Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat III » Etiopia
Etiopia



Uwaga

Zanim udamy się na odkrywanie dzikich ostępów, lepiej wymienić wcześniej odpowiednią ilość dolarów, bo może się nagle okazać, że w jakiejś wiosce nie stać nas będzie nawet na kolację, bo nie będzie jak wymienić pieniędzy. Raz nam sie tak zdarzyło, że proponowano nam wymianę w stosunku jeden byr za jeden dolar.

Doskonałą formą zwiedzania Etiopii (dla osób o mocnych nerwach i większym budżecie) jest wykupienie biletu lotniczego. Przykładowo bilet z przerwami na trasie Addis - Bahar Dar - Gonder - Lalibela - Aksum - Addis (czyli szlakiem największych atrakcji) kosztuje 180 USD i ważny jest przez 3 tygodnie. Co prawda, jak twierdziła Amerykanka podróżująca w ten sposób, na 5 odlotów tylko jeden odbył się o czasie, ale za to nie miała ani jednego międzylądowania awaryjnego (statystyka wypadków lotniczych nie jest publikowana). Ta forma transportu jest szczególnie godna polecenia osobom, które nie mają czasu - transport lądowy jest tak wolny (stan autobusów z reguły jest fatalny, zaś większość dróg to górskie wyboiste serpentyny), że często odcinek 100-200 km pokonywaliśmy cały dzień.

Addis Abeba - Debre Libanos - Dejen - Bahar Dar

Przykładowy czas i koszty transportu:

Debre Libanos - Dejen (7-16, 10 b),
Dejen - Motte (6-12, 15 b), Motte - Bahar Dar (150 km. 14-19, 10 b).

Debre Libanos jest malutką wioską znaną ze wspaniałego klasztoru, do którego jednak kobietom wstęp jest wzbroniony. Do tej pory spotkaliśmy się w Etiopii z wołaniami (głównie przez dzieci, ale nie tylko) "you, you" i "faranji" (czyli obcokrajowiec), natomiast tu po raz pierwszy wołano za nami "tourist". Wyjechaliśmy z Addis o 7 rano, dotarliśmy po południu. Po zwiedzeniu klasztoru przez mojego współtowarzysza podróży (mnie pozostało pilnowanie bagaży) chcieliśmy ruszyć dalej, ale jako że była już piąta po południu szanse na transport zmalały do zera. Zatem postanowiliśmy zanocować "na dziko" - tym bardziej, że okolica była przepiękna (przełomy Nilu), a nocleg w wiosce wiązał się z pełnieniem roli atrakcji turystycznej - tym razem dla miejscowych. Zmyliliśmy tropy, dzięki czemu mieliśmy najbardziej przestronny pokój - gwiazdy nad nami i gwiazdy pod nami bo biwakowaliśmy na zboczu ogromnego kanionu. Namiotu nie wzięliśmy programowo, wychodząc z założenia, że lepiej mieć lekkie plecaki (mój ważył 12 kg), a poza tym namiot od razu rzuca się w oczy. Niestety okazało się, że na tej wyskokości nasze śpiwory i ubrania są o dużo za cienkie i potężnie zmarzliśmy. Za to wschód słońca zrekompensował wszystko.

Przełomy Błękitnego Nilu

Następnym etapem podróży były przełomy Błękitnego Nilu. Była to niezwykła podróż serpentynami - najpierw kilka godzin w dół, a potem dwie godziny do góry. Aby mieć pełnię widoków zdecydowaliśmy się jechać na dachu ciężarówki. Dzięki temu mieliśmy non-stop klimatyzację i już po godzinie byliśmy kompletnie pokryci kurzem. Ale warto było. Jedyne co psuło nam kontemplację piękna wokół to wraki ciężarówek, które nie wyrobiły się na zakrętach… To tak zamiast znaków ostrzegawczych. Właściwie trudno traktować Dejen jako bazę wypadową do spacerów nad przełomy, ponieważ wioska jest o dobrych kilka kilometrów dalej, zaś zejście nad przełomy i powrót zajmują kilka godzin. Tak więc poprzestaliśmy na noclegu i następnego dnia skoro świt wyruszyliśmy do Bahar Daru.

Bahar Dar

Jest to doskonałe miasto na kilkudniowy postój w podróży. Po pierwsze - można wynająć łódź i popłynąć na wyspy na ogromnym jeziorze Tana (jak głosi legenda, na jednej z wysp zatrzymała się Matka Boska) gdzie panowie mogą podziwiać wspaniałe klasztory. Po jeziorze (zresztą ogromnym) można zrobić dwudniowy rejs z postojami na wyspach (2 dni - 100 b). Po drugie - niedaleko znajdują się wodospady Błękitnego Nilu. Ponieważ wynajęcie łodzi było dla nas zbyt kosztowne, zdecydowaliśmy się na dłuższy wypad nad wodospad do Tys Abay. Ponadto w Bahar Darze jest targ, na który w niedzielę przychodzą wieśniacy z okolicznych wiosek i jest to doskonała okazja do spotkania wielu różnych plemion.

Bahar Dar - Tis Abay: 1,5 b, 40 min, o 15 ostatni autobus powrotny z wioski.

Wodospady

Tis Abay to naprawdę malutka wioska. Wszyscy znają wszystkich, a już w szczególności przyjezdnych. Aby mieć odrobinę spokoju i trochę zabawy stwierdziliśmy, że nie znamy angielskiego - jedynie poco italiano. I już po chwili wszyscy wiedzieli, że na nas nie da się poćwiczyć konwersacji, co uwolniło nas od monotonnych mini rozmówek.

Kilka uwag technicznych przed zobaczeniem wodospadu:

1. Warto założyć wysokie buty z protektorem - pył wodny sprawia, że ścieżka jest błotnista i łatwo można się poślizgnąć.
2. Najpiękniejsza półkolista tęcza nad całym wodospadem jest do 9 rano.
3. Zachód słońca nie jest widowiskowy, bo zasłonięty górami, a do tego powród do wioski po zmroku może być niebezpieczny, bo ścieżka jest mocno kamienista.
4. Wstęp kosztuje 15 b, z legitymacją ISIC 5 b. Bez biletu wejść się nie da.
5. Nie trzeba wynajmować przewodnika, aby trafić na miejsce.

Nad wodospadami można spędzić cały dzień, tym bardziej, że można zejść do rzeki płynącej u stóp wodospadu i spędzić trochę czasu na pławieniu się oraz oglądać wodospady z dołu, co też jest niesamowitym przeżyciem. Trzeba tylko mieć coś do ochrony aparatu fotograficznego przed wodą.

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 5 dalej >>
Przewodniki - Przez Świat III
WARTO ZOBACZYĆ

RPA: Wzgórza Kapsztadu
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl