Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat II » St.Petersburg - Murmańsk
St.Petersburg - Murmańsk

Monika Witkowska


Większość z nas ma złe wyobrażenie o Rosji. Może dlatego tak rzadko podróżujemy po tym pięknym i ciekawym kraju, którego największym atutem są wspaniali, życzliwi ludzie. Fakt, że nie jest to łatwy teren do podróżowania.

Informacje ogólne

Mit "taniej Rosji" to już przeszłość. To, co się tam zmienia najszybciej, to właśnie ceny. W sklepach - drożyzna, w pociągach, hotelach, muzeach - specjalne stawki dla cudzoziemców. Koszty wyprawy zależeć będą w dużej mierze od naszej zaradności, umiejętności nawiązywania kontaktów i znajomości języka rosyjskiego.

Ważna sprawa to kwestia bezpieczeństwa. Wcale nie uważam, że jest to kraj bardziej niebezpieczny niż wiele innych, choć oczywiście ostrożność nie zawadzi. Lepiej unikać kolorowych ubrań, nie obnosić się ze swoim drogim sprzętem, nie eksponować cudzoziemskiego pochodzenia. Jak wszędzie - najgorsze są wielkie miasta - sami Rosjanie przestrzegają przed samotnymi nocnymi spacerami ulicami Moskwy czy Sankt Petersburga. Na prowincji, gdzie wszyscy się znają, można się czuć swojsko i bezpiecznie. Ale ryzyko znalezienia się w "złym czasie w złym miejscu" jest zawsze i wszędzie, w Rosji także.

"Tanie" podróżowanie po Rosji wyklucza zbytnie wymagania higieniczne. Papier toaletowy i mydło lepiej mieć własne i zawsze przy sobie. Ciepła woda to luksus i należy cieszyć się, jeśli trafi się na nią. Lepiej też nie wnikać w sterylność naczyń w barach czy restauracjach i nie robić zaskoczonej miny, gdy pani sprzedawczyni położy na brudnej wadze zamówione ciastko, po czym zapakuje je w zatłuszczoną gazetę.

A w ogóle - nie ma na świecie drugiego takiego kraju jak Rosja. I może dlatego jest tam tak ciekawie. Naprawdę warto tam jechać!

Po wielu wcześniejszych podróżach po terenie byłego ZSRR (Syberia, Kamczatka, Kaukaz, b. Republiki Południowe) tym razem zupełnie samodzielnie, w czerwcu 1996, wybrałam się na Północ, docelowo do Murmańska. Jak wyglądała moja niedługa, ale bardzo intensywna podróż obrazuje skrót mego "dziennika podróży".

W pociągu do St. Petersburga

Jadę do Rosji pełna niepewności. Niby mam doświadczenie w podróżach po tym terenie, ale to przecież kraj nieprzewidywalny. Według nastawienia rodziny i znajomych szybko zostanę zgwałcona, obrabowana, zabita (odpukuję w niemalowane). "Po co ty tam jedziesz?". Po prostu, tam, czyli na Dalekiej Północy, jeszcze nie byłam.

Problem już na początku. Bilet na pociąg owszem mam, ale bez miejscówki. Pociąg jest pełny i rosyjscy konduktorzy nie chcą mnie wpuścić. Jadę więc do Białegostoku w wagonie służbowym z polskimi konduktorami, tam wysiadam na 2 godziny, kupując w międzyczasie miejscówkę na wagon z Gdyni doczepiany do pociągu, którym przyjechałam. Przy okazji przechodzę kurs jak sobie poradzić z powrotem z Rosji, czyli z kim, jak i za ile.

Na granicy pytają o voucher. Mam taki "własnej produkcji", ze stemplem znajomej firmy rosyjskiej.

Pociągowe życie towarzyskie kwitnie, podróż więc mija szybko. Po dwóch nocach i jednym dniu w pociągu dojeżdżam do celu.

Sankt Petersburg

Poranek zajmują mi sprawy organizacyjne: wymiana pieniędzy (kurs w kantorze na dworcu całkiem niezły), zorientowanie się, o której mam pociąg powrotny do Polski (trzeba myśleć o przyszłości), przejazd na dworzec, z którego odchodzą pociągi "na północ" i pozbycie się bagażu (tzn. zostawienie go w przechowalni). Postanawiam zobaczyć miasto w ciągu dnia i na noc wyjechać już dalej. Czyli - muszę kupić bilet na pociąg. Nie jest to proste, bo wcale nie zamierzam korzystać z usług obsługujących cudzoziemców kas "Intouristu", gdzie cena jest wyższa. Idę więc do kas "dla tubylców". A tam - niestety - żądają okazania dokumentu tożsamości. Na szczęście (dla mnie) w kasach dla Rosjan jest olbrzymia kolejka. Zajmuję miejsce w ogonku i czekam. Gdy dochodzi moja kolej wyłapuję kobietę, która właśnie wchodzi do hali i widząc tłum ludzi łapie się za głowę. Chyba jej się śpieszy - dla mnie to lepiej. Podchodzę i z najbardziej grzecznym uśmiechem, na jaki mnie stać, proponuję "układ" - wejdzie na moje miejsce w kolejce, czyli zaraz będzie przy okienku, ale w zamian za to kupi mi bilet. Numer przechodzi - mam bilet na nocny pociąg do Pietrozawodska.

Dzień spędzam na bardzo intensywnym zwiedzaniu. Przy wstępach do muzeów, na rejsie statkiem po Newie - wszędzie cudzoziemcy płacą dużo drożej niż miejscowi. Przynajmniej powinni, bo ja skutecznie łamię tę zasadę, co oznacza, że chyba nie tak źle z moim rosyjskim. Uwaga! - przy zwiedzaniu przydają się legitymacje ISIC (spore zniżki). Włóczę się trochę po sklepach - ceny szokujące, czyli super drogo. Chcę zadzwonić do domu, powiedzieć że dojechałam, ale po sprawdzeniu ceny karty telefonicznej rezygnuję z pomysłu.

Pietrozawodsk - Kiżi

Noc w rosyjskim pociągu nie jest taka zła, mimo jazdy w tzw. wagonie plackartnym. Oznacza to wagon z trzema poziomami leżanek, ale bez klasycznych przedziałów. Pościel dają (czystość dyskusyjna), pod warunkiem, że się zapłaci 8000 rb. Z moim rosyjskim biletem nie ma żadnych problemów. I tak wszyscy wiedzą, że jestem cudzoziemką. Swoje poparcie dla integracji narodów chcą mi okazać próbą wmuszenia we mnie kanapki z kawiorem i "stakanczika" wódki. Nie znoszę ani jednego, ani drugiego, wymiguję się więc bajką o braniu antybiotyków wykluczających takie poczęstunki.

Po przyjeździe do Pietrozawodska usiłuję zjeść jakieś śniadanie. Wybór w jedynej otwartej knajpie - pomiędzy ryżem i makaronem, oba zestawy z jakimś tłustym mięsem i ogromną ilością czosnku. Nawet wyjątkowo długie mycie zębów w obskurnej dworcowej toalecie nie pomaga na woń z moich ust.

Zostawiam plecak w przechowalni i jadę do "dworca morskiego" ("morski", czyli nad jeziorem Onega). Na wyspę Kiżi pływają trzy wodoloty dziennie. Pierwszy właśnie mi uciekł, do następnego mam dwie godziny czasu. Oglądam miasto, podziwiam miejscową twórczość pomnikową (Marks z Engelsem itp.), na koniec odwiedzam Instytut Geologiczny. Ekspozycja nie jest zbyt wielka, raptem dwie salki, po których oprowadza mnie sam "kustosz". Po godzinie wykładu, jako laik, stwierdzam, że to bardzo ciekawe. Na pamiątkę spotkania zostaję obdarowana skalnym "biełomoritem".

Po trzech godzinach rejsu docieram na wyspę Kizi, gdzie znajduje się ciekawy skansen. Drewniana architektura robi na mnie ogromne wrażenie, nawet mimo komarów, które rozpraszają moją uwagę.

Do Pietrozawodska wracam późnym wieczorem, od razu na stację. Mam trochę problemów z kupnem biletu, bo miejscowi są w stosunku do obcych dość nieufni. Kiedy znajduję w końcu jakaś uczynną kobietę, kasjerka stwierdza, że nie ma miejsc. Na szczęście poznaję miłego chłopaka, który okazuje się wolnym od służby miejscowym milicjantem. "Pan władza" wchodzi na zaplecze i wraca z biletem, oczywiście za cenę "tubylczą".

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

1 2 3 4 dalej >>
Przewodniki - Przez Świat II
WARTO ZOBACZYĆ

Włochy: Bella Italia
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl