WIK 1: W górę Wisły
| Henryk Wolski
|
|
|
Kruszwica |
16 maja
Ekipa przygotowująca Weleta do wyprawy w składzie: Marysia Dybizbańska, Marcin Więckowski, Tomek Zadróżny – Odek (zdrobnienie od Odkrywcy) i ja, Henryk Wolski, przyjechała do Powidza 24 kwietnia. Po 4 dniach intensywnej działalności w piątek 28 Welet został załadowany dźwigiem z powidzkiej jednostki wojskowej na TIR-a i przewieziony do Kruszwicy.
Tu, w gościnnym i od lat przez osobę komandora Andrzeja Kornaszewskiego zaprzyjaźnionym klubie Popiel został szybko i sprawnie zwodowany. Załoga zajęła się dalszymi przygotowaniami do drogi. Pogoda była mizerna i cały czas mżyło.
|
Powidz |
W niedzielę przyjechał Inżynier (to nie tylko zawód, to charakter) – Marek Łukomski i zajął się mocowaniem stelaża, na którym ma być zawieszony silnik przyczepny – mamy przecież ponad 800 kilometrów do przepłynięcia pod prąd. Po niedługim czasie zjechali inni uczestnicy tego etapu mającego na celu podprowadzenie łodzi do Gdańska: Sylwia Kozłowska i Darek Nerkowski, a także Wilfried Korth z synkiem Georgiem.
|
W drodze |
Trasa wiedzie z jeziora Gopło kanałami i po części Notecią a potem Kanałem Górnonoteckim do Kanału Bydgoskiego. Stąd Wisłą i Martwą Wisłą do Gdańska na Motławę pod słynny żuraw. Oczywiście można było zaraz po opuszczeniu Kanału Bydgoskiego płynąć w górę Wisły, ale my chcieliśmy płynąć od morza do morza. Miejscem oficjalnego startu miał być Gdańsk.
|
W drodze |
Wystartowaliśmy w niedzielę 30 kwietnia rano. Odek oddał cumy i pozostał na miejscu – musiał wrócić do Warszawy. Było deszczowo i zimno. Śluzy, które w zasadzie w niedzielę o tej porze roku nie pracują, otwierały się po kolei. Można było wyraźnie odczuć działanie „osłaniającego płaszcza” Fundacji Kanał Bydgoski.
|
Bydgoszcz |
Po drodze dosiadł się do nas Wojtek Starck – dojechał autostopem w okolice Pakości. Marek płynął także z nami jako tzw. inżynier gwarancyjny. Skonstruowane przez niego sterowanie działało bez zarzutu. Nocleg wypadł w okolicy Murowańca na kanale Górnonoteckim. Janusz Kowal – mój stary koleś - zaskoczył nas swoją gościnnością.
|
Gdańsk |
Cały czas siąpi. W Bydgoszczy opuścili nas Wilfried Georg – mały Wiking i Marek. Wreszcie w poniedziałek zaczęło się robić cieplej i mogliśmy przewietrzyć nasze mokrości. Przy korzystnym wietrze udało się trochę pożeglować. Nowi byli zadziwieni jak ostro na wiatr może chodzić nasz Welet.
W sobotę 6 maja dotarliśmy do Gdańska i zacumowaliśmy przy gościnnym nabrzeżu Centralnego Muzeum Morskiego – patrona naukowego naszej wyprawy.
Źródło: informacja własna
|