28.08 Melbourne
Pierwsze kroki na australijskiej ziemi kieruję do biura informacji turystycznej.
Zaopatrzona w mapę miasta, foldery etc. jadę do ludzi, u których mam nocować, zostawiam u nich plecak i idę do centrum. Wymieniam pieniądze, funduję sobie hamburgera za 3 AUD + herbatę za 1 AUD, wjeżdżam na punkt widokowy na jednym z biurowców... Miasto ładne, ale nie różni się niczym szczególnym od wielu podobnych np. w Stanach. Właściwie całe centrum i wszystko, co ciekawe, można obejść na piechotę, ale jak ktoś chce można kupić bilety na wszelkie środki transportu (pociąg, tramwaj i autobusy). Np. za bilet 2-godzinny w ścisłym centrum zapłacimy 2,20 AUD, za dzienny 4,30 AUD.
29.08, 30.08, 01.09 Great Ocean Road (Melbourne - Adelajda)
Odcinek między Melbourne a Adelajdą to ponoć jedna z najpiękniejszych widokowo tras Australii. Nie ukrywam - jest co oglądać, choć nie brak i zdecydowanie przereklamowanych miejsc. Warto zobaczyć "Skały 12 Apostołów", rainforest, czyli las deszczowy 13 km od Apollo Bay, a w okolicach Port Fairy przy odrobinie szczęścia można trafić na podpływające do brzegu młode wieloryby. Jest też trochę ciekawostek typu: kangury pasące się na polu golfowym etc., kilka kraterów wulkanów (wygasłych), owiane legendami Wybrzeże Wraków...
2.09 Adelajda
W czasie przyrządzania sobie śniadania w hostelowej kuchni poznaję Cecille - Francuzkę, która podobnie jak ja - jeździ sama. Idziemy razem do miasta. Na Central Market obżeramy się ciachami (2 AUD za sztukę), zwiedzamy katedrę, ciekawe South Australia Museum i Ogród Botaniczny. Potem, już bez koleżanki, idę do ZOO, tylko po to, aby zobaczyć dziobaka, którego, jak się okazuje, akurat tu nie mają. Za to robię zdjęcia wombatów, których na wolności pewnie by mi się nie udało zobaczyć. Odwiedzam też bardzo interesujące Muzeum Emigracji, gdzie jest nawet cały dział poświęcony Polsce
Po drodze na dworzec Greyhounda, na który idę, by sprawdzić ceny przejazdów, natrafiam na biuro "Sunway Travel" sprzedające bilety "LOT-u" (220A Morphett St., Adelaide 5000 STH). Wchodzę do środka i w ten sposób poznaję przeuroczą panią - Janinę Hiziak. Na stojaku polskie gazety, na ścianie - znajome plakaty, co chwila wpada jakiś Polonus... Wcale nie odczuwam, że jestem w Australii...
4.09 Kangaroo Island
Kapitalne miejsce ta Wyspa Kangurów! Polecam wybranie się tam na min. 2 dni. Ja po jednym dniu miałam niedosyt, ale nie mogłam zostać dłużej. Minusem są dość wysokie koszty eskapady. Jeśli nie chcemy żadnej opieki biur turystycznych i tak musimy liczyć się z wydatkiem 60 AUD za prom (tam i z powrotem), a po wyspie mającej 155 km długości też jakoś trzeba się poruszać. Wycieczka na której byłam, organizowana przez firmę "Kangaroo Island Sealink" kosztowała wprawdzie 139 AUD, ale miała wliczone już wszystko: dojazd z i do Adelajdy, prom, transfery na miejscu, obiad na farmie, suchy prowiant w ramach kolacji, a do tego naprawdę ciekawy program. Obejrzeliśmy destylarnię oleju eukaliptusowego, zerodowane skały o niesamowitych kształtach, ale najważniejsze były foki i słonie morskie, do których można podejść na 2-3 metry oraz kangury, koala i jakieś pokraczne kaczki. Szkoda, że nie zostaliśmy, aby obserwować wracające z morza pingwiny (widziałam taki "spektakl" w Nowej Zelandii - kapitalne widowisko. Pingwiny są w programie wycieczki 2-dniowej).
Źródło: TravelBit