Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat IV » Takituku
Takituku

Joanna i Artur Morawcowie


Siedząc w ciepłych kapciach w domowym zaciszu, często przenosimy się do miejsc, w których byliśmy szczęśliwi, do miejsc naszych podróży: czy to pod Piramidy, czy pod cudowny Taj Mahal, czy może tak jak dzisiejszego wieczoru na Siberut do plemienia Mentawai.

Nasza Siberucka przygoda zaczęła się jeszcze na Sumatrze. Leniuchowaliśmy właśnie w Tuk-Tuk, miejscowości leżącej na wyspie Samosir na jeziorze Toba. Jezioro Toba to największe jezioro w Indonezji. Jego okolice zamieszkiwane są przez Bataków, lud słynący z ludożerstwa, które przetrwało tu aż do początków XX wieku.

Zastanawialiśmy się gdzie spędzić rozpoczynający się wieczór, gdy spotkaliśmy rodaków:
- Polacy tutaj! Co za spotkanie!
Przerwaliśmy rozmowę i spojrzeliśmy na parę czterdziestoletnich ludzi. I jak to w podobnych sytuacjach bywa po kilku minutach siedzieliśmy w knajpie, popijając indonezyjskie piwo i rozmawiając o przebytych podróżach. Pogrążyliśmy się w opowieściach o Indiach, przygodach z Sudańczykiem w Egipcie, nieznajomych bliźniakach w Iranie itp. Wymienialiśmy informacje: gdzie jedziemy i co już zwiedziliśmy w tym roku, i o tym, co należy zwiedzić i za ile. W pewnym momencie nasz rozmówca rzekł:
- Jedziecie na Siberut? Tam można przeżyć prawdziwą przygodę. Rozmawiałem z Francuzami, którzy tam byli. Dżungla, dzicy ludzie, życie w prymitywnych warunkach!

Obudziło się w nas pragnienie zobaczenia tego miejsca. Siberut!? Mała wyspa porośnięta dżunglą , otoczona wodami Oceanu Indyjskiego. Zamieszkują ją "dzicy" z plemienia Mentawai. Znajduje się ona 150 km na południe od Sumatry. Rzadko kursują tam stateczki z Pedanu, więc bardzo trudno tam dotrzeć. Tyle wiedzieliśmy. Przewodniki niewiele wspominały o samej wyspie i żyjącym tam plemieniu. Dowiedzieliśmy się jednak, że najłatwiej zorganizować wyprawę na Siberut z Bukittinggi. Bukittinggi jest pięknym, położonym wśród gór miastem i ośrodkiem turystycznym. Tamtejsze biura podróży organizują wyjazdy na Siberut w cenie 140-300 USD w zależności od czasu i programu wycieczki. Kolorowe zdjęcia, które pokazywali nam w biurach turystycznych,  przedstawiały: dżunglę , wojowników i półnagie kobiety Mentawai.

W Penangu udzielono nam informacji o tym, że aby dotrzeć na Siberut trzeba mieć pozwolenie na pobyt, które należy okazać siberuckiej policji. Poinformowano nas też, że stateczki na wyspę pływają tylko dwa razy w tygodniu. Tak więc, czekając na kolejny statek, zaczęliśmy załatwiać pozwolenie. Przy czym nie byliśmy pewni, czy pozwolenie jest nam na pewno potrzebne. Na wszelki wypadek postanowiliśmy je załatwić.

Wśród tłumu Indonezyjczyków wyraźnie wyróżniała się grupa ubrana w żółte koszulki z jakimiś napisami. Próbowaliśmy  nawiązać z nimi rozmowę i dowiedzieć się kim są, niestety żaden z nich nie znał angielskiego.

Tak więc po 3 dniach podróży i wydaniu 10 USD dotarliśmy z Bukittinggi  na Siberut. Co robić dalej? Jak dotrzeć do dzikich?

Po zakończeniu targowania szybko pakujemy swoje plecaki na wąską łódź i odpływamy w górę rzeki. Widoki są niezapomniane. Po obu stronach rzeki rozpościerała się dżungla. Co pewien czas dostrzegaliśmy na brzegach rzeki chaty, które wyglądały jak z reportaży Tony Halika i wprowadzały nas w świat dżungli i jej mieszkańców. Czuliśmy już smak przygody. Płynąc tak mijaliśmy łódki z półnagimi , wytatuowanymi tubylcami, którzy machali do nas radośnie. Po 4 godzinach jazdy dobiliśmy do brzegu, gdzie czekali na nas tubylcy. Mali, bardzo chudzi, a jedyną częścią ich garderoby były spodenki wykonane z kory drzewa palmowego. Byli oczywiście bez butów, bo tak wygodniej przedzierać się przez dżunglę. Tak więc pełni werwy wypakowaliśmy bagaże i udaliśmy się w nieznane - w głąb dżungli. Po dwóch godzinach marszu   przez dżunglę mięliśmy dosyć! Przynajmniej chwilowo. Ubrania były mokre od potu, który spływał po nas strugami. Z twarzy kapały krople potu. Plecaki były jakby kilkakrotnie cięższe niż na początku wyprawy. Było tak duszno, że czasami trudno było oddychać. Nasi bosonodzy przewodnicy nie byli zmęczeni i najwidoczniej ta temperatura odpowiadała im. Po chwili odpoczynku ruszyli przewodnicy i kobiety z wioski, które niosły pakunki z jedzeniem. Kobiety te początkowo nieśmiałe powoli zaczęły przyzwyczajać się do naszej obecności. My także zmobilizowaliśmy siły - przecież ten trud, to zmęczenie - to jest właśnie przygoda. To jest to, o czym marzyliśmy i dlaczego zdecydowaliśmy się tu dotrzeć! To przygoda, do której częstokroć będziemy wracać wspomnieniami. Poszliśmy wąską ścieżką prowadzącą w głąb: nas dwoje Polaków, dwie Holenderki i sympatyczna para z  antypodów: Australijczyk i Nowozelandka.

Czy mężczyźni i kobiety zawsze mieszkają osobno - dopytujemy się?

- Tak -odpowiada jeden z naszych przewodników - nawet małżeństwa.

- Jak w takim razie rodzą się dzieci ?- żartujemy. Każdy z Mentawajów ma w dżungli upatrzoną rozłożystą palmę. W odpowiednim czasie udaje się do niej wraz ze swą wybranką i psem. I podczas gdy oni na palmie  przyczyniają się  do wzrostu populacji Mentawai, pies siedzi cicho obok, zaczyna jednak szczekać, gdy ktoś się zbliża.

Od tej pory powiedzenie "iść z psem w dżunglę" nabrało dla nas zupełnie nowego znaczenia.

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

1 2 dalej >>
Przewodniki - Przez Świat IV
WARTO ZOBACZYĆ

Seszele: archipelag ciszy
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl