13.09 Kakadu National Park
W ramach zwiedzania chyba najsłynniejszego parku narodowego Australii - Kakadu, już w Alice Springs zdecydowałam się na 3-dniowe safari. Długo się wahałam, bo suma 320 AUD przyprawia o zawrót głowy, ale uległam perswazji, że to jedyna szansa aby zobaczyć ten rejon, bo bez samochodu z napędem na 4 koła nic w Kakadu N.P. się nie zdziała. Oczywiście przejrzałam oferty różnych firm, w końcu wybierając "Northern Territory Adventure Tours". Ceny takie jak u konkurencji, już ich znam (safari z Ayers Rock też oni organizowali), a poza tym wszyscy ich chwalą. Myślałam też o ofercie 2-dniowej za 240 AUD, ale ci, którzy wrócili z Kakadu, przekonali mnie, że jak już tam jechać to na 3 dni. Rezerwację zrobiłam dzwoniąc na bezpłatny numer telefoniczny 3 dni wcześniej, dzięki czemu teraz mogłam tylko po prostu przyjść na zbiórkę. Wyjazd jak zwykle bladym świtem. Pierwszy dzień to oglądanie kopców termitów, muzeum ekologiczne, pluskanie się w jakimś jeziorku, ale przede wszystkim pełen wrażeń rejs po billabong`u czyli rozlewisku rzeki - mnóstwo ptactwa, krokodyle i cudowny zachód słońca.
Noc spędzamy w namiotach. Tym razem straszenie wężami wszystkim się udzieliło - nikt nie jest chętny do spania na dworze.
14.09 Kakadu National Park
Zwijamy biwak prawie po omacku - na godzinę przed wschodem słońca. Warto jednak wcześnie wstać - cisza, krzyk ptaków i coraz mocniej świecące nad rozlewiskami słońce. Szybkie śniadanie na łonie natury i jedziemy oglądać Ubirr Rock - skalne malowidła Aborygenów sprzed 40 tys. lat. Okolica ładna - to właśnie tu kręcili "Indiana Jones". Po południu docieramy do Barramundie Gorge - idziemy w góry, a tam - wspaniały wodospad i jeziora w skałach, oczywiście kąpiemy się.
Wieczór - ognisko, kolacja z grilla, namioty...
15.09 Kakadu National Park, powrót do Darwin
Jak zwykle - pobudka skoro świt i jedziemy do wodospadów. Tym razem napęd na 4 koła okazuje się niezbędny. Na początek usiłujemy dotrzeć do Twin Falls. Nasz przewodnik uprzedza: trzeba przepłynąć wpław 200 m, "a tymi znakami (pokazuje ostrzeżenie przed krokodylami) to się nie przejmujcie, bo krokodyli tu nie ma". Już jesteśmy w wodzie, gdy ktoś pokazuje na brzeg: A to co to jest? "O, krokodyl" - ze stoickim spokojem stwierdza przewodnik - "ale to jest małogroźny gatunek'. Profilaktycznie zaczynamy płynąć szybciej...
Wodospad Twin Falls okazuje się faktycznie imponujący, natomiast jak wygląda Jim Jim możemy zobaczyć tylko na pocztówkach. Z uwagi na suchą porę... wysechł. Woda jest w nim w porze deszczowej, ale wtedy nie można do niego dojechać.
Wodospady to ostatni punkt programu wycieczki. Na wieczór wracamy do Darwin. Jestem padnięta, ale poznany Australijczyk wyciąga mnie jeszcze na objazd miasta. Przy okazji zaglądamy do kasyna - Australijczycy uwielbiają hazard. Gdy już naprawdę zamierzam iść spać, spotykam znajomych z wycieczki. Zamiast w łóżku ląduję w pubie, stwierdzając że "XXXX", czyli "cztery iksy", to jedno z lepszych piw, jakie piłam...
16.09 Darwin - Sydney
Trudno nazwać Darwin fascynującym miastem, tym bardziej, że po cyklonie, jaki przeszedł w 1974 roku, jest ono praktycznie w całości odbudowane. Żałuję natomiast, że nie mam czasu, aby skoczyć na zamieszkane przez aborygeńskie plemię Tiwi wyspy Bathurst i Melville oraz do Litchfield National Park.
Na śniadanie jem croc-burgera (czyli hamburgera z krokodyla), a potem włóczę się trochę po mieście. W samo południe - wsiadam do autobusu, który za 5 AUD wiezie mnie na lotnisko. Przy odprawie bagażowej poznaję Toma - Kanadyjczyka mieszkającego w Sydney. W trakcie miłej pogawędki w czasie lotu Tom pyta, gdzie nocuję w Sydney. Mówię, że jeszcze nie wiem. Do wylotu do Europy mam jeszcze 2 dni, trzeba to jakoś wykorzystać. Liczę, że może uda mi się załapać na jakiś nocny autobus do Kościuszko National Park, ale gdy dzwonię po przylocie do informacji, okazuje się, że połączenie mam chyba dopiero rano (pani dokładnie nie wie). W tej sytuacji korzystam z zaproszenia Toma na nocleg do jego rodziny.
Źródło: TravelBit