9 grudnia
Jesienią zostałem poproszony o prowadzenie do Sanktuarium Guadalupe w Meksyku grupy pielgrzymów z parafii św. Jacka w Chicago. Część uczestników tej wycieczki przyleciała bezpośrednio z Polski. Aby połączyć przyjemne z pożytecznym, ten trudny organizacyjnie (oczekiwane milionowe tłumy w Mexico City, średnia wieku pielgrzymów...) wyjazd rozpoczynamy od wyciszenia i relaksu w najbardziej chyba do tego odpowiednim miejscu Meksyku - nadmorskim resorcie Acapulco.
Acapulco - Perła Pacyfiku - od stuleci posiadało wśród żeglarzy zasłużona sławę ładnego, świetnie położonego portu; w eliptycznej, długiej na ponad 7 km zatoce (Bahia de Acapulco zwana dawniej Bahia Santa Lucia) otoczonej pokrytymi tropikalną roślinnością górami Siera Madre del Sur.
Mieszkamy w 5-gwiazdkowym hotelu El Cano, na samej plaży, o złotym piasku, gdzie szum fal kołysze nas do snu. Śniadanie spożywamy na terenie hotelu, który jest dość popularny wśród turystów z Polski, prócz nas przebywa tutaj jedna grupa pielgrzymkowa i wycieczka z warszawskiego biura podróży, o nazwie jak z katalogu szlachetnych kamieni i przewodniczką p. Dorotą.
|
Dzieci przed katedrą |
Jest pogodny, wtorkowy poranek, prognoza pogody na czas całego naszego pobytu nad oceanem wygląda zachęcająco; jak na początek grudnia nie może być lepiej. Śniadanie jest wyborne; pełen zestaw mięs, różnorakie jajecznice, omlety, do tego owoce, sałatki i nieprawdopodobny wybór soków; z mango, papai, ananasa, guawy, melona... Można zaopatrzyć się w witaminy i energię na cały dzień. A siły będą nam bardzo potrzebne, gdyż program na dzisiaj zapowiada się bogato.
|
Catedral de Nuestra Senora de Soledad |
Zaraz po posiłku jadę główną arterią miasta Avenida Costera Miguel Aleman do starego centrum do katedry, gdzie spotykam się z proboszczem i dostaję zgodę na poprowadzenie przez naszego księdza Jacka Junaka mszy świętej o godzinie 1 o południu. Przed tym pięknym kościołem Catedral de Nuestra Senora de la Soledad, usytuowanym przy głównym rynku starego miasta zwanym zocalo, a dokładniej Plaza San Juan Alvarez, zbierają się właśnie tłumy wiernych przygotowujących do wielkiej pielgrzymki do sanktuarium w Guadalupe.
|
Wnętrze katedry w Acapulco |
Punktualnie o 13.00 rozpoczynamy mszę, siostra palotynka Janina Majewska (w Polsce opiekująca się domem dziecka w Rudniku nad Sanem) czyta z księgi Izajasza. Polskie słowa, polskie pieśni rozbrzmiewają ponad błękitną kopułą katedry...
Po sumie mamy około półtorej godziny wolnego czasu na spacery po rynku, na zakupy pamiątek na straganach, na wchłanianie egotycznych pejzaży portu, rybackich kutrów i tropikalnej roślinności.
|
Hiszpański fort |
Idę do zbudowanego w 1799 roku fortu San Diego, oglądam replikę pływającego do Manili galeonu Nao China. Wczytuje się w kolonialną historię Perły Pacyfiku. Hiszpanie - a dokładniej Francisco Chico - dotarli do zatoki Acapulco w grudniu 1521 roku, a w 11 lat później założyli osadę zwaną Miastem Królów (Ciudad de los Reyes). Stąd właśnie ruszała raz w roku słynna flota galeonów do Chin i Filipin. Statki przywoziły egzotyczne, niezwykle wówczas cenne na europejskim rynku przyprawy korzenne, jedwabie i porcelanę, zostawiając miejscowym wyroby przemysłowe. Miasto - i Korona - wzbogaciło się tak bardzo, że coraz częściej bywało celem ataków angielskich i holenderskich piratów. Dlatego właśnie, w XVIII wieku wzniesiono Fuerte San Diego, będący do dzisiaj najlepszym przykładem hiszpańskiej architektury militarnej na całym wschodnim wybrzeżu Oceanu Spokojnego.
O 15:45 jestem już na nabrzeżu blisko Placu, skąd odpływa wycieczkowy statek z firmy o nie pasującej do niczego nazwie... Bonanza. Bilet kosztuje 190 peso lub 18 USD od osoby. Statek nazywa się Casa Maya, jest zupełnie w porządku, na dwóch pokładach znajdujemy dużo miejsca, aby spokojnie usiąść, jest miejsce na tańce, są minibarki gdzie spragnionym serwują wliczone w cenę biletu drinki, głównie tequile.
|
Rezydencje sławnych i bogatych |
Płyniemy wzdłuż brzegów Zatoki, oglądamy luksusowe hotele i przebogate wille ludzi sławnych i bogatych. Tutaj posiadłości swoje posiadał John Wayne, Elvis Presley, Weismuller oraz szah-in-szah Iranu Mohammed Reza Pahlavi. Tutaj nadal posiada swoje rezydencje m.in. Julio Iglesias, Michael Jackson i Placido Domingo. W promieniach nisko święcącego słońca spozieramy na piękne, zielone górskie stoki ze zręcznie wpisanymi domami.
Rejs minął jak chwila, zachwyceni pejzażami decydujemy się jeszcze na kolejną atrakcję miasta - słynne skoki do wody odbywające się kilka razy dziennie (12:45, 19:30, 20:30, 21:30 i 22:30) ze skały La Quebrada, dokąd z przystani mamy zaledwie kilka minut jazdy autokarem.
|
Kolorowy zachód słonca |
Dojeżdżamy na miejsce, płacimy ze wstęp po 25 peso (czyli 2 USD) i patrzymy na pionową granitową skałę, skąd z wysokości 45 metrów lokalni śmiałkowie mają skakać do wąskiej zatoczki! Przypominam sobie końcowe kadry z filmu Fun in Acapulco z Elvisem Presleyem, gdzie ten właśnie wyczyn stanowił kulminacje akcji. Acapulco w latach 50., kiedy kręcono film, zmieniło się bardzo; jest dużo większe, liczy ponad milion mieszkańców, posiada problemy z zatłoczeniem, zanieczyszczeniem i przestępczością. Chociaż jego sława została już mocno przyćmiona przez rozwój innych meksykańskich resortów (Puerto Vallarta, Cabo san Lucas, Mazatlan, a przed wszystkim Cancun), warto tutaj jednak przyjechać, aby nacieszyć oczy lokalizacją wyjątkowej piękności!
|
La Quebrada - skała skoczków |
Dzielni pływacy wspinają się po skałach, po chwili medytacji skaczą... najpierw z niższych półek, później wychodzą coraz to wyżej i wyżej, aby w końcu osiągnąć niebywały pułap 35 metrów, tuż obok kapliczki z wizerunkiem Matki Boskiej. Po chwili modlitwy, najodważniejszy z bohaterów, po minucie koncentracji bacznie obserwuje ruch przyboju i wybierając najdogodniejszą falę, wypełniającą zatoczkę, decyduje się na skok. W powietrzu robi salto i bezbłędnie wbija się w powierzchnię wody. Zewsząd rozlegają się rzęsiste brawa. Co za wspaniałe zakończenie dnia!
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|