3 sierpnia
Z Frankfurtu wylatujemy drugiego sierpnia o godz. 23.10, na pokładzie Airbusa A 310/300 kenijskich linii lotniczych. Lądujemy w Nairobi punktualnie o 7.00. Na lotnisku wykupujemy wizy kenijskie (po wypełnieniu prostych formularzy) po 25 USD (obecnie 30 USD). Wiza jest jednokrotna i ma ważność trzy miesiące. Ta jej jednokrotność nie dotyczy Tanzanii ani Ugandy. To znaczy, że przy przekraczaniu granic tych państwa kilkakrotnie, wiza nie traci swojej ważności. Kurs 1 USD = 53 szylingi kenijskie (KSh). Przed portem lotniczym mnóstwo "przedstawicieli" różnych biur podróży, którzy oferują usługi (głównie organizacja safari). "Na nosa" wybieram jednego z nich z nich - jak się okaże później, trafnie - agencję Dallago. Ma ona swoje biura przy Koinage Street na pierwszym piętrze budynku Mercantile. Załatwiam tam safari (Kenia - Tanzania), według mojej propozycji: Masai - Nakuru - Samburu (to Kenia) - Arusha - Ngorongoro - Moshi - Kilimandżaro (bez wspinaczki) (to Tanzania) i powrót do Nairobi. Siedem dni. 60 USD dziennie od osoby - cena obejmuje: wynajęcie samochodu (Toyota) z kierowcą-przewodnikiem, samo safari, wstęp do parków (koszt 20 USD! za dzień od osoby), noclegi i trzy posiłki dziennie. Szef biura poleca mi hotel Sabaki Villa; adres: Plums Lane, off Ojijo Road, Parklands (tel. 254-2-744744). Pokoje 2-osobowe obszerne, czyste, duża łazienka z zimną i ciepłą wodą, WC, prąd i śniadanie. Ustalam cenę na 8 USD za dobę od osoby. Po zainstalowaniu się jedziemy do ambasady Tanzanii (właściwie Wysokiego Komisarza), by załatwić wizy do tego kraju. Wypełniamy formularze + dwa zdjęcia, zostawiamy paszporty, jutro będą do odebrania. O 17.30 Tony Ntomo (z Dalago) zawozi nas do wspaniałej, jednej z najsłynniejszych restauracji w Nairobi, Carnivore. Zamawiamy zestaw mięs (1 kg): strusie, krokodyle, żyrafy, antylopy eland, pospolity drób - wszystko z ogromnego rożna. Do tego świeże owoce z bitą śmietaną i lodami, piwo. Wszystko pyszne. Płacimy za całość 1600 KSh, co wychodzi po około 6 USD od osoby!
4 sierpnia
Opuszczając hotel zostawiamy w recepcji plecaki i zabieramy niezbędne rzeczy na siedem dni, na czas safari. Jedziemy do Wysokiego Komisarza Tanzanii, gdzie odbieramy "owizowane" paszporty. Koszt wizy - 15 USD. O 10.30 ruszamy w drogę, na safari. Wcześniej poprosiłem przedstawiciela "naszej" agencji, by podczas naszej nieobecności załatwił nam wizy Ugandy, by nie tracić czasu po powrocie z safari.
Przed nami 265 km do parku Masai Mara. Za miejscowością Limuru wjeżdżamy do doliny o oszałamiającym widoku. To sławna Dolina Ryftowa szerokości 40 do 55 km. Około 14.00 jesteśmy w Naroku, gdzie zjadamy lunch (wliczony już w koszt safari). Obfity i smaczny. Wypijamy piwo (to już na własny rachunek) za 90 KSh (1,6 USD za butelkę 0,5 l). Przejechaliśmy 153 km, z czego ostatnie 30 km po fatalnej drodze (dziury i kurz). Po 16.30 dobijamy do Masai Mara, po przejechaniu od Naroku, prawie 100 km wertepami. Po rozlokowaniu się, popołudniowe safari. Wrażenie niezapomniane! Tuż po 19.00 robi się nagle ciemno. O 19.30 kolacja pod niebem Kenii, sporządzona bezpośrednio na ognisku - ma to swój nieodparty urok. Sporo tu turystów innych nacji. Śpimy w 2-osobowych namiotach. Noc bardzo zimna, zmarzłem (na równiku!). Koniecznie trzeba zabrać ze sobą coś ciepłego!
