Andrzej Kulka » Przewodniki - Przez Świat II » Indie - Nepal
Indie - Nepal

Joanna Ganiec i Dariusz Grzymkiewicz


26.09 Sauraha - Patna

Oczywiście, jak można było przypuszczać, nasi managerzy wsadzili nas do pierwszego lepszego autobusu, który mógł kosztować najwyżej 50 NRs (zapłaciliśmy 130 za rzekomą rezerwację). Siedzieliśmy stłoczeni na twardych siedzeniach razem z kozami. Broń nas Boże, byśmy jeszcze kiedyś mieli nocować w podobnym hotelu.

Przejście graniczne między Birganj i Raxaul ciągnie się z 5 km. Jedyna możliwość, to przejechać tę odległość rikszą. Po dwóch kilometrach od przystanku autobusowego w Birganj natykamy się na nepalską odprawę celną. Wierzą nam na słowo, że nie mamy nic do oclenia. Po następnych 700 m jest odprawa paszportowa, później 500 m mostu i indyjska odprawa celna, gdzie ani w ząb nie rozumieją po angielsku, po 300 m odprawa paszportowa, gdzie ani w ząb nie umieją czytać i pisać, a inteligencją z ledwością doganiają Forresta Gumpa. Stąd jest jeszcze 2 km do dworca autobusowego w Raxaul, gdzie czeka na nas autobus do Patny. Ma odjechać, gdy będzie pełen, lecz zanim zbierze się komplet, już przesadzają nas z bagażami do mniejszego. Nie kaprysimy, bo większy komfort. Cieszymy się nim jednak tylko połowę trasy, bo po drodze wysiada większość pasażerów i naszemu nie opłaca się dalej jechać. Przepchnięto nas jeszcze raz do innego autobusu z kompletem pasażerów i w ścisku o 1.00 w nocy dojechaliśmy do Patny.

Jak można się było spodziewać, o tej porze nie było już miejsc w tańszych hotelach, nie mówiąc o tym, że większość hoteli była na noc zamknięta. Zanocowaliśmy więc w Hotel Republic za 300 w dwójce + 7% tax, w warunkach nieco gorszych od przyzwoitych.

27.09 Patna - Gaya

Oczywiście Hindusi wepchnęli nas do niewłaściwego autobusu, zapewniając jednocześnie, że nie tylko do Gayi, ale do samej Bodhgayi nim dojedziemy. Konduktor wypytał nas dokładnie dokąd jedziemy, sprzedał bilety za 35 Rs, a my szczęśliwi, że za 3 godziny będziemy na miejscu, usadowiliśmy się wygodnie w fotelach. Po trzech godzinach autobus dojechał do Ramchandrapur i okazało się, że tu kończy bieg, a konduktor, który sprzedawał nam bilety, wysiadł gdzieś na trasie. My zaś sterczeliśmy gdzieś zupełnie nie po drodze. Na szczęście za kilka minut odjeżdżał autobus do Gayi. Przeładowaliśmy się doń z bagażami, zapłaciliśmy kolejne 20 Rs i po pięciu i pół godzinie (zamiast trzech) dojechaliśmy na miejsce.

Zatrzymaliśmy się w hotelu Saluja, nieopodal dworca kolejowego. Dwójka kosztuje tu 210 Rs + 30 Rs za dodatkową osobę. W okolicy są hotele za 110 Rs za dwójkę. Rzadko kto w tym regionie mówi po angielsku.

28.09 Gaya

Wyczarterowaliśmy dziś riksze do Bodhgayi. W jedną stronę zapłaciliśmy 120, a w drugą już tylko 90 Rs. Oczywiście można dostać się tam taniej. Riksze chodzą tu jak autobusy. Za kilkanaście rupii można załapać się jako dwunasty pasażer w czteroosobowej rikszy. My mieliśmy jednak dzisiaj gest i pojechaliśmy jak paniska. Mogliśmy się w środku bawić w chowanego.

Jeśli ktoś twierdzi, że Bodhgaya jest spokojnym i cichym miasteczkiem, to chyba nigdy tam nie był. Roi się tam od turystów z całych Indii i żebraków, a ulice zastawione są kramami z pamiątkami wątpliwego sortu. Jednak nie przyjechać tu, to jak nie być w ogóle w Indiach. To właśnie tu znajduje się najświętsze drzewo Azji i 25-metrowy, oszołamiający posąg Buddy.

