostałem przekonany by się jednak nie wyk±pać w¶ród tych lodowych gór. Woda była naprawdę ciepła, lecz nie chcieli¶my problemów ze strażnikami - nie wiemy czy jezioro też nie jest jakim¶ rezerwatem. Po kilku godzinach podziwiania pięknych widoków przemie¶cili¶my się 500 metrów dalej, Gdzie można obejrzeć jak góry lodowe wędruj± kanałem do morze i wypływaj± w sina dal. Z drugiej strony mostu była wypożyczalnia pontonów z silnikami (a podobno też i amfibii) którymi chętni moli popływać w¶ród gór lodowych.... Czyli może i zwykłe pływanie nie było zakazane?
|
Pole lodowcowe - Jokulsarlon |
Przejechali¶my most i znów zatrzymali¶my się - tym razem na parkingu po prawej stronie. Była tam plaża gdzie na piasku zalęgały wyrzucone przez fale resztki lodowca. Widać też było góry lodowe majestatycznie pływaj±ce po oceanie. Zrobili¶my sesję zdjęciow±, odpocz±łem sobie chwilę na jednej z gór, na chciałem się też wyk±pać. Jednak oceaniczna woda z dodatkiem lodu była zbyt zimna nawet jak dla mnie. Wrócili¶my do samochodu i pojechali¶my dalej - "1" na wschód.
|
Pole lodowcowe - Jokulsarlon |
Gdyby nie piękne krajobrazy pojawiaj±ce się co pewien czas można by powiedzieć ze droga była nudna. Jechali¶my i jechali¶my, tak bez końca. Ciekawiej zrobiło się na wschodnim wybrzeżu trochę przed Lon. Nagle zrobiło się ciemniej, zacz±ł wiać silny zimny wiatr, pojawiła się "mgła" - ciemne, brudne i gęste chmury kojarzyły się bardziej z jakim¶ pyłem wulkanicznym. Na dodatek jechali¶my wtedy tuż poniżej potężnych gór "usypanymi" z większych i mniejszych kamieni. Co pewien czas na ¶rodku drogi widać było resztki jaki¶ małych kamiennych lawin. A pod nami, zakryte gęstymi chmurami czaiły się przepa¶cie i brzeg oceanu. Dwóch rowerzystów, których widzieli¶my musiało mieć w sobie masę samozaparcia by w takich warunkach wjeżdżać na ostre zbocza. Te warunki pogodowe oraz nieustanne strome wjazdy i zjazdy na pewno długo będ± pamiętać.
|
Rzeka lodu - Skaftafelljokull |
Przejechali¶my kilka mniejszych, płytszych fiordów i zatrzymali¶my się w Djupivogur. Na mapie było to oznaczone jako miejsce z pięknym punktem widokowym. , jednak interesuj±cego stamt±d nie zobaczyli¶my. Była to jednak niedziela, któr± postanowili¶my uczcić. ZnaleĽli¶my otwart± restaurację więc postanowili¶my spróbować co jadaj± miejscowi - postanowili¶my zaszaleć. Zamówili¶my po porcji ¶wieżych rybek z frytkami i po islandzkim piwku - z browaru Eglis. Najlepiej wyszedł Paweł - który tego dnia był kierowc± - jego bezalkoholowy "Maltexter" przypominał w smaku kwas chlebowy i nawet nadawał się do picia. Następny w rankingu był mój Gull - fatalny kolor, ale przynajmniej resztki jakiego¶ zapachu i smaku. Pilsner produkowany przez Eglis był jednak już kompletn± porażk±. Bez zapachu, smaku, koloru, mocy... Zdecydowanie nie polecamy. Obiad wraz z napojami kosztował nas prawie 5000 ISK - strasznie dużo. Dobrze że przynajmniej ryba była smaczna, spora i kilkoma sałatkami.
Posiedzieli¶my w restauracji dłuższ± chwilkę, a następnie obejrzeli¶my port rybacki i pojechali¶my dalej. Znów kręte drogi, znów ostre zjazdy i podjazdy. Zastanawiali¶my się czy nie skrócić sobie podróży jad±c "biał±" drogę 939, byli¶my jednak już zbyt zmęczeni - robiło się naprawdę póĽno. Na resztkach paliwa dotarli¶my w okolice Egilsstadir, gdzie rozbili¶my namiot tuż przy drodze, nad jednym z górskich strumieni. Niedaleko widać było wody jeziora Lagarflijort.
¬ródło: informacja własna
|