24.08 Kanyakumari - Kovalam
Z Kanyakumari do Kovalam autobusy odchodzą o 6.00, 9.00 (?) i 14.00. Mimo, że istnieje mnóstwo krótszych dróg, autobusy zajeżdżają najpierw do Thrivandrum. Bilet kosztuje 25 Rs. Można również pojechać taksówką za 600 Rs.
W Kovalam podszedł do nas Hindus. Powiedział nam, że jest z Surya Tourist Home, sympatycznie opisywanego w przewodniku Lonely Planet. Powiedział nam również, że jego hotel jest w przewodniku pod numerem 24, żebyśmy sobie o nim przeczytali. Zaprowadził nas jednak, niestety, do innego hotelu, ale za późno zorientowaliśmy się, że "zrobił nas w balona".
Troje z nas pada ofiarą tzw. chinese haze lub inaczej eye flu (pink eyes, według lekarza w Polsce, czyli wirusowe zapalenie spojówek). Według starego Hindusa jest to choroba bardzo popularna w Kerala. Puchną nam powieki, białka zachodzą krwią, łzawią, ropieją i szczypią. Gdy kładziemy się na wznak, czujemy, jak gałki wpadają nam do środka głowy. Dostaliśmy od lekarza z Kanyakumari, który w ogóle nie znał takiej choroby, krople o nazwie Norflox firmy Cipla (Norfloxacin USP 0,3 % w/v, Benzalkonium Chloride NF 0,01 % w/v), ale nasz znajomy tubylec twierdzi, że żadne krople nam na to nie pomogą. Choroba sama mija po 2-3 dniach. Faktycznie, Ewa czuje się już całkiem nieźle po trzecim dniu, natomiast ja i Marcin, jako że jest to nasz pierwszy dzień, męczymy się jak cholera.
25.08 Kovalam
Dowiadujemy się dzisiaj, że wyprawa samolotem na Malediwy w tę i z powrotem jest do załatwienia w granicach 100 USD. Do tego dochodzą ceny noclegów.
W Kovalam można śmiało próbować całej gamy owoców morza w cenie ok. 75 Rs za danie. Wsuwałem dziś smażonego rekina za 40 Rs i blue marlina za 75 Rs.
Lekarz w Kovalam przepisał nam dziś inne krople na Chinese Haze - Sofradex firmy Rousell (Framycetin Sulphate BP 5,0 mg/ml, Gramicidin 0,05 mg/ml, Dexamethasone 0,5 mg/ml). Są dużo mocniejsze, niż te poprzednie, szczypią pioruńsko, ale przynoszą natychmiastową ulgę.
28.08 Madurai
Hotel, w którym nocowaliśmy, nazywa się Dhanamani Hotel. Dwójka kosztuje tu 149,50 Rs, ale od rana jest taki hałas, że spać nie można. W wielu pokojach nie ma pryszniców, a Hindusi strasznie dziwili się, że ich wymagamy.
Do Bangalore odchodzi około 10 autobusów - rano co godzinę, później co dwie. Pierwszy jest o 6.30, ostatni ok. 21.00. Podróż trwa ok. 10 godzin.
Na stacji kolejowej, w Tourist Information Center wszyscy są bardzo uprzejmi. Mimo że rezerwacji dokonuje się przed godziną 11.00, potraktowano nas jako "emergency" i dostaliśmy miejsca w pociągu.
29.08 Bangalore
Bangalore jest mocno przereklamowanym miastem. Faktycznie bardzo "zachodnim" pod względem architektury i mody (nawet dziewczyny chodzą tutaj w jeansowych spódniczkach), ale zatłoczonym i zadymionym. Choć wiele jest hoteli, dziś długo szukaliśmy wolnych pokoi. Dodatkowej atrakcji dostarczał fakt, że w Bangalore w dziwny sposób rozumieją znaczenie słowa "hotel". Oznacza on raczej restaurację i w wielu miejscach nazywanych "hotel" można co najwyżej zjeść thali. Dopiero słowo "lodge" w nazwie daje nieco więcej nadziei.
Gdy już znaleźliśmy wolny pokój, musieliśmy przyjąć go z dobrodziejstwem inwentarza. Śpimy więc w ośmioosobowym dormitory w sześć osób w cenie 110 Rs za osobę.
Świątynia Byka wygląda na wymarłą, a rzeczonego oglądać można jedynie przez oka w drewnianej kracie wrót. Ogród botaniczny, zatłoczony jak całe miasto, również nie jest zachwycającym miejscem. Przyjazd tutaj był chyba wielką pomyłką.
Źródło: TravelBit