HAWAJE
03:50
CHICAGO
07:50
SANTIAGO
10:50
DUBLIN
13:50
KRAKÓW
14:50
BANGKOK
20:50
MELBOURNE
00:50
Ogłoszenie niepłatne ustawodawcy Serwis wykorzystuje ciasteczka (cookies) w celu: utrzymania sesji zalogowanego Użytkownika, gromadzenia informacji zwiazanych z korzystaniem z serwisu, ułatwienia Użytkownikom korzystania z niego, dopasowania tresci wyswietlanych Użytkownikowi oraz tworzenia statystyk ogladalnoœci czy efektywnoœci publikowanych reklam. Użytkownik ma możliwoœć skonfigurowania ustawień cookies za pomocš ustawień swojej przeglšdarki internetowej. Użytkownik wyraża zgodę na używanie i wykorzystywanie cookies oraz ma możliwoœć wyłaczenia cookies za pomoca ustawień swojej przegladarki internetowej. /// Dowiedz się więcej
 
Mapy: | Afryka | Ameryka Pd. | Ameryka Pn. | Antarktyda | Australia | Azja | Europa | Polska
  ŚwiatPodróży.pl » AUS i PNG 2003 » AUS i PNG 1; Powietrzny maraton
AUS i PNG 1; Powietrzny maraton



Wtorek 28 października, na drugi dzień po przylocie z Peru jadę z powrotem na chicagowskie lotnisko O`Hare. Z tego największego w świecie portu lotniczego (pod względem ilości ludzi transportowanych rocznie) poszybuję 6348 km rejsem American Airlines do Londynu (największego portu lotniczego świata z punktu widzenia ilości startów i lądowań). Na pokładzie supernowoczesnego Boeinga 777 jest wygodnie, dużo miejsca aby wyprostować nogi jeszcze obolałe od ukąszeń komarów na Machu Picchu.

Po 7 godzinach i 40 minutach ląduje w stolicy Wielkiej Brytanii, pośród mgły, mżawki i niskiej temperatury 7C. Plany szybkiego zwiedzania miasta spełzły więc na niczym, a ponieważ wylot do Sydney lotem British Airways BA 9 jest dopiero o 21:20 postanawiam odpocząć po nieprzespanej nocy i skorzystać z pomieszczeń dla VIPów, czyli Bardzo Ważnych Osób.

Na terminalu 4, obok bramki nr 1a znajduje się British Airways Terrace Lounge, salony do odpoczynku dla zasłużonych dla British osób, przeważnie menadżerów dużych europejskich korporacji. VIPem nie jestem, prowadzę drobne biuro podróży, ale z racji wylatanych mil w American Airlines trzymam w ręku platynowa kartę ważną również dla alianta, jakimi są linie brytyjskie.



Wchodzę do Lounge. Urzędnik na bramce sprawdza kartę pokładową i zaprasza na górę. Jest tutaj duża sala z widokiem na płytę lotniska, z otwartym bufetem, są kanapki ze szkockim wędzonym łososiem, z tuńczykiem i z krewetkami, do tego bar; wina, piwa i mocne alkohole, do wyboru do koloru. Zdejmuję z półki czerwone francuskie wino Chateau Arnaud Haut Medoc i usadawiam wygodnie w obszernym fotelu z podnóżkami oglądając jumbo jety cumujące do rękawów. Po posiłku przechodzę do specjalnej sali adekwatnie zwanej Sanktuarium (Sanctuary), gdzie w półmroku, przy delikatnej muzyce można się wygodnie ułożyć na łóżkach lub fotelach. Zapadam w sen. Kiedy budzę się wczesnym wieczorem, mam jeszcze czas na prysznic w błyszczących czystością pomieszczeniach. Na monitorach anonsują już lot do Sydney, Boeing 747 odleci planowo z bramki numer 6.

Ponad Eurazją

Zobacz  powiększenie!
Chmury nad Birmą
W ciemnościach, pod gwiaździstym niebem lecimy ponad Europą, pod skrzydłami Niemcy, Austria, Węgry, Siedmiogród, delta Dunaju i Morze Czarne. Pomiędzy Suchumi a Batumi wcinamy się w Kaukaz lecąc dokładnie nad Tbilisi. Ponad Baku zastaje nas brzask, po drugiej stronie jez. Kaspijskiego jest już jasno. Po wydmach pustyni Kara Kum pokazują się poszarpane, nagie szczyty afgańskiego Hindukuszu. Ćwierć wieku temu podróżowałem tutaj tygodniami, teraz, ten piękny kraj nie jest zbyt bezpieczny dla turystów. Rozpoznaję dolinę Bamianu, jeziora Band e Amir i rejony Ghazni.

Środkowy i Daleki wschód Azji

W południe mkniemy nad pakistańskim Lahore i północnymi Indiami, pod spodem widać niekończące się pola uprawne doliny Gangesu. Później jeszcze delta Brahmaputry, Birma i o 15:30 zniżamy się do międzylądowania w Bangkoku. Od startu w Londynie minęło ponad 11 godzin, z różnicą czasu 7 godzin, która dodana do czasu Chicago daje 13, a po przylocie do Sydney różnica ta wzrośnie do ogłupiających organizm 17 godzin!

Zobacz  powiększenie!
Zachód słonca w południowej Tajlandii
Na lotnisku w stolicy Tajlandii mija 2.5 godziny, pasażerowie z ulgą prostują nogi na korytarzach nowoczesnego terminalu, po czym o 18 starujemy ponownie, by oddać ostatni, liczący 7550 km, 8.5 godzinny skok ponad Singapurem i Indonezją do Australii.

Azjatycki kontynent żegna nas pięknym zachodem słońca, jakie niegdyś podziwiałem na Bali. Potem jest niestety ciemno, widać tylko gwiazdy i cienie chmur na tafli oceanu oświetlonej światłem księżyca.

Zobacz  powiększenie!
Pod nami pustynny interior Australii
Samolot jest znowu zapełniony do ostatniego miejsca, trudno mówić o jakimkolwiek wypoczynku. Wiercąc się w siedzeniach większość pasażerów usiłuje zasnąć, ale nie przychodzi to łatwo.

O świcie przyklejam twarz do szyby, wpatrując się w czerwone skały pustyń centralnej Australii. Oczy jednak kleją się z niewyspania.

Australia

Zobacz  powiększenie!
Godło państwa
Dopiero lądowanie w Sydney o 6 rano, w piątek 31 października, daje wzbudzającą uśmiech na twarzy nadzieję na rychłe dotarcie do hotelu, gorący prysznic i poziome wyłożenie się na łóżku.

Australijska odprawa paszportowa jest szybka, sprawna, urzędnicy mili i wyrozumiali dla wymęczonych podróżników.

Jeszcze tylko 40 minut jazdy do hoteliku w centrum miasta i bez ambitnych planów rzucam się na pościel.

Źródło: Exotica Travel

Exotica Travel Materiały dostarczyło
biuro Exotica Travel

 warto kliknąć

1


w Foto
AUS i PNG 2003
WARTO ZOBACZYĆ

Hawaje: Big Island
NOWE WYSTAWY
PODRÓŻE

BOL 6: La hoja de coca no es droga - czyli krótka opowieść o liściach koki
kontakt | redakcja | reklama | współpraca | dla prasy | disclaimer
copyright (C) 2003-2013 ŚwiatPodróży.pl