19.09 Pokhara
Autobusy do Pokhary odchodzą o różnych porach. Jednak najwygodniejsze są te poranne (np. o 7.00). Warto zarezerwować miejsca po prawej stronie przy oknie ze względu na piękne widoki za oknem.
Zaraz po władowaniu się do autobusu przyszedł do nas jakiś starszy gość i kazał nam zapłacić za bagaż na dachu po 20 NRs. Kazaliśmy mu iść do diabła tłumacząc, że bagaż wliczony jest w cenę biletu, że tak nam powiedzieli w biurze podróży, gdzie kupowaliśmy bilety. Było to wierutne kłamstwo, ponieważ nawet nie widzieliśmy na oczy tego biura podróży (bilety załatwiliśmy przez managera hotelu), ale gość się odczepił i więcej już nie przyszedł. Mamy podejrzenia, że był to jeden z kolejnych oszustów. Nie zauważyliśmy, by pojawił się później w autobusie i nagabywał kogokolwiek innego.
Naganiacz do hotelu w Pokharze dopadł nas już w Kathmandu, jednak giełda naganiaczy, która odbywała się na dworcu autobusowym w Pokharze, była bardziej efektowna niż ta z Wall Street. Choćby po to warto tu przyjechać, by na własne oczy zobaczyć, co się tu dzieje. Zatrzymaliśmy się w Welcome Guest House za 67 NRs/os. Wieczorem znaleźliśmy lepszy standard w tej samej cenie. Zasadą chyba jest, że nie należy się na hotel decydować zbyt wcześnie. Walka o klienta jest tak zażarta, że ceny spadają w ciągu kilku minut na łeb. Najlepiej dojechać na miejsce, zrzucić plecaki w knajpie i samemu połazić po hotelikach. Plusem naszego hotelu jest całkiem niezła kuchnia, choć minusów ma nieco więcej: grzyb na ścianie, pająki i daleko od turystycznego centrum.
Zarówno w Kathmandu, jak i w Pokharze, można zakupić, wypożyczyć i sprzedać cały potrzebny sprzęt turystyczny i trekkingowy. Ceny są dwa lub nawet trzy razy niższe niż w Polsce, a sprzęt jest nowy.
20.09 Pokhara
Wybraliśmy się dziś na rowerach nad jeziora Bengas. Wypożyczenie roweru na cały dzień kosztuje 30 NRs. Sama trasa jest dosyć ciężka, jeśli nie jest się wytrawnym cyklistą. Choć kąt nachylenia drogi nie jest duży, ale w drodze powrotnej trzeba się nieźle napedałować. Do tego spaliło nas słońce. Wydaliśmy po drodze na napoje chłodzące tyle, co zwykle na jedzenie w knajpie. Gdybyśmy pojechali autobusem byłoby szybciej, taniej i wygodniej. Jednak te 30 km w obie strony było przyjemną odmianą po tych wszystkich pociągach i autobusach. Wypożyczenie łódki na jeziorze Bengas kosztuje 150 NRs. Jeżeli wsiada więcej osób, cena rozkłada się na wszystkich. W przybrzeżnych chaszczach są pijawki, trzeba więc założyć wysokie buty, jeśli chce się połazić. W przypadku ugryzienia, pijawkę trzeba posypać solą lub przypalić papierochem. Można również oderwać na siłę, co nie jest proste, ze względu na wyjątkową oślizłość stwora, ale wtedy łatwo zainfekować rankę. Krew leci jeszcze przez dobre kilka minut. Pierwszą pomoc (spirytus i plaster) można uzyskać w każdym punkcie aptekarskim, nawet w najbardziej zabitej wiosce, za ok. 10 NRs.
22.09 Pokhara
Wybraliśmy się dzisiaj rano (o 5.30) na szczyt widokowy Kahun Dunda. Taksówka podwiozła nas za 150 NRs do podnóża, skąd wspięliśmy się na szczyt w godzinkę z hakiem. Widzieliśmy stamtąd o wschodzie słońca wszystkie wielkie góry w okolicy: Annapurny, Machhapuchharę i Dhaulagiri. O 8.30 już było po przedstawieniu - śnieżne szczyty skryły się za chmurami.
Wynajęliśmy w Pokharze łódkę po jeziorze Plewa. W różnych miejscach są różne ceny. W naszej "przystani" dopłynięcie do wysepki na jeziorze i z powrotem kosztowało 15 NRs od głowy, 100 NRs za godzinę pływania łódką samemu, 150 tak samo z wioślarzem i 250 za czarter całodzienny. Znajomi w innym miejscu zapłacili 200 za 4 godziny, ale bez wioślarza. W jeziorze można się kąpać (to znaczy nie ma formalnego zakazu).
23.09 Pokhara - Sauraha
Z agencją Standard Travel, u której kupiliśmy bilety do Sauraha (Chitwan National Park), było nieco problemów. Ewa miała nosa i poszła upewnić się, czy przyjadą po nas pod hotel. Okazało się, że w ogóle nie ma nas na liście pasażerów. Zrobiła więc dziką drakę. Panowie długo przyglądali się biletom, które sami dwa dni temu wypisali. Skutek był taki, że autobus zatrzymał się dziś rano pod naszym hotelem i załadowaliśmy się jako pierwsi pasażerowie.
