Palmi
Dzień był duszny i pochmurny, czasem zza chmur wyłaniało się parzące, rozgrzane do białości słońce. Najwłaściwszym wydawało się leżenie na plaży i tak spędziliśmy czas, oprócz tego snuliśmy się po campingu i zwiedzaliśmy okolicę. Jej jedyną atrakcją była stara, rozsypująca się baszta na wysuniętej do morza skarpie. Wyjście po zardzewiałych, chyboczących się i do połowy urwanych schodkach wymagało odwagi, ale widok ze szczytu wynagradzał wszelkie wysiłki i trudy.
Paestum - Pompeje - Herculanum - Wezuwiusz
Wczesnym rankiem doznaliśmy szoku na widok ceny za wstęp do Pompei: okrągłe 12000 lirów bez możliwości zniżki. Później dopiero domyśliliśmy się dlaczego te bilety są takie drogie. Otóż potrzebne są fundusze na nowe płoty i na nowe kraty, które zagradzają wejście do co najmniej 90% ruin, uniemożliwiając fotografowanie czegokolwiek. Nawet nieśmiałe zerknięcie na zachowane freski wokół patio jest nierealne, ponieważ są one zakryte brudną, nieprzejrzystą, pancerną szybą. Szczytem wszystkiego był amfiteatr, pośrodku którego ustawiono całą armię niebieskich, plastikowych stołeczków, tuż obok sceny zbitej z desek w kolorze wściekłego orangu. Chyba większym pożytkiem dla każdego byłby zakup albumu o Pompejach (również w cenie 12000 lirów). Tam przynajmniej można by wszystko dokładnie obejrzeć.
Do pozostania w Pompejach nie było wielu chętnych - w większości nad ruiny, popioły, mozaiki, skamieniałe zwłoki i płoty przedłożyliśmy wyprawę na Wezuwiusz i zwiedzanie Herkulanum. Wstęp do uśmierconego niegdyś potokiem lawy miasta kosztował także 12000 lirów, w związku z czym wszyscy zadowoliliśmy się darmowym widokiem na miasto "z lotu ptaka".
Kilkunastoosobowa grupa przedsięwzięła wyprawę na kolejny na naszej trasie wulkan. Do stóp Wezuwiusza dojechaliśmy złotym popołudniem, gdy słońce odbijało się jeszcze jasnym blaskiem od zatoki neapolitańskiej. Na sam brzeg krateru wspinaliśmy się na piechotę ok. 500 metrów, ale widok krateru o zachodzie słońca wart był nawet tych 5200 lirów (tyle z nas zdarli tuż przed szczytem). Mogliśmy stanąć tuż przy poszarpanym jak rana brzegu krateru i zajrzeć w głąb. Tam znad szarego piasku i wystygłej lawy unosiły się wąskie strużki dymu - znak, że wulkan jest pogrążony w drzemce, ale w każdej chwili może się obudzić.
Paestum - Monte Cassino - Bassano Romano
Tuż przed południem dojechaliśmy do opactwa benedyktynów na Monte Cassino. Mimo, że było dosłownie 5 minut do 12.00 świętej godziny sjesty, udało nam się wejść do środka. Zobaczyliśmy barokowy kościół z kapiącym od ozdób i złoceń wnętrzem, a z tarasu polski cmentarz, położony na sąsiednim wzgórzu. Nasze następne kroki skierowaliśmy właśnie tam; na grobie generała Andersa złożyliśmy wielką biało-czerwoną wiązankę, a potem podeszliśmy pod kamiennego orła, który stanowi centrum zielonego krzyża z żywopłotu. Na tym zakończyliśmy zwiedzanie na dzisiaj, jeśli nie liczyć objazdu całego miasteczka Bassano Romano w poszukiwaniu klasztoru i naszego zarezerwowanego noclegu.