Pieczone na wulkanicznym grillu
Zmęczeni wysoką temperaturą od razu wstąpiliśmy do restauracji El Diablo zaprojektowanej przez C. Manrique. Jej owalny kształt i panoramiczne okna zapewniają konsumentom widok na ,,diabelski krajobraz" aż po brzeg oceanu. Oprócz zimnych napojów, mających największe wzięcie, można tu spróbować ryb i kurczaków pieczonych na wulkanicznym grillu. Gorące powietrze wydobywające się z wnętrza ziemi ma u wylotu temperaturę 300 C! Przed restauracją prezentowane są kolejne atrakcje, będące przekonywującymi dowodami wulkanicznej aktywności. Suche krzewy włożone do płytkiego otworu w skale zaczynają po chwili płonąć, a drobne kamyki, wykopane z głębokości 15 cm, wręczane turystom wzbudzają krzyki i piski zaskoczonych ludzi, gdyż temperatura około 70 C nie pozwala utrzymać ich w dłoni. Nieco powyżej, obsługa parku wlewa wiadro wody do osadzonej w ziemi rury. W trzy sekundy później strzela w niebo istny gejzer gorącej wody i pary. Niewiele pod ziemią, na głębokości, do której dochodzi rura, temperatura osiąga około 400 C! Gdy człowiek uświadamia sobie po czym stąpa, zaczyna przestępować z nogi na nogę! Na jakiś czas musieliśmy zamienić rowery na jeden z czterech parkowych autobusów, gdyż tylko one mogą poruszać się wąską, niezwykle krętą routa de volcanes drogą wulkanów. W niektórych miejscach autobus zatrzymuje się, by turyści mogli łatwiej fotografować, ale niestety tylko przez szybę, gdyż autobusu opuszczać nie wolno. Zakaz pieszego poruszania się po parku podyktowany jest ochroną skąpej wegetacji roślin i porostów, które dopiero niedawno tam wyrosły odzyskując teren i to w kilku zaledwie miejscach.
Akacje i fikusy nadają charakter afrykańskiej oazy
W czasie dalszej drogi zwiedziliśmy Muzeum Wulkanizmu, leżące u północnych granic parku. W centrum wyspy odwiedziliśmy Teguise, pełną zabytków dawną stolicę Lanzarote. Jest to zadbane miasteczko niskich, białych domów w kolonialnym hiszpańskim stylu, z bogato zdobionymi drzwiami i okiennicami oraz ze słynnymi kanaryjskimi balkonami.
Z Teguise już blisko do najwyższego punktu wyspy Peoas del Chache w górach Famara. Mimo tylko 670 m wysokości widać z niego ocean po obu stronach wyspy. Na samym wierzchołku usytuowana jest baza wojskowa. Zatrzymaliśmy się po drugiej stronie szczytu podziwiając widok na bardziej zieloną, pełną wyniosłych palm okolice miasteczka Haria. Palmy, akacje i fikusy nadają mu charakter afrykańskiej oazy.
W Zielonej Jaskini
U północnego krańca wyspy minęliśmy stary wulkan Monte Corona o bardzo regularnym kształcie stożka. Po kilku kilometrach jazdy mieliśmy okazję podziwiać wspaniałą panoramę w punkcie widokowym del Rio. Z tarasu urządzonej tam restauracji widać morze, a na nim trzy sąsiednie wysepki. Dalej na północ jest już tylko otwarty ocean. Zawróciliśmy więc i po kilku chwilach byliśmy na wschodnim brzegu, w miejscu, gdzie znajduje się wejście do Cueva de los Verdes Zielonej Jaskini. Jej udostępniony do zwiedzania odcinek to fragment tunelu wulkanicznego długości kilku kilometrów, który powstał pod wierzchnią skorupą zastygłej lawy. W jaskini nie ma żadnych form naciekowych tylko zastygła w fantastyczne kształty lawa. Nieco dalej, w pobliżu oceanu jest wejście do Jameos del Aqua, którą tworzy ten sam wulkaniczny tunel, tutaj częściowo odkryty. W jego niżej leżącej części jest słone jeziorko połączone pod ziemią z oceanem. W grocie nad jeziorkiem znajduje się restauracja i duża sala koncertowa. W innej z lawowych komór, wykorzystując naturalne zagłębienie, zbudowano basen z białym dnem i krystalicznie czystą wodą, otoczony wspaniałymi okazami egzotycznych roślin. Wystrój grot, tak jak prawie wszystko na Lanzarote, jest autorstwa artystycznego dyktatora wyspy Cesara Manrique.
Kaktusgigant
Prowadząca na południe droga przecina osobliwy region, w którym główną uprawą są różne odmiany kaktusów. Niedaleko wioski Guatiza, podziwialiśmy kaktusgigant, kilkumetrowej wysokości. Okazało się, że jest to najeżona kolcami metalowa konstrukcja, kolejne dzieło Manrique, stojące u wejścia do stworzonego przez niego wspaniałego ogrodu kaktusów.
Po powrocie do Arrecife, stolicy Lanzarote, punktu rozpoczęcia rowerowej wędrówki, stwierdziliśmy, że warto było odwiedzić tą osobliwą wyspę stu wulkanów. Żyjąca spokojnym rytmem Lanzarote, nie opanowana przesadnie przez masową turystykę i betonowe budownictwo wypoczynkowe, jest idealnym miejscem do rowerowych wojaży po słońce zimą.
Dojazd
Normalny bilet lotniczy z Warszawy (via Madryt) jest drogi (2800-3800 PLN). Można szukać tanich ofert ,,last minute" z Berlina, Drezna, Frankfurtu (ok. 159 EUR). Z Polski najłatwiej i najtaniej jest lecieć lotem czarterowym z Warszawy. Niektóre biura podróży w stolicy sprzedają bilety na taki lot bez konieczności wykupywania u nich pobytu w hotelach już za 1400 PLN w obie strony, z określonym terminem powrotu z ich grupą, zwykle co tydzień. Bilet na przewóz roweru to wydatek min. 80 PLN w obie strony.
Klimat
Łagodny i suchy. Zimą temp. 15-22°C na dole. W wyższych rejonach Gomery bardzo częste deszcze. W wysokich partiach Teneryfy śnieg. W kraterze wulkanu Teide, na wys. 2000-2400 m, dobowe kontrasty termiczne - 7°C w nocy, 25°C w dzień. Od wys. 1800 m, powyżej chmur, olbrzymie nasłonecznienie (niebezpieczeństwo poparzenia słonecznego - konieczna osłona głowy!). Na Lanzarote często mocne wiatry.