W Tadi Bazaar (stacja końcowa nieopodal wioski), jak zwykle, odbyła się giełda naganiaczy przy autobusie. Wybraliśmy Sauraha Jungle Lodge, bo proponowali nam trójki z łazienką za 60 NRs. Na miejscu okazało się oczywiście, że nie trójki, nie z łazienką i nie za 60 NRs. Mają tu dwuosobowe lepianki z gliny za 60 NRs, bez łazienki (łazienki są wspólne w "budynku" obok) oraz bungalowy w lepszym standardzie z łazienkami za 150 za dwójkę. Ponieważ wcisnęli nam kit, stargowaliśmy na 90 NRs w bungalowie, za 3 osoby. Nie żałujemy. Jest to jedyna rozsądna cena w wiosce. Manager hotelu oprowadził nas za darmo po okolicy widzieliśmy, jak karmi się słonie, odwiedziliśmy wioskę ludu Tharu. Dowiedzieliśmy się wielu ciekawych rzeczy o życiu miejscowych, bo nasz przewodnik nie ukrywał niczego.
24.09 Sauraha
Wybraliśmy się dziś na safari na słoniach. Cena słoni rządowych wynosi 650 NRs za osobę i safari odbywa się na terenie parku, co oznacza, że dodatkowo należy wykupić tzw. permit na wejście do parku, który kosztuje również 650 NRs. Daje to łącznie 1300 NRs. Permit ważny jest 2 dni, więc warto go wykupić, gdy planuje się wzięcie udziału w jeszcze innych atrakcjach, np. spływie kajakiem, spacerze po dżungli, podglądaniu ptaków itp. Jeśli chce się wyłącznie pojeździć na słoniu, można to równie dobrze zrobić poza terenem parku. Nie trzeba wtedy wykupywać permitu, a prywatni przewoźnicy gwarantują, że podczas safari można będzie zobaczyć dzikie nosorożce. Cena przejazdu również kształtuje się w granicach 600 NRs, ale przed wykupieniem biletu należy pochodzić po agencjach i zorientować się, gdzie jest taniej. Safari w parku trwa około 2-2,5 godziny, mimo że w hotelach i agencjach przekonują, że tylko godzinę i przewoźnicy rządowi patrzą wyłącznie na zegarek i nie obchodzi ich, czy klient jest zadowolony (czyli czy widział nosorożce), czy nie. U tych prywatnych ma być inaczej - jeżeli klient jest niezadowolony, oferuje mu się jeszcze jeden, darmowy wyjazd. Nie sprawdziliśmy!
Zdecydowanie nie można wierzyć w 100% nikomu, kto chce na nas zarobić. Zawsze należy sprawdzać ceny konkurencji.
25.09 Sauraha
Coraz mniej podoba mi się w Sauraha Jungle Lodge. Dwa dni temu chcieli 450 NRs za spływ łódką i jungle walk. Kiedy udało nam się załatwić sobie to samo za 380 NRs w innym biurze stwierdzili, że oni również mogą nam zorganizować wszystko w tej samej cenie, że ich cena była wyższa, bo chcieli nam dać dwóch przewodników, ponieważ w dżungli jest niebezpiecznie. Dziś rano starali się nam wmówić, że ich cena od samego początku była 350 i śmiali się z nas, że przepłacamy. Mówili również, żebyśmy nigdzie nie jechali, bo zanosi się na deszcz i nie zobaczymy żadnych zwierząt, żebyśmy odwołali wycieczkę i pojechali z nimi wieczorem itp. Podejrzewamy, że za słonie również u nich przepłaciliśmy. Za załatwienie biletów do Birganj wzięli 130 NRs tłumacząc, że nadwyżka to koszt rezerwacji biletu. Jeśli doda się do tego problemy z pierwszego dnia, gdy proponowali nam dwójki z łazienką za 60 NRs, managerowie hotelu nie sprawiają wrażenia uczciwych ludzi. Hotel nie może być rekomendowany.
By pochodzić po dżungli nie trzeba wynajmować aż dwóch przewodników, a każdy, kto mówi inaczej, chce po prostu nadmiernie zarobić na turystach. Najlepszym terminem do odwiedzin w parku jest luty - marzec, gdy wieśniacy wycinają trawy i wszystko widać jak na dłoni. Teraz las jest mocno zarośnięty i choć małpy skaczą po drzewach, to nosorożce jedynie słychać, kiedy buszują w dwumetrowej trawie. Wchodzenie do parku (i co za tym idzie, płacenie permitu za wstęp) jest więc zupełnie bezsensowne. Chyba, że stać kogoś na rozrzutność.
Do Elephant Breeding Center wejście jest za darmo, 20 NRs kosztuje jedynie przepłynięcie łódką przez rzekę do ośrodka. Nie trzeba również mieć wykupionego permitu.
Na terenie parku żyje tylko jeden dziki słoń. Uciekł kiedyś treserom i żyje teraz samotnie w dżungli. Podchodzi nieraz do Breeding Center i bije inne słonie - samców, a zaleca się do słonic.
Źródło: TravelBit