GLP 2; Cotopaxi - wulkan nad wyraz przystojny
|
|
|
6 maja, piątek
Dzisiaj czeka nas całodniowy wypad do najprzystojniejszego i najwyższego z czynnych wulkanów świata, Cotopaxi. O ile w większości przypadków problemy geologiczne mogą nas interesować albo nie, o tyle w Ekwadorze geologia, a szczególnie wulkanizm i trzęsienia ziemi to temat powszedni nawet w codziennych rozmowach.
Ekwador leży w tzw. Ognistym Pierścieniu Pacyfiku, w miejscu gdzie bazaltowa płyta Pacyfiku (tzw. tektoniczna kra Nazca) podsuwa się pod sztywną granitową płytę kontynentu Ameryki Południowej. W miejscu kolizji, jak nietrudno się domyślić, dochodzi do spiętrzenia ciśnień i ich okresowego rozładowania w postaci katastrofalnych trzęsień. Mało tego, w obszarze poluźnionej spoistości płaszcza Ziemi, magma z jej wnętrza stosunkowo łatwo przedostaje się ku powierzchni dając w efekcie spektakularne, aczkolwiek niebezpieczne erupcje licznych tutaj (około 30) aktywnych wulkanów. Położony blisko stolicy kraju, Quito, wulkan Guagua Pichincha eksplodował w październiku 1999 roku, czyli nie tak dawno temu!
|
Panamericana na południe od Quito |
Nasz przewodnik, Alex, ma przyjacielskie podejście do ludzi i rzetelną wiedzę o swoim kraju. Jedziemy z Quito około 40 km na południe w stronę miasteczka Latacunga. Po wyjeździe ze stolicy otacza nas soczysta zieleń pól uprawnych, z kukurydzą, ziemniakami i plantacjami krzewów ozdobnych oraz kwiatów. Tuz przed Latacunga skrecamy na lewo, na wschód wspinając się dalsze 35 km wyboistą drogą w stronę Cotopaxi. W miejsce pól pojawiają się eukaliptusowe i sosnowe zagajniki, a po przekroczeniu granicy parku narodowego Cotopaxi (10 USD wstęp dla obcokrajowców) krajobraz staje się coraz bardziej surowy. Nad wschodnimi stokami góry wiszą ciemne chmury, co jakiś czas mży, wulkanu w ogóle nie widać!
|
Ścieżka (utraty) zdrowia, parking poniżej |
Wczesnym popołudniem dojeżdżamy do prowizorycznego parkingu na stokach Cotopaxi na niebagatelnej wysokości 4500 m n.p.m., większość z naszej grupy podchodzi ścieżką do schroniska Refugio na wys. 4800 m n.p.m. To zaledwie 300 metrów w pionie, ale kilku z nas nie może pokonać tego odcinka z powodu braku tlenu, którego zawartość na tej wysokości wynosi ok.30% mniej niż na poziomie morza.
|
Chyba coś widać |
Dodajmy do tego znacznie zmniejszone ciśnienie atmosferyczne i nieoczekiwany (jak na równik!) chłód. Te wszystkie niedogodności nikną jak zły i niepotrzebny nikomu sen, kiedy nagle rozwiera się kurtyna chmur ukazując nieprawdopodobnie piękny widok pokrytego lodem szczytu, wspaniale kontrastującego z ciemnoniebieskim niebem.
|
Schronisko Jose Ribas na wys. 4800m npm |
Myślę o ostatniej erupcji wulkanu z 1879 roku, pora na następną? Miejscowi naukowcy twierdzą, że wulkan wybuchnie w ciągu najbliższych kilku lat! Po niecałej godzinie mozolnej wspinaczki dochodzimy do schroniska, którego charakterystyczny żółty dach prowadził nasz wzrok (i kroki) od samego parkingu.
|
Mozolnie pniemy się do góry |
W schronisku przysiadamy na kilka minut racząc się pysznym kakao, oglądamy pomieszczenia na piętrze, gdzie na kilkunastu łóżkach mogą spać alpiniści przed atakiem na szczyt. Większość z nich rusza około północy, aby po 6-8 godzinach osiągnąć krater. Kilka biur podróży w Quito oferuje udział w tej wspinaczce po niewygórowanej cenie.
|
Lodowa ściana |
Po chwili należnego odpoczynku ruszamy dalej, tym razem już łatwym szlakiem (bo w miarę poziomo!) do bocznej ściany ogromnego jęzora lodowca spływającego ze szczytu. Po napatrzeniu się do syta na ten cud natury, po trzech godzinach “bezdechu” wracamy do autokaru. Zejście w dół nie przysparza już żadnych kłopotów, biegniemy jak dzieciaki na szkolnym boisku.
Źródło: Exotica Travel
Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel
warto kliknąć
|