6 sierpnia
Znowu zmarzłem w nocy. O 9.00 opuszczamy Masai Mara, a o 14.00 dojeżdżamy do miejscowości Maymahiu, gdzie zjadamy dobry lunch. Jedziemy dalej, mijamy jezioro Naivasha. W latach 1937-1959 było ono portem lotniczym Nairobi, gdzie lądowały hydroplany przylatujące z Europy. O 16.00 dobijamy do Nakuru. Instalujemy się w Hotelu Crater View - pokoje 2-osobowe, łazienka z prysznicem, WC, czysto, sympatycznie. Dziś przejechaliśmy 340 km.
7 sierpnia
O 6.00 jesteśmy już na nogach, mimo, że jeszcze jest ciemno, ruszamy naszym samochodem nad jezioro Nakuru. Gdy do niego docieramy jest już jasno. Podziwiamy bawoły, gazele, guźce, małpy, grupkę nosorożców, no i to, co tutaj najpiękniejsze - setki tysięcy brodzących w wodzie jeziora flamingów-czerwonaków. Widok przepyszny! Około 10.00 wracamy do hotelu, gdzie zjadamy śniadanie i ruszamy w dalszą drogę. Kierunek Nanyuki. Kilka kilometrów za tym miastem oglądamy jeden z celów naszej podróży - wodospad Thomsona. Widok cudowny - kaskady wody spadające ze skalnego progu z wysokości 72 m w wąski wąwóz! Wodospad odkrył w 1883 roku Joseph Thomson, kiedy, jako pierwszy Europejczyk, pokonywał (raczej wytyczał) trasę z Mombasy do jez. Wiktoria. Jesteśmy teraz na wysokości ponad 2300 m n.p.m. (Nanyuki jest najwyżej położonym miastem w Kenii - 2360 m n.p.m.). O 13.00 przejeżdżamy równik. Niby nic się nie stało, ale jednak w sercu coś drga. Obowiązkowo zdjęcie na tle tablicy z napisem "Equator". W Nanyuki zjadamy lunch i dalej w drogę. O 15.30 dojeżdżamy do Isiolo. Tu kończy się w miarę dobra droga, a zaczynają wertepy. Mimo to, nasz kierowca pędzi 80-tką. Rzuca niemiłosiernie, kurz wciska się wszędzie. Dojeżdżamy do Parku Buffalo Springs, a następnie wjeżdżamy do Narodowego Parku Zwierząt - Samburu. Po parku jeździmy do wieczora. Podziwiamy majestatyczne żyrafy, zwane siatkowanymi (różnią się maścią od tych z Masai Mara), zebry Grevyego (też inne niż w Masai Mara - cienkie i gęsto ułożone pręgi), maleńkie antylopki dik-dik (od głosu, jaki wydają - "zik-zik", gdy są w niebezpieczeństwie), gerenuki, impala, słonie, bawoły. Cóż za wspaniałe widoki, serce rośnie.
Przed 19.00 dobijamy do obozu nad rzeką Ewaso (kilkaset metrów wcześniej minęliśmy spore stado lwów rozłożone nad brzegiem tej rzeki). Sporo tu już samochodów z "safarowiczanami" różnych nacji, szykujących się do noclegu. Przejechaliśmy dziś 350 km.
8 sierpnia
Wstajemy o 6.00 i po śniadaniu ruszamy na poranne safari. Po kilku godzinach opuszczamy Samburu i kierujemy się do Nairobi, gdzie dobijamy o 13.00. Przez Nairobi przejeżdżamy w drodze do Tanzanii (w ramach naszego safari). Tu odbieram paszporty z wizami Ugandy, a za pośrednictwem naszej agencji rezerwujemy bilety autobusowe do Kampali (bez rezerwacji się ich nie dostanie na dany dzień), na 11 sierpnia. Bilet kosztuje 25 USD. Pociąg jest tańszy, ale rezygnujemy, ponieważ odchodzi z Nairobi do Kampali raz w tygodniu (wtorki), co nam absolutnie nie pasuje. W ramach wykupionego safari jedziemy teraz do Arushy w Tanzanii, gdzie ma czekać na nas hotel i samochód terenowy dla naszej piątki. Po dwóch i pół godzinach jesteśmy w Arusha. Przejechaliśmy dziś ponad 600 km, będąc 12 godzin w podróży. Tutaj, w biurze podróży Tours and Safari Ltd, które współpracuje z Dallago, ustalam dalszy plan safari, na terenie Tanzanii. Zawożą nas do hoteliku.
Źródło: TravelBit