W Bank of India w Bodhgayi (nie mylić ze State Bank of India) wymieniliśmy dziś czeki podróżne po 35,30! Okazuje się, że State Bank of India, tak jak u nas PKO, jako państwowy bank ogólnokrajowy, ma najmniej korzystny kurs. Kursy w mniejszych bankach są dużo korzystniejsze. W jednym z luksusowych hoteli w Gayi proponowali nam śmieszne 34,40 Rs za dolara.

29.09 Gaya - Varanasi

Z Gayi do Varanasi wyjechaliśmy o 6.02 rano. Bilet kosztował 76 Rs. Po sześciu godzinach byliśmy na miejscu.

W Varanasi są dwa hotele o podobnych nazwach: Vishnu Rest House, opisywany w Lonely Planet, i Old Vishnu Guest House, hotel nowy, czysty i tani. Płacimy w nim 150 za dwójkę + 50 za dodatkową osobę. Ceny w okolicy są podobne. Manager hotelu nie omieszkał zaproponować nam taniego sklepu z jedwabiem, prowadzonego przez "jego ojca".

30.09 Varanasi

Uzupełniajmy informacje o hotelach tutaj: w okolicy jest kilka hoteli, które mają w nazwie Vishnu. Jest znany z LP Vishnu Rest House, którego wschodnia ściana stoi nad samym brzegiem Gangesu, jest Old Vishnu Guest House, w którym my się zatrzymaliśmy, jest Real Vishnu Guest House i jeszcze pewnie ze dwa inne, przy czym słowa typu "old" i "real" itp. napisane są małymi literkami w mało widocznych miejscach. Trzeba się więc dobrze przypatrzeć nazwie, jeśli szuka się konkretnego hotelu.

Dziś rano odkryliśmy hotel Yogi Lodge, po północnej stronie Dasaswamedh Ghat, nieopodal Golden Temple. Hotelik zapakowany jest białymi, obsługa przyjazna i kompetentna, ceny niskie, choć do standardu można się przyczepić. Jest za to gorąca woda w publicznych łazienkach, świetna knajpa i usługi pralnicze. Jest to również jedyny hotel w Indiach spośród tych, w których nocowaliśmy, gdzie wyraźnie i szczerze określone jest, jaką prowizję od łebka pobierają, załatwiając np. bilety kolejowe. To robi wrażenie w tym kraju.

Udało nam się wynająć rikszę za 100 Rs na cztery osoby i objechać wszystkie ważniejsze zabytki w Varanasi.

Nad Ganges warto przejść się o różnych porach dnia. O świcie (5.30), gdy pojawiają się pierwsi kąpiący, około 9.00-11.00, gdy robi się kolorowo od wielobarwnych sari i wieczorem, gdy nad miejscami kremacyjnymi unosi się łuna ognia.

Na stacji kolejowej w Varanasi w biurze rezerwacji dla turystów jest bardzo nieprzyjemna obsługa. Jeden facet tu czuje się jak Stwórca Wszechrzeczy i lubi wykorzystywać władzę. Wrzeszczy na turystów, nabija się z nich, poucza cynicznie lub wyrzuca z biura, jeśli mu się nie podobają. Z drugiej strony, jest skuteczny i wiele można u niego załatwić, jeżeli zagra się zagubionego i potrzebującego pomocy szaraczka.

Dla żądnych wrażeń: w Varanasi można odwiedzić astrologa - wróża, który z gwiazd lub z ręki potrafi przepowiedzieć przyszłość i dużo powiedzieć o teraźniejszości. Jednym z bardziej znanych jest Nila Baba, wysoko wyedukowany guru, który potrafi zaskoczyć wiedzą o Polsce, a to, co potrafi wyczytać z ręki i jest weryfikowalne, sprawdza się prawie we wszystkim. Nila Babę zna większość miejscowych w okolicy Dasaswamedh Ghat. Przyjemność kosztuje 200 Rs i pozostaje przyjemnością, jeżeli traktuje się seans jako rodzaj miejscowego folkloru i pewnego rodzaju nowe doświadczenie.

Znaleźliśmy kilka pcheł w naszych pokojach w Yogi Lodge. Jest to jednak chyba zwierzę charakterystyczne dla całego Varanasi i okolic.

Źródło: TravelBit

TravelBit Tekst pochodzi z książki
wydanej przez Agencję Travelland
prowadzonej przez
Centrum Globtroterów TravelBit

 warto kliknąć

<< wstecz 1 2 3 4 5 6 7 8 9 dalej >>
Przewodniki - Przez Świat II
WARTO ZOBACZYĆ

Indie: Święte miasta
kontakt
copyright (C) 2004-2005 Andrzej Kulka                                             powered (P) 2003-2005 ŚwiatPodróży